piątek, 29 kwietnia 2011

Anne Bishop "Córka Krwawych"


Z okładki książki


W świecie Mrocznego Królestwa, przepełnionego zdradą i korupcją, zasady ustalają Krwawi - rasa czarownic i czarnoksiężników, których moc określają magiczne Kamienie...
Przed ponad 700 laty czarownica sabatów Klepsydry ujrzała spełniającą się starożytną przepowiednię - nadejście najpotężniejszej Królowej w historii Krwawych, żywego mitu, Czarownicy, która posiadać będzie więcej mocy niż sam Wielki Lord Piekła.
Przepowiednia zaczyna się spełniać..
.



Żeby książka była moja, muszę ją oswoić, przełamać chęć zimnej oceny nadmiernego krytykowania, dać się ponieść autorowi. Anne Bishop to się bez wątpienia udało, stworzyła świat w którym można się zanurzyć, z przyjemnością dać się porwać wydarzeniom bez nadmiernej analizy w czasie lektury. Refleksje przychodzą później co nie umniejsza przyjemności ze śledzenia akcji książki ale porządkuje pewien chaos odbioru.

Po przeczytaniu pierwszej części, zdaje sobie doskonale sprawę że nie jestem w stanie ocenić całego zamysłu powieści który towarzyszy autorce. Nie byłabym jednak sobą, gdyby w moim umyśle nie trwała swoista analiza tego co podarowała czytelnikom Anne Bishop.

Najbardziej zachwyca mnie koncepcja Ojca, Brata, Kochanka. I to jest w mojej ocenie siłą tej powieści. Nie umiem jeszcze ocenić na ile jest to zamysł świadomy czy też moje skojarzenia są przypadkowe. Ale brnę dalej ponieważ sama Bishop nieustannie odwołuje się do płaszczyzny tradycji chrześcijańskiej w której wiodącym fundamentem jest Ojciec, Syn i Duch Święty. Ale ja w swojej nadinterpretacji sięgnę jeszcze głębiej, bo dla mnie to metafora trójwymiarowej przestrzeni. Zupełnie pozbawione sensu? Możliwe, ale jakże przyjemnie jest postawić taką oto tezę. Pierwszy wymiar- wysokość to Saetan- Ojciec, ten pierwszy najwyższy, przynajmniej z pozycji w której poznajemy go. Drugi wymiar to szerokość- Lucivar, czyli ktoś pod kogo opiekuńczymi skrzydłami można się schronić na którego można zawsze liczyć. I trzeci wymiar głębokość – Daemon, który sięga istoty jestestwa.

Najważniejszy z wymiarów to ten czwarty, czas, jest nim Jaenell. Czas bez którego nic nie ma sensu. To on ma władzę nad pozostałymi płaszczyznami. Dlatego życie tych trzech mężczyzn, nabiera nowego wymiaru, kiedy pojawia się Czarownica. Jej „zwiastowanie”, oczekiwanie, oraz nadzieja na zbawienie świata wraz z tą nową siłą są następną analogią do Biblii. Pod postacią Jaenell pojawia się pewna energia która była, która się ucieleśniła i będzie zawsze by dawać nadzieję i w konsekwencji być siłą sprawczą zmian. Pomimo tego że posiada ogromną moc nie może oddalać wszystkiego co złe od siebie. To na pierwszy rzut oka może wydawać się być brakiem konsekwencji, najpotężniejsza a nie jest w stanie przeciwstawić się złu przeciwko niej samej. Ale to cierpienie którego doznaje lub będzie doświadczać w przyszłości ma ogromne znaczenie. Przybliża Jaenell do śmiertelników.

Ilość tych analogii do chrześcijaństwa jest przytłaczająca, chociażby motyw kielicha który jest tak istotny. Ale to wszystko to mistyka która determinuje pomysł Bishop. Nie wiem na ile jest to zabieg świadomy, ale na pewno z mojej perspektywy zauważalny i bardzo ciekawy. I chce prawie wykrzyknąć „cóż sobie Pani wymyśliła nowe przymierze pomiędzy SaDiablo i Angelline?”.To się nie może udać, ale z uwagą przeczytam jak Pani z tego wybrnie.

Tak jak pisałam wcześniej muszę oswoić świat tej powieści, który budzi we mnie pewne zmieszanie. Jest ono konsekwencją zapewne braku znajomości reguł powieści świata fantasy. Gubię się więc w logice tła, bo mój umysł chce uczepić się znajomych form, przyporządkowania epokom czy schematom. I to zawahanie nie dotyczy magii ani nadprzyrodzonych możliwości, ono dotyczy codzienności która gdzieś tam przebija przez losy bohaterów a mnie odrobinę drażni. Dostrzegam także kalki, od którym nie mogę się uwolnić. Jest nią np. postać mentora, pięknego i strasznego w swych czynach oraz postać kobiety zamkniętej w ciele dziecka. Obrazek wprost wyjęty z „Wywiadu z wampirem”. I to przechadzanie się po tej krawędzi pożądania do Czarownicy dziecka. Jestem tak zmanipulowana przez autorkę że natychmiast wybaczam wszystko Daemonowi, zaś nie mogę zrozumieć ludzi w Briarwood. Ciekawy zabieg z moralnego punktu widzenia, ale to tylko znajomość motywów jest siłą sprawczą perspektywy z jaką przyglądamy się danym sytuacjom. A te sytuacje w dużej mierze są napędzane przez seksualność która staje się osią wokół której toczy się powieść. Jednak te filary z niej zbudowane momentami są dla mnie zbyt ciężkie, zbyt wiele ich. Choć oddaję prawdę autorce, konstrukcja ma sens i porządne fundamenty.

Mężczyźni: ojciec, brat, kochanek. Saeton wydaje mi się tak bezbronny w swojej nieuświadomionej miłości ojcowskiej, niespodziewanej nie tylko w stosunku do swej duchowej córki Jaenell ale także do swych synów. Lucivar- jest go za mało w pierwszej części by coś więcej napisać, ale jego cień towarzyszy wszystkim. Daemon, wiem o nim najwięcej. Jest tak blisko, za blisko…