piątek, 24 lipca 2009

MALOWANY WELON William Somerset Maugham


Moja historia książki: Po obejrzeniu filmu stwierdziłam że może coś więcej kryje się w słowie pisanym i tak też książka trafiła w moje ręce


„Malowany Welon” , to opowieść o małżeństwie Kitty, Małżeństwie zawartym pośpiesznie, z obawy że młodsza siostra będzie tą która pierwsza wyjdzie za mąż. W połowie lat 30-tych panna z dobrego domu, niezamężna w wieku 25 lat budziła już lekki niepokój staropanieństwa. Ofiarą tego pośpiechu jest Walter, człowiek nieśmiały, zamknięty w sobie ale darzący prawdziwym uczuciem młodą Angielkę. Tuż po ślubie małżonkowie wyruszają do Chin. Kitty szybko się orientuje że jej decyzja była pomyłką i że nie o takim mężu marzyła. Walter jest spokojnym domatorem, unikającym towarzystwa, całkowicie oddany swojej pracy naukowej bakteriologa. Młoda żona szuka pocieszenia u Charliego, zastępcy gubernatora który wydaje jej się uosobieniem wszystkich cech których brakuje Walterowi. Romans wychodzi na światło dzienne. Walter stawia twardy warunek: jeśli Charlie uzyska rozwód i obieca że ożeni się z Kitty on uwolni ją od swojego towarzystwa. Przekonana o wielkim uczuciu jakim darzy ją kochanek, jest pewna że tak właśnie się stanie. Otrzymuje jednak jeden cios, jasny sygnał że Charlie nie ma zamiaru nic zmieniać w swoim życiu, a układ kochanek kochanka najbardziej mu odpowiada. Drugim ciosem jest decyzja Waltera o wyjeździe na prowincje, w obszary gdzie panuje cholera, by tam pomóc opanować zarazę, a żona ma mu w tym wyjeździe towarzyszyć. Młodej Angielce wydaje się że w tym momencie skończyło się już jej życie. Ale dopiero wtedy zaczyna realnie patrzeć na swoje relacje z mężem, rozpoczyna się prawdziwe dojrzewanie Kitty.


Cały ciężar powieści jest skupiony na Kitty, celem autora jest abyśmy poznali na tyle dobrze bohaterkę by zrozumieć wagę wszystkich przemian które w niej zachodzą. Tego jak odchodzi ze świata który znała i reguł które wyznawała, odkrywa rzeczy których wcześniej nie dostrzegła. Schemat tych zmian nie jest ani prosty ani jasno nakreślony. Wszystko jest jak w tym wierszu Byssa który dał tytuł tej powieści : malowana zasłona, którą żyjący Życiem zowią. Zasłona powoli odsłania się.

Film może mnie nie zachwycił ale ogromnie mi się podobał, niósł w sobie obietnicę, że książka jest dziełem głębokim, niosącym wiele pytań, że będzie wypełniona emocjami zawieszonymi gdzieś pomiędzy małżonkami. Wszystko jednak jest opisane z wielką rezerwą, tych oczekiwanych emocji w takim natężeniu nie odnalazłam. Rozczarowałam się także bardzo skromnymi informacjami na temat Chin, które są tylko egzotycznym tłem. Równie dobrze powieść mogła by się rozgrywać w każdym innym miejscu na świecie, miejscu które by zapewniały warunek izolacji i wyobcowania.

Nie żałuje jednak że poświęciłam czas tej lekturze, zawsze miałabym poczucie że coś straciłam że jej nie przeczytałam. W taką pułapkę złapał mnie Currant swoim filmem oraz Norton swoją grą.


Autor: William Somerset Maugham
Wydawnictwo:Świat Książki
Liczba stron:288
Rok wydania: 2007

środa, 22 lipca 2009

DOM NA KRAŃCU ŚWIATA Michael Cunningham


Mogłam się spodziewać, że literatura które oferuje Cunningham spodoba mi się. Znałam do tej pory „Godziny” i to o zgrozo tylko w wersji filmowej. Obraz bardzo mi się podoba ale zwlekałam z przeczytaniem książki. Przypadek sprawił że to „Dom na krańcu świata” był moim pierwszym spotkaniem z tym autorem.



Na historię opowiedzianą w tej książce spoglądamy oczami czterech narratorów. Jonathana- odrobinę przewrażliwionego, inteligentnego chłopaka, żyjącego z nieustająco obawą przed stałym związkiem. Clare- ekscentrycznej trzydziestoparolatki, z powiewem hipisowskiej przeszłości w jej zagmatwanym świecie. Bobbiego- poszukiwacza bezpiecznego domu, wiecznie nieobecnego na granicy rzeczywistości i metafizyki. Oraz Alice, która jest matką Jonathana, kobiety niespełnionej w swoim małżeństwie , obawiającej się wolności.

Co łączy te wszystkie osoby? Skomplikowane relacje które poznajemy na przestrzeni kilkunastu lat. Towarzyszymy nastoletniemu Bobiemu i Jonathanowi w okresie kiedy się poznają. Ich dojrzewanie, wzajemną fascynację możemy oglądać nie tyko z ich własnej perspektywy, ale także obecnej w ich życiu Alice. To daje czytelnikowi niezwykły wgląd w zmiany które zachodzą w bohaterach. Dom rodzinny Bobbiego, prawie nie istnieje, dlatego w niepostrzeżenie dla wszystkich, staje się nim rodzina Jonathana.. Wtapia się w nią by wreszcie zamieszkać na stałe. Przebywa w nim długo, dużo dłużej niż prawowity syn Alice, który wyjeżdża do collegu a potem układa sobie życie w Nowym Yorku. Ta nowa rodzina jednak po latach rozpada się. Alice ze względu na stan zdrowia swojego męża przenosi się do innego Stanu. Opuszczony Bobby szuka wsparcia u Jonathana, rusza do Nowego Yorku.

Jonathanowi wydaje się że poukładał swoje dorosłe życie. Ma dobrą pracę, uciech cielesnych dostarczają mu przygodni spotkani mężczyźni, a stabilizację emocjonalną zapewnia mu Clare, z którą wiąże go niezwykłe duchowe porozumienie. Pojawienie się Bobbiego wprowadza napięcie w małe mieszkanko na Manhatanie. Powstaje trójkąt o przedziwnych relacjach. Clare jest zakochana w Jonathanie , uwodzi Bobbiego , który ją fascynuje ale i staje się uzupełnienie jej przyjaciela. Jonathan jest zazdrosny o Clare, a także czego nie może przyznać przed samym sobą o Bobbiego. Sam Bobby jest najmniej skomplikowaną osobowością , a może najbardziej, kocha z równą siłą i Jonathana i Clare. Uffff. To nie dające się wtłoczyć w żadne schematy trio, podejmuje próbę uporządkowania zagmatwanych relacji i stworzenia prawdziwego domu.



Michael Cunningham łamiąc wszelkie schematy dotyczące rodziny, nie chce szokować swoich czytelników. Stawia za to mnóstwo pytań: czym jest tak naprawdę rodzina, kto ją może stworzyć? Czy bycie szczęśliwym razem, jest warte ceny odsunięcia poza nawias społeczny? Czy jesteśmy na tyle silni by dokonywać właściwych wyborów? Czy współczesne społeczeństwo, a raczej społeczeństwo wysoko uprzemysłowione, wyzbyło się wszelkich norm dotyczących tworzenia rodzinnego domu? Czy wprost przeciwnie mamy doczynienia z powrotem wartości rodzinnych ale może na innych zasadach?

Książka wciąga w wir myśli i uczuć czwórki narratorów. Jesteśmy wewnątrz nich jesteśmy obok nich , a wszystko poprowadzone ręką mistrza. Bardzo podobało mi się jak autor kreśli uczucia jak eksponuje wszelkie radości i obawy związane z poszukiwaniem swego miejsca na ziemi. Pomimo tego, nie ma jakiegoś zadęcia, książkę czyta się z zadziwiająco szybko, lecz obrazy , słowa, myśli – pozostają.

To dziwne ale po skończonej lekturze pomyślałam, że dla mnie mogłaby istnieć tylko pierwsza część, byłaby to opowieść doskonała. Jakaś tajemnica snuje się w początku tej powieści. Podróż do Nowego Yorku lekko mnie przytłoczyła. To nie znaczy, że powieść od tego miejsca była nieciekawa ale wyraźnie inna.


Obejrzałam także ekranizację. Najlepszym określeniem będzie; ciut rozczarowująca. Scenariusz co prawda napisał sam Michael Cunningham, ale zabrakło tego co najpiękniejsze w tej książce, anatomii uczuć i odczuć. Jeszcze raz X muza nie obroniła się. Książkę uważam za dzieło zdecydowanie lepsze. Za to Collin Farrel w roli Bobbiego rewalacyjny, dokładnie tak sobie wyobrażałam tę postać, wiecznie nieobecną, trochę nieśmiałą, zawieszoną gdzieś pomiędzy tu i tam. I właściwie jedynie dla tej roli warto sięgnąć po ten film.


Autor:Michael Cunningham
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron:428
Rok wydania: 2003

niedziela, 19 lipca 2009

MIŁOŚĆ PEONII Lisa See



Z wielkim entuzjazmem sięgnęłam po tę książkę. Temat od początku wydawał mi się wielce ekscytujący; miłość sięgająca poza ramy życia, a wszystko zawieszone w XVII-wiecznych Chinach.

Cały pomysł powieści Lisa See oparła na „Pawilonie Peonii” XVI-wiecznej operze. Nie był to jednak zwykły utwór, a dzieło kultowe wywierające niepokojący wpływ na młode dziewczęta. Siła jego była tak wielka, że wzorując się na bohaterce opery, nastolatki pragnęły tak jak ona, umierać z miłości. Dlatego też w wiek później, zabroniono druku i upowszechniania „Pawilonu Peonii”. Owoc zakazany smakuje jednak najlepiej, a brak dostępu do niego rozpalał wyobraźnie czytelniczek.

Tytułową Peonię poznajemy w dniu w którym słucha opery. „Pawilon Peonii” zna i kocha ale po raz pierwszy słowo pisane ogląda w wykonaniu aktorów. To nie tylko dzień uniesień i spełnienia marzeń ujrzenia tego utworu, to także dzień spotkania z miłością swego życia. Młody poeta staje się źródłem westchnień 16- letniej Peonii. Jej radość z tego uczucia jest tym większa, bo ukochany odwzajemnia tą miłość. Od tego momentu, młoda dziewczyna dzieli swoje życie pomiędzy dalszym studiowaniem opery oraz rozmyślaniem nad swym uczuciem do poety. Obok, prawie niezauważalnie dla niej samej, toczą się przygotowania do jej ślubu. Jak każda kobieta z dobrego domu, od dawna ma już wybranego męża. Nie zna go, ale jako dobra córka akceptuje wybór rodziców. Peonia poddaje się bezwolnie temu wszystkiemu, powoli umierając z miłości do ukochanego. Kilka dni przed datą ślubu odchodzi ze świata żywych, wkracza w świat duchów by tam z zaskoczeniem i przerażeniem stwierdzić, rzecz przed nią wcześniej zakrytą; przeznaczonym na jej męża mężczyzną był ów poeta którego tak kochała. Czy jako duch będzie miała możliwość zmiany losów jej i jej najbliższych? Towarzyszymy Peonii w nieustannym przenikaniu się świata żywych i umarłych, świata duchowego i realnego.

Czuje jednak rozczarowanie, rozwiązaniem tematu oraz poprowadzeniem narracji. To prawda że zalała mnie fala informacji na temat świata duchów w dawnych Chinach. Fala miejscami jednak była za wysoka i miałam problem z uporządkowaniem tej ogromniej wiedzy. Może to towarzyszące czytaniu upały, problemy ze skupieniem uwagi, brak wartkości akcji i jej przewidywalność, z kartki na kartkę zniechęcały mnie do lektury. Nie wywiązała się między mną a Peonią żadna nić porozumienia. Wydawała mi się od początku naiwną, egoistyczną osobą, która tak kieruje swoim i cudzym życiem by wypełnić je kolejnymi aktami żywcem wyjętymi z jej ukochanej opery. I to nawet miejscami stawało się większym priorytetem niż miłość do ukochanego poety. Ta dziewczyna mimo upływających lat niewiele się zmieniała i uczyła.

Co innego przykuło moją uwagę w tej opowieści. Przede wszystkim chęć zaistnienia na drodze artystycznej kobiet. Czas przebudzenia się tych wszystkich matek, córek, kochanek i konkubin, poprzez utwory poetyckie, komentarze do wielkich dzieł. To one, kobiety z wyższych sfer, zamknięte w swych wielkich posiadłościach- autonomicznych państwach których nigdy nie opuszczały, czuły, kochały i cierpiały. Odkrywały ze te uczucia można zamknąć w słowie, które może ulecieć z tych złotych klatek. Nigdy nie były wolne, całkowicie uzależnione od mężczyzna, a dodatkowo jako klasa uprzywilejowane miały od małego krępowane stopy, bo taki był kanon ówczesnego piękna. Ta ułomność uniemożliwiała praktyczne samodzielne poruszanie się. Wolność odnalazły właśnie w literaturze. W XVII nastąpiła fala utworów publikowanych przez kobiety, nie tylko na potrzeby rodzin, ale trafiały one także do szerszego grona czytelników. Zagadnienie to jest marginalne dla całej powieści ale bardzo interesujące w aspekcie społecznym.

„Miłość peonii” zmusiła mnie także do refleksji na temat anoreksji. To była przypadłość na którą umarła sama Peonia oraz jak można podejrzewać wiele młodych dziewczyn ówcześnie żyjących. Poetycko nazwana „Chorobą miłości” budziła strach i ogromny smutek u najbliższych. Problem musiał przybierać na sile, bo wiele wzmianek w ówczesnych kronikach donosiło o tym niepokojącym zjawisku.O tym że anoreksja nie jest chorobą nową, ale dotykała młode dziewczęta i kobiety już od setek lat wiedziałam wcześniej. W średniowieczu pod zasłoną pokutnych głodówek odchodziły z tego świata uświęcone dziewice. W historycznym aspekcie anoreksji zawsze przywołuje postać Klementyny Sobieskiej, wnuczki naszego króla Jana. Źródła podają że jadła mało lub w ogóle, żyjąc praktycznie samą wodą. Umarła z niedożywienia. Wcześniej jednak wydała na świat dwóch synów, i jeden z nich Karol Stuart, odegrał nie małą rolę w historycznych zawieruchach Europy. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego że nadal bardzo trudno leczyć tą straszna choroby, wiemy o niej więcej, co pozwala nam uratować choć część młodych istnień.


Nie chce nikogo zniechęcać do tej powieści, bo pewnie nie zasługuje ona na to. Przekonajcie się sami czy „Miłość Peonii” Was porwie, mnie ledwie musnęła swoim skrzydłem, a to za mało.

Na półce czeka następna powieść Lisy See „ Kwiat śniegu i sekretny wachlarz”. Chyba jednak muszę zrobić pauzę, wejść w inne światy by powrócić z nowymi siłami do bohaterów Lisy See.

Autor: Lisa See
Wydawnictwo:Świat Książki
Liczba stron:400
Rok wydania: 2007

piątek, 17 lipca 2009

PRZYPADKOWY MĘŻCZYZNA Philippe Besson


Jeśli poszukujecie prawdziwej recenzji tej książki zapraszam na blog Germini.

To moje 6-ste spotkanie z Bessonem.



„Chciałem wszystko zachować dla siebie, ale czuje, że to niemożliwe, i z całą pewnością jest pan tym, prawdopodobnie jedynym, komu mogę to powiedzieć”

„Pod nieobecność mężczyzn” F. Besson

Znowu Pan czaruje, Panie Besson, wszystkie te słowa których nie można się wyprzeć, poezja prozą. Pan o tym wie.

Ależ pięknie, szczególnie pierwszy raz, zanurzyć się w tym powtórzeniu. To jest jak słuchanie opowieści którego koniec i bohaterów znam ale bajarz za każdym razem dodaje coś nowego, czasami gubi rytm i rym opowiadając ponownie, historię miłości

Mrużę oczy, uśmiecham się, Pan znowu o tym 16-latku co ucieka z domu. Musiał Pan przywołać jego obraz, bo inaczej historia nie byłaby uświęcona. Ma Pan obsesję, wie Pan? Ja kocham jednak tą przypadłość, dzięki niej spotkaliśmy się.

To nic że wszystko znajome, z niecierpliwością przewracam kartki, nie nudzi Pan. Muszę odczytać wszystko co się znajduje pomiędzy gestami, spojrzeniami i ciszą. To nie są zmarnowane, ale słowa poszukiwane.

Prowadzi Pan jakąś dziwną terapię z milionami. Przynosi ukojenie? Jest Pan w tym wszystkim taki niepocieszony ....

Czy zdaje sobie Pan sprawę, że niedługo zostanie Pan ukamienowany? Nie, bynajmniej nie za tą grzeszną miłość, może przez niektórych, ale to nie ten czas. Piszą, że jest Pan wtórny, nic nowego nie daje. Nie będę Pana bronić, tak właśnie jest .Polecą więc kamienie, Pan ciągle opowiada tą samą historię. Zabija Pan tę miłość. Pastwi się nad nią by się przeglądała w cierpieniu i śmierci. Może Pan już to wie? Najpiękniej jej w ostatecznościach, zwyczajność ją rozcieńcza. To dlatego.

- Czy wolałaby Pani gdybym już więcej nic nie napisał

Nie, nie niech Pan nie przerywa...

„Zapewniam go, że zupełnie nie znam tego języka, tak więc może mówić śmiało, bez obawy że go wyśmieję. Prowadzi zatem dalej ten swój dziwny monolog, mówi coraz płynniej, pewniej. Nadstawiam ucha, udając, że wsłuchuje się w cichą muzykę, nie rozumiejąc słów, jakby to była piosenka w obcymi mi języku. A potem słowa zaczynają płynąć wolniej, jakby nabrały uroczystego charakteru. Słowa, które Jack wypowiada, to słowa miłości i jest to dla mnie prawdziwie wstrząsające. Nic nie odpowiadam. Nie mam co odpowiadać, skoro rzekomo nie rozumiem”

„Przypadkowy mężczyzna” F. Besson

środa, 15 lipca 2009

SAGA SIGRUN Elżbieta Cherezińska


Moja historia książki „Sagę Sigrun” odkryłam na blogu be.el. Dziękuje za te słowa, to one pozwoliły mi ją odnaleźć

Rozstaje się z Sigrun z żalem, żalem kończącej się opowieści którą snuła nieśpiesznie. To była pieśń o jej życiu, które zaczynało się i kończyło na miłości. Przeniosła mnie w zielono-granatowe fiordy, w zimne polarne noce i długie letnie dni. Towarzyszyłam Sigrun od momentu kiedy opuszczała dom rodziców by wyjść za mąż i udać się do Nemsen, osady męża. Spoglądałam jej oczami na świat wikingów który ją otaczał, na zwyczaje, legendy i prawa nim rządzące. Próbuje zrozumieć wraz z nią jak powinna postępować żona jarla, jednego z 8 najważniejszych Panów Północy. Gdzie jest miejsce kobiety w tym świecie mężczyzn, jaką ma rolę do wypełnienia. I co los jej przeznaczył.

Życie Wikingów było naznaczone walką, wyprawami morskimi, długą nieobecnością w domu. Życie Sigrun to przypływy i odpływy związane z tym odwiecznym rytmem. Przypływami są powroty jej ukochanego męża Regina. Falami pożądania które oblewają obojga. Poczuciem bezpieczeństwa które daje obecność mężczyzny u boku, oglądanie nieznanych krain jego oczami. Dzieleniem się troskami dnia codziennego, z tym z którym połączył ją los. Odpływami, jego wielomiesięczne nieobecności, naznaczone nieustającymi tęsknotą i obawą o niego. To są te wszystkie chwile, gdy to ona staje się najważniejsze w Nemsem, cały trud zarządzania domem i ziemiami spada na jej barki. Choć serce się buntuje przed takim porządkiem rzeczy, rozum podpowiada że taki los spotyka wszystkie kobiety żyjące w tych zimnych krainach bez względu na status społeczny. To jest cena którą płacą za trwanie przy boku odważnych, dumnych i nieugiętych mężczyzn .Wojów dla których największym honorem jest śmierć uświęcona w walce.



Elżbieta Cherezińska zasługuje na wielkie uznanie. Stworzyła nie tylko powieść napisaną pięknym językiem z barwnymi postaciami, ale przeniosła czytelnika w świat średniowiecznej Norwegii kreśląc z pietyzmem wszystkie aspekty historyczne, kulturowe i religijne. Ten trud w przygotowanie tła dla swoich bohaterów opłacił się, otrzymaliśmy obraz pełny. Pomimo dzielących nas tysiąca lat, tak dla nas bliski.Jest on na tyle realny że z łatwością, możemy identyfikować się z radościami i obawami Sigrun. Tęsknota, lęk o najbliższych, zazdrość, poczucie osamotnienia, ból utraty tych których kochamy. To wszystko trwa, nic się nie zmienia, tylko scenografia wokół nas jest wymieniana.

Polecam tę książkę wszystkim którzy kochające zimny skandynawskie klimaty, wszystkim których pociąga średniowiecze, wszystkim których interesuje starcie się Bogów, tych starych którzy byli czczeni od wieków i tego nowego który przybywa do brzegów Norwegii u progu nowego tysiąclecia. To także źródło wiedzy na temat Wikingów praw i zwyczajów które nimi kierowały, ich historycznych uwarunkowań. To przede wszystkim książka dla wszystkich którzy chcą posłuchać sagi o pięknej, dumnej, zahartowanej przez życie kobiecie. Sigrun córce Apalvadra, żonie Regina, matce Bjorna i Gudrunn.

Mam nadzieje że moje rozstanie z Sigrun oraz jej rodziną nie będzie zbyt długie. W przygotowaniu następna część cyklu tworzonego przez Elżbietę Cherezińską „Północna Droga”. Jej tytuł brzmi „Ja jestem Halderd”.

Autor: Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
Liczba stron:406
Rok wydania:2009

czwartek, 9 lipca 2009

KRÓL Z ŻELAZA Maurice Druon

Ten cykl „ Królowie Przeklęci” nęcił mnie już od dawna. Uwielbiam średniowiecze i wszelkie informacje na jego temat. Książki Druona są zawsze wymieniane jako obowiązkowe w edukacji o tamtym okresie. Cykl siedmiu powieści obejmuje lata 1314-1342. Traf graniczący z cudem pozwolił mi w mojej bibliotece zdobyć pierwszy tom, który nosi tytuł „Król z żelaza”

Tytułowy król to Filip IV Piękny, który rządził Francją przeszło 29 lat. Jego silna ręka pozwoliła umocnić kraj , wzrosło także znaczenie tego państwa w sprawach kościoła, tak istotnych w tamtym okresie. Powieść Druona przybliża nam otoczenie oraz rodzinę króla, u schyłku jego życia. Wydaje się że wszystko toczy się zgodnie z wolą władcy, Francja jest silna, Templariusze zostali zniszczeni a ich dobra przejęte, ma trzech synów gwarantujących ciągłość dynastii. Jego córka Izabela jest królową Anglii. Wielki mistrz templariuszy po długoletnim więzieniu zostaje stracony. W godzinę śmierci przeklina swoich katów: papieża i rodzinę królewską. Od tego momentu wielkie mocarstwo zaczyna się chwiać w posadach. Dwór dotykają intrygi i spiski. Wybucha skandal, dwie synowe króla. Małgorzata i Blanka, zostają oskarżone o cudzołóstwo, trzecia z nich Joanna o współudział. Miesiąc po męczeńskiej śmierci wielkiego mistrza żegna się z życiem papież Klemens, dwa miesiące potem kat Nogaret. Strach zagląda do serca króla, zaczyna z trwogą spoglądać na dzieło swojego życia i zadaje sobie pytanie czy klątwa kładzie się cieniem także na jego rodzinę.


Druonowi udała się dość trudna sztuka, wypełnić w sposób interesujący luki historyczne których oficjalne dokumenty nam nie dostarczają. Nie jest to może powieść najwyższym lotów, lecz w przystępny sposób podana lekcja historii. Postacie są jednopłaszczyznowe, tak by u czytelnika nie budziły wątpliwości ich poczynania. To książka dla wszystkich którzy chcą pogłębić swoją wiedzę obejmujący okres rządów Kapetyngów, niekoniecznie ślęcząc nad datami i suchymi faktami. Za powieść daje ledwie 3 gwiazdki ale za przekaz historyczny dodaje jeszcze jedną.

Z radością odkryłam ,że córka Filipa Pięknego, Izabela była tą królową która wspierała Williama Walleca w jego walce. Zawsze miło odnaleźć jakieś powiązania szkockie. Chodź sama Izabela jest raczej surowo oceniona przez historię a w „Królu z Żelaza” jawi nam się jako główna inicjatorka skazania swoich szwagierek. Może sobie filmowo tę postać przypominacie? W filmie „Braveheart” grała ją Sophie Marceau

Z zainteresowaniem będę śledzić dalsze losy "Królów Przeklętych" o czym na pewno tutaj doniosę.

Autor: Maurice Druon
Wydawnictwo:Muza S.a
Liczba stron:312
Rok wydania:2001

środa, 8 lipca 2009

DOM NAD ROZLEWISKIEM Małgorzata Kalicińska


Moja historia książki Lubię mieć własne zdanie i to było głównym motorem sięgnięcia po ten tytuł. Zewsząd zalewały mnie radosne opinie; świetna powieść, doskonała książka, nie mogłam się oderwać, zaliczone nieprzespane noce. To słyszałam z ust moich koleżanek i znajomych mojej mamy. Skoro tylu osobom się podoba, trzeba przeczytać. Byłam jednak asertywna i czekałam na okazję, pieniędzy nie chciałam na nią stawiać. I chwała mi za to intuicja mnie nie zawiodła, szkoda by mi było wyrzuconego grosza. Na szczęście koleżanka z wypiekami na twarzy wcisnęła mi „Dom nad Rozlewiskiem” – z tajemniczym "Jest po prostu świetna”. Zaczęłam czytać


I czytałam o Gosi, która ma dobrze płatną ale frustrującą pracę w agencji reklamowej. A tysiące kobiet musi się zadowolić frustrującą i źle płatną pracą, więc jakoś nie zaczęłam współczuć. Tak samo nad utyskiwaniami pt. jaka jestem stara i zapewne z tego powodu mnie wyrzucą. Gosia jednak pragnie coś zmienić w swoim życiu, przede wszystkim męża i otoczenie. Córka Marysia jest idealna więc zostaje ale tak na wyciągnięcie ręki żeby nie przeszkadzała. Gosia wyrusza do swojej mamy, z którą właściwie nie miała kontaktu przez 30 lat. Mama mieszka w bardzo urokliwym miejscu na Mazurach. Z miejsca kobiety przypadają sobie do serca, nie ma żadnych zadr, żadnych pretensji nawarstwionych przez dziesięciolecia. Gosia się zadamawia wrasta w to inne środowisko. Mąż usuwa się w bok, po to by zwolnić miejsca nowemu, ten się pojawia a nawet kilku. Pojawiają się także pomysły jak „zniszczyć” to urokliwe miejsce, czyli Gosia buduje pensjonat plus rozlewisko przekształca w kąpielisko. Wszystko z małymi potknięciami idzie jak po maśle, nawet teściowa umiera w odpowiednim czasie by marzenia o Pensjonacie otrzymały solidny zastrzyk finansowy. Wszyscy się kochają, jeśli nawet nie ma na to szans to natychmiast się zaprzyjaźniają. W tym momencie cukieriady już miałam dość, brnęłam jednak do końca z nadzieją że może coś położy rysę na tym idealnym obrazku. Rysa się pojawiła to prawda- czyli problemy z lubym ale tak jakoś nie do końca mnie one obeszły.


Przepraszam za ten sarkastyczny ton, ale to właśnie była powieść z cyklu jak polskie kobiety mogą szaleć za niczym. Bo niewiele ta powieść ma do zaoferowania. Poza przepisami na kilka potraw. Jeśli jednak ktoś lubi naiwną bajeczkę osadzoną w prawie polskich realiach, z niewyszukanym językiem i kiepską fabułą, to książka dla niego. I niech nie czuje się winny jest w doborowym towarzystwie tysięcy kobiet polskich na tyle zdegustowanych rzeczywistością, że kochają ten pseudo raj. Lekka wakacyjna lektura? Nie dla mnie- ja się okrutnie męczyłam. Czuje się jednak jakoś nieswojo, że nie umiem wejść w ten główny nurt zachwytów, zwracam uwagę na straszny warsztat autorki i razi mnie naiwność i prostota tej powieści. Jakaś dziwna jestem...