środa, 29 lutego 2012

City Hunter



Dawno nie oglądałam niczego w klimacie sensacyjnym, ostatnio nudził mnie ten gatunek. Ale ta drama odmieniła wszystko. Przepraszam ale ani trochę nie będę obiektywna, nie mogę podchodzić do niej z rezerwą, ponieważ "City Hunter" zawrócił mi totalnie w głowie. Czuje się po raz kolejny jakbym zderzyła się z azjatyckim pociągiem, który przejechał po mnie pozostawiając zmaltretowaną ale jakże szczęśliwą. Uczucie bezcenne.



Całe życie Lee Yoon Sung (Lee Min Ho)jest podporządkowane jednemu celowi- zemście. I pisząc całe życie wcale nie przesadzam. Jako miesięczne dziecko zostaje zabrany matce, wywieziony do Tajlandii, by tam dorastać w obozie handlarzy narkotyków. Jego wychowaniem zajmuje się były żołnierz służb specjalnych Lee Jin Pyo (Kim Sang Joong). Od najmłodszych lat chłopak przechodzi ciężki trening, mający na celu stworzenia w przyszłości zabójcy doskonałego.Yoon Sung dorasta z przekonaniem, że ten surowy Jin Pyo, jedyny człowiek cały czas obecny w jego życiu, to jego ojciec. Wiele lat konsekwentnych ćwiczeń, życie w spartańskich warunkach tworzą zahartowanego i przygotowanego na wszystko wojownika. Jin Pyo zostaje jednak poważnie ranny i obawiając się śmierci, wyjawia tajemnicę która napędzała do tej pory jego wszystkie działania. Pragnie zemsty na ludziach, którzy skazali na śmierć żołnierzy swojej własnej armii podczas tajnej misji wojskowej. Jedynym który przeżył tą masakrę był Jin Pyo, którego zasłonił przed kulami prawdziwy ojciec Yoon Sung'a. Od tego momentu chłopak zrozumiał, że to także jego zemsta a ludzie za to odpowiedzialni muszą zostać ukarani.


Mija jednak kolejne kilka lat ponieważ do tego odwetu należy się bardzo skrupulatnie przygotować, a tożsamość Yoon Sung nie może budzić żadnych podejrzeń. Winni zbrodni to nie są zwykli obywatele a wysoko postawieni politycy i niezwykle trudno dostać się w ich pobliże. Yoon Sung zdobywa kolejne stopnie wykształcenia w Stanach Zjednoczonych, by przybyć do Korei z doktoratem w dziedzinie informatyki. Zaczyna pracować w departamencie rządowym odpowiedzialnym za komunikacje. Tworzy swoją nową tożsamość, lekko zblazowanego, fajtłapowatego ale niezwykle cenionego pracownika Niebieskiego Domu, który prowadzi bardzo bogate nocne życie. To tylko przykrywka do zbierania informacji które umożliwiłyby dotarcie do ludzi odpowiedzialnych za śmierć jego ojca. Podczas jednej z nocnych eskapad po klubach spotyka Kim Na Na (Park Min Young),dorywczo pracującą jako nocny kierowca. Dziewczyna łapie się wszystkich prac by zarobić na rachunki za szpital swego ojca. Dlatego aroganckie zachowanie Yoon Sung'a podnosi jej dość mocno ciśnienie i ma nadzieję że już nie wpadnie na tego bogatego chłopaka. Myli się jednak okrutnie ponieważ już pierwszego dnia swojej nowej pracy w służbach ochrony Niebieskiego Domu, spotyka nocnego "playboya".



Ogromnie podoba mi się to że właściwie stworzono dwie płaszczyzny fabuły, tak jak podwójne było życie głównego bohatera. Z jednej strony oglądamy romans z elementami komediowymi , który wpisuje się we wszystkie schematy podobnych produkcji. Nie jest jednak to wątek nudny, bo jakże ekscytująca jest świadomość prawdziwej tożsamości Yoon Sung'a która jest ukryta przed niczego nie świadomą Na Na. Z drugiej strony śledzimy political fiction z elementami realnej akcji, popartej świetnymi scenami walki. A wszystko łączy się w doskonale prowadzoną fabułę, która nie pozwala odetchnąć ani na chwilę.


Yoon Sung staje się uosobienie podobnych tajemniczych bohaterów, którzy odznaczają się ponad przeciętnymi zdolnościami, wydaje się że są niezniszczalni. Trochę jak amerykańskie ikony walki ze złem Batman czy Spiderman, których tajemnicza tożsamość jest zakryta przed światem. City Hunter także staje się symbolem walki ze złem, bo jego spektakularne akcje wymierzone w skorumpowanych polityków szybko uzyskują akceptację społeczeństwa. Nieoczekiwanie zemsta nie jest już tylko prywatną wendetą ale rozprawieniem się z ludźmi którzy zapomnieli że służą narodowi. I trudno nie kibicować i nie zaciskać kciuków by się wszystko udało City Hunterowi, skoro wszystkie sprawy rozwiązuje w tak elegancki sposób, z taką finezją i dbałością o szczegóły. Jestem po prostu zachwycona każdą akcją którą przeprowadza, przenikliwością w ocenie sytuacji i umiejętnościami wybrnięcia nawet z najbardziej nieprawdopodobnych zdarzeń. Jak to w dramach bywa otrzymujemy pełno schematów ale w tej równie dużo zaskoczeń które przyprawiają o palpitacje serca. I to trzyma człowieka przyklejonego do ekranu z otwartymi szeroko oczami i zaciśniętymi pięściami. Ja już dawno nie doznałam tego uczucia że się modliłam aby głównemu bohaterowi wszystko się udało. A na tej dramie składałam nieustannie ręce w stronie niebios w tej intencji.


A problemy piętrzą się przed naszym bohaterem. Musi sobie radzić z nieoczekiwanym i "przeszkadzającym" w zadaniu uczuciem do NaNa. Także z podejrzeniami prokuratury w osobie domyślnego Kim Young Joo, którego nasz Yoon Sung spotyka nieustannie także na polu prywatnym. Ale największym problem jak to zwykle bywa, okazuje się rodzina w postaci jego przybranego ojca Jin Pyo. Były żołnierz chce skrupulatnie wypełnić swój plan zemsty, nie zważając na ofiary. City Hunter kieruje się jednak innymi zasadami.Tych dwóch mężczyzn, których łączy tak silna wieź, stają się wrogami i rywalami w wyścigu pomszczenia zabitych żołnierzy. Przybrany ojciec staje się okrutnym, zimnym, złośliwym i nieustannie raniącym Young Joo człowiekiem. Okropna, obrzydliwa postać która uważa że ma prawo manipulować innymi by osiągnąć swoje cele. To on był odpowiedzialny za koszmar jakim stało się życie Young Joo, bez rodziny, bez przyjaciół, w ciągłym poczuciu zagrożenia. Ale na szczęście uczeń podnosi głowę staje się silniejszy niż nauczyciel.


Jeśli ktoś uważa że będzie się nudził na tej dramie, to się zawiedzie, właściwie nie ma chwili wytchnienia ciągle coś się dzieje, jeśli nie na poziomie kolejnych akcji dojścia do prawdy, to pomiędzy NaNa i Yoon Sung. Zdecydowanie jednak pierwsze odcinki kiedy została w fabule zachowana równowaga pomiędzy życiem osobistym bohatera a sprawami politycznymi, lepiej się oglądało. Potem film zrobił się lekko przyciężki, ale za to z coraz wyraźniejszym przesłaniem poświęcenia dla kraju dla dobra innych ludzi, by wyzwalająca prawda ujrzała światło dzienne.




Właściwie nie mogę niczego innego napisać jak tylko; świetnie dobrani aktorzy, doskonała gra i to wszystkich postaci i pierwszoplanowych i tych z drugiego planu. Przekonywająco, z naturalną swobodą budowani są bohaterowie tej dramy.Lee Min Ho przeszedł chyba sam siebie w tej dramie. Widziałam go dwukrotnie wcześniej ale w City Hunterze go nie poznałam. Był wspaniały, był nadzwyczajny w tej roli. Jakby urodził się właśnie dla tej postaci. On i City Hunter to jedność! Byłam pełna podziwu dla jego sprawności, scen walki wszelakich i gracji z jaką poruszał się jako wojownik. Nie można było oderwać od niego wzroku. I w tym wszystkim kompletnie nie przeszkadzała jego przystojność, a nawet była zaletą ;) Były takie momenty, jak np.ubranie niewinnej wojskowej czapeczki, kiedy kolanka jednak się uginały, pomimo pozycji siedzącej. Lee Min Ho z Park Min Young tworzą piękną parę nic mnie w nich nie drażniło właściwie poza tym że NaNa mogła mieć w sobie ciut więcej energii, ale może zamysł reżyserski miał być inny. Nie wypada mi nie wspomnieć o niezapomnianej kreacji Kim Sang Ho odtwórcy roli przyjaciela City Huntera, z którym stworzył niezapomniane relacje, tak ciepłe i prawdziwe, pełne humoru. Widzę tego aktora już drugi raz i znowu jego obecność na ekranie zapada w mojej świadomości.


Na sam koniec zostawiłam wisienkę. Dla mnie doskonałym dopełnieniem jest niewątpliwie muzyka, ta oryginalna sountrackowa, co tu dużo pisać po prostu wymiata. Widać ogromną fascynację muzyką Hansa Zimmera, zresztą nawet jeden utwór w całości został zapożyczony z Incepcji. A ponieważ Zimmer mnie nadzwyczajnie porusza to i ta stylistyka utworów trafiła na podatny grunt. Na mp3 zagościły z pewnością na długi czas.


Strasznie się rozpisałam, a nawet połowy tych uczuć które są we mnie nie udało mi się odpowiednio przekazać.Akcja, sceny walki, muzyka, zdjęcia, gra aktorów, fabuła niezwykle emocjonująca i nie dająca mi ani chwilę odpocząć, to wszystko składa się na dramę doskonałą. Taką wskakującą do mojego top dram, które uwielbiam i do których wracam. Kocham "City Huntera"♥♥♥

wtorek, 28 lutego 2012

200 Pounds Beauty


Kiedy czytałam opis tego filmu, wyglądał niezwykle obiecująco. Spodziewałam się doskonałej komedii w koreańskim wydaniu. Obejrzałam dość dziwny zlepek melodramatu z humorystycznymi wątkami o pokrętnym przesłaniu.

Hanna ma przeróżne problemy. Pierwszy z nich to znaczna nadwaga, taka właściwie już monstrualna, przeszkadzająca w normalnym funkcjonowaniu. Ten problem generuje pozostałe. Przede wszystkim niską samoocenę. Ma jednak piękny głos, który wykorzystuje w swoich zajęciach. Pracuje w sex- linii oraz podkłada wokal pod znaną artystkę, którą powiedzmy sobie szczerze nie umie śpiewać. Obydwa zajęcia to tak naprawdę ukrywanie się przed ludźmi, bo właściwie nikt nie zna Hanny za to wszyscy rozpoznają jej głos. Miota się więc dziewczę między wróżbitami, barami, sex opowiastkami a zaniedbanym mieszkaniem usychając z miłości do pewnego menadżera. To on dał jej "szansę" podkładania głosu pod zananą artystkę. I jest dla niej miły.




Trudno nie przewidzieć że w życiu Hanny nastąpi przełom. Podsłucha rozmowę swego wymarzonego faceta na swój temat. Oczywiście padło kilka niezbyt miłych słów. Dziewczyna się załamuje, próbuje popełnić samobójstwo ale... kolejny telefon z sex-linii ją ratuje przed śmiercią. Zaczyna życie z nowym postanowieniem, całkowicie pragnie się zmienić fizycznie. Znika z powierzchni ziemi, by przejść kilka operacji plastycznych. Otrzymujemy Hanne jak nową- ba lepszą, doskonałą barbie.
Ewidentnie wraz ze zmianą wyglądu zmienia się też charakter dziewczyny. Postanawia przebojowo wkroczyć na scenę muzyczną. Jej talent zostaje dostrzeżony, no zgadnijcie przez kogo? Przez wyśnionego menadżera.

Plusy tego filmu 2-3 gagi śmieszne reszta mocno taka sobie. Świetnie zaśpiewane piosenki, jak na moje ucho. Wykonywała je zresztą aktorka grająca Hanne Kim Ah-Joong. I akurat jej jako odtwórczyni głównej roli nie mam nic do zarzucenia. Za to samej idei filmu zupełnie nie zrozumiałam. Z jednej strony krytyka oceniania osób po wyglądzie, z drugiej Hannie naprawdę wszystko zaczęło się udawać jak przeistoczyła się w piękną kobietę. To raczej reguła w showbiznesie i od tego nikt nie ucieknie. Jako śliczna dziewczyna mogła sobie pozwolić na więcej i osiągnąć więcej.




Przez pół filmu trwała komedia a potem, taka sobie tragikomedia. Ja jakoś nie wczułam się w rozterki Hanny pt. jestem chuda ale tęsknie za tą grubą ja sprzed operacji. Chyba że za jej charakterem i skromnością. Mnie kompletnie dylematy Hanny nie obeszły, więc ani się nie bawiłam szczególnie dobrze ani nie współczułam tej pięknej nowej Hannie.

poniedziałek, 27 lutego 2012

The Sword With No Name


Koreańczycy mają ogromną zdolność w przepiękny sposób przedstawiania swojej historii. Jeśli nawet fikcja filmowa jest przerysowana w stosunku do prawdy to przebija z niej patriotyzm i ogromna duma narodowa. Oczywiście jest to zrozumiałe w kraju który jest nieustannie w stanie wojny a każdy obraz tego typu ma działać ku pokrzepieniu serc. Nie wiem czy ten akurat film aż tak mocno te serca pokrzepi, ale z pewnością nie pozostawi obojętnym na piękną i dramatyczną historię miłosną.




Pod koniec XIX w Korea broniła się przed wpływami i dominacją obcych państw. Dodatkowo trwały nieustanne konflikty na tle religijnym. Katolicyzm zdobywał coraz większe rzesze wyznawców, w których dostrzegano zagrożenie dla ustalonego porządku i za swoją wiarę przyszło chrześcijanom często płacić własnym życiem. Taki los spotkał rodzinę Jonathana, który wychowywał się samotnie gdzieś na uboczu społeczeństwa. Wyrzutek bez rodziców, z piętnem obcej wiary. Przyjął nowe imię Mu-Myeong - co znaczy człowiek bez imienia, człowiek bez światła. Miał nie istnieć, funkcjonować trochę jako wiejski głupek, osoba od załatwiania brudnych spraw. Na jego drodze pojawił się jednak ktoś kto całkowicie odmienił jego przeznaczenie.
Min Ja Yeong właśnie przygotowywała się do małżeństwa. Jej pragnieniem było odbyć jeszcze jedną samotną podróż i przed złożeniem ślubów małżeńskich zobaczyć morze. Na swej drodze spotkała Mu-Myeong, który swą łodzią umożliwił jej pokonanie odległości dzielącą ją od morza. Dziewczyna spełniła swoje marzenie, a Mu-Myeong zostaje całkowicie nią oczarowany. Czuł że dzieli ich przepaść. On prosty człowiek a ona dumna arystokratka. Na nieszczęście młodego człowieka, szybko się dowiaduje że to nie jest zwykła młoda panna, ale narzeczona syna obecnie panującego cesarza. Ale w Mu-Myeong rodzi się pragnienie aby służyć i chronić swą miłość. Kiedy dziewczyna wychodzi za mąż zgłasza się do straży przybocznej młodej cesarzowej. Tylko jego odwaga i determinacja oraz gotowość postawienia na szali własnego życia pozwala mu dostąpić zaszczytu wcielenia do gwardii przybocznej.




Od tej pory jego istnienie będzie miało jeden cel- służenie młodej władczyni i chronienie jej życia. Będzie trwał przy jej boku, pomimo zniewag, pomimo cierpienia jakie wywołuje w nim świadomość że jest żoną innego. Cesarzowa Myeongseong, bo takie imię przybrała na czas swego panowania, rzeczywiście żyje w ciągłym zagrożeniu. Jej rodzina jak i ona sama są zwolennikami sojuszu z Rosją i przeciwstawiają się japońskiej dominacji w Korei. Cesarzowa pragnie by jej naród pozostał przy swoich tradycjach, by korzystał rozsądnie z zachodniej kultury. Jest silną kobietą która ma swoje zdanie także w kwestiach politycznych.To czyni z niej wroga dla zwolenników cesarza-ojca który całkowicie ulega japońskim wpływom i zależnościom.

A co z oddanym sługą, który ciągle trwa u jej boku, czy cesarzowa w ogóle go dostrzega? Oczywiście że tak, na tyle na ile pozwala jej pozycja, przyzwoitość i własne trzymane na uwięzi uczucia. To jedyny prawdziwy i oddany przyjaciel w świecie twardej gry politycznej. Jest jednak świadoma swych obowiązków jako cesarzowa i oddana swojemu powołaniu. Spętani sytuacją tak trwają obok siebie. On gotowy chronić ją za wszelką cenę, jej wystarcza świadomość że on jest gdzieś obok niej, że zawsze może na niego liczyć.



Skupiłam się na uczuciu tych dwojga, bo ono dominuje w tym filmie. Cała polityczna otoczka istnieje, to prawda, ale nie jest przytłaczająca w tym obrazie. To raczej tło do przedstawienie opowieści o trudnej miłości. Takiej prawdziwej, nie oczekującej nic w zamian. Z pewnością nie jest to jednak tylko romans, bo i zwolennicy spektakularnych scen walki, epickich batalii także znajdą coś dla siebie. Ponadto oglądamy cudowne kostiumy, jak zwykle w historycznych produkcjach plus przepiękne plenery. Widz otrzymał także lekcję historii Korei. Mu-Myeong jest postacią co prawda fikcyjną ale cesarzowa Myeongseong już nie. To dla koreańczyków symbol walki z dominacją japońską. Postać tragiczna ale nie zapomniana przez swój naród. I ten film to kolejny pomnik wystawiony tej władczyni.




The Sword With No Name odniósł sukces kinowy i niewątpliwie, to nie tylko temat ale także gra aktorska na niego się złożyły. Uważam że postać cesarzowej stworzona przez Soo-Ae jest niezwykle sugestywna. To kobieta pełna dumy i rezerwy a jednocześnie potrafiąca jednym spojrzeniem złamać serce. Myślę że to poetyckie w swym wyrazie zmierzenie się z legendą i podarowanie rodakom pięknego wizerunku cesarzowej. Bohaterska postać Mu-Myeong to z kolei złożony hołd wszystkim bezimiennym obrońcom ojczyzny.

Film bardzo mi się podobał, jego klimat oraz historia tego uczucia. Muszę jednak zauważyć, że nie ustrzeżono się przed nadmiernym patosem oraz zastosowaniem prostych zabiegów zwiększających dramatyzm całej sytuacji. Byłam atakowana przejmującymi scenami i to nie tylko na poziomie emocjonalnych ale także cierpienia prawie odczuwalnego fizycznie. Film ma problem również z płynnością prowadzenia fabuły, sceny jakby wyskakiwały znikąd i trwa dłuższą chwilę zanim widz orientuje się po co właściwie się w tym momencie znalazły. Byłabym niesprawiedliwa gdybym napisała że para głównych bohaterów jest płaska, ale troszeczkę za idealna, zmierzająca w stronę świętych i męczenników. Ja wiem że w propagandzie należy posługiwać się takimi zabiegami i to one robią największe wrażenie na "tłumach", ale jednak ja wolałabym więcej rys, bo byliby bardziej prawdziwi.



Odnalazłam "The Sword With No Name" po tej niezwykłej piosence, która ogromnie mnie poruszyła http://youtu.be/oHK1vF-w3dE i doskonale ilustracje emocje które towarzyszą oglądaniu tego przejmującego obrazu w klimatach historycznych. To nie jest z pewnością lekka rozrywka a kolejny film o pogmatwanych losach ludzkich. Polecam wszystkim tym którzy nie boją się zmierzyć z dramatycznymi zdarzeniami w azjatyckim wydaniu by obejrzeć piękną opowieść o miłości.

czwartek, 23 lutego 2012

My Girlfriend Is A Gumiho


Trochę magii i legend? Proszę bardzo nic nie mam przeciwko, a jeśli jeszcze jest dodany romans plus humorystyczne oraz dramatyczne wydarzenia, to już pełnia szczęścia by się dobrze bawić. Może nie zawsze na pełnych obrotach przez 16 odcinków, ale to była wyjątkowo klimatyczna drama.




Cha Dae Woong (Lee Seung Ki)
jest trochę zdziecinniałym 21- latkiem, rozpieszczonym przez bogatego dziadka, który spełnia wszystkie zachcianki swego jedynego, osieroconego przez rodziców wnuka. W przyszłości Dea Woong planuje karierę aktorską i uczęszcza do szkoły o odpowiednim profilu. Jednak czesne na edukacja zdarza mu się przepuszczać na inne rozrywki, wykorzystując dobroć dziadka który po chwilowych atakach złości zawsze ustępuje wnukowi. Po kolejnej sprzeczce rodzinnej, młody student musi przez chwilę zejść z oczu swojej rodzinie i niespodziewanie dla samego siebie ląduje na wsi. A właściwie los go wrzuca do pewnej zabytkowej i leżącej na uboczu świątyni. Tam znajduje się stare malowidło, które jest związane z legendą o lisie. Lis ten nazywa się Gumiho i służy Pani trzech bóstw. Ma on jednak magiczną moc przemiany w dziewczynę i wejścia do świata ludzi. Rudzielec to kapryśne i momentami nieznośne zwierzątko i z powodu wcześniejszych wybryków zamiany w człowieka, zostaje ukarany i uwięziony w malowidle na 500 lat. Gumiho nie poddaje się i poluje na jakiegoś głupca który go uwolni. Oczywiście tym zmanipulowanym człowiekiem okazuje się Dae Woong, który zastraszony przez Gumiho domalowuje na obrazie 9 brakujących lisich ogonów. Magia zaczęła działać i w naszym świecie pojawia się Gumiho pod postacią pięknej dziewczyny.



I od tej pory w życiu Woonga zaczyna się prawdziwe pandemium i nic już nie jest takie samo. Wystraszony chłopak szybko zrozumiał swój błąd, kogo uwolnił z tego zabytkowego więzienia. Istotę choć piękną to tylko przypominającą człowieka, posiadającą wiele cech zwierzęcych które są dodatkowo wzmocnione przez magiczne umiejętności. Dodatkowo Gumiho ratuje go z ciężkiej opresji przekazując mu część swojej mocy umieszczając w jego ciele swoje cenne łzy. I ta wieź w postaci łez gumiho spaja tę dwójkę niezwykle mocno. Tam gdzie chłopak, tam i musi być Gumiho aby pilnować swoich łez. Tak więc nie opuszcza naszego bohatera właściwie 24 godziny na dobę.Można sobie łatwo wyobrazić ile kłopotów sprawia zwierzę pod postacią człowieka.Jak bardzo dziwny i inny wydaje się świat w porównaniu z tym który widziała 500 lat wcześniej.To wszystko musi udźwignąć biedny chłopak, mocno przestraszony i wyjątkowo osaczony przez piękną lisicę. Ale ile zabawy dostarcza nam ta dwójka gdy świat ludzi i ten magiczny ścierają się ze sobą. Gumiho coraz bardziej jest zauroczona takim życiem i robi postanowienie, że uczyni wszystko by zostać człowiekiem i to przy boku chłopaka który ją uwolnił z 500-letniego więzienia.
Na horyzoncie pojawia się jeszcze ktoś, tajemnicza postać pod postacią Pana weterynarza, który zna sekret lisa. Chce zapolować na Gumiho, która ogromnie przypomina mu kogoś z przeszłości


Ta drama to prawdziwa huśtawka nastrojów. Huśtało mną od totalnej euforii i zachwytu nad pierwszymi 3-4 odcinkami, po wyciszenie w następnych odsłonach, po dramatyczne podkręcenie rozwoju akcji pod koniec serii. Te pierwsze odcinki były w moim wydaniu biciem pokłonów przed kunsztem sióstr Hong, które są ikonami dram koreańskich odpowiedzialnych między innymi za "You're beautiful" i The Greatest Love. Ten humor, to zawiązanie akcji, bohaterowie po prostu mistrzostwo koreańskich dram. O gdybyż tak było przez 16 odcinków, chyba bym pomnik zaczęła stawiać. Niestety tak nie było. Nie mogę napisać że się nudziłam ale gdzieś emocje po drodze zgubiłam, by je odnaleźć znowu w ostatnich odcinkach.




Postacie jak zwykle w przypadku tych Pań świetnie zarysowane. Nie mamy wątpliwości kto jest kto. Ale tą osobą która trzyma tę dramę, stała się jej osią, jest świetnie zagrana przez Shin Min Ah Gumiho. To ta aktorka buduje cały klimat i całą złożoność charakteru lisa ubranego w ciało człowieka. Jego walkę wewnętrzną pomiędzy tym co zna i może a tym czego pragnie. Jest słodka, jest groźna, przebiegła, prosto myśląca, prosto mówiąca, rozbrajająco szczera w swoich uczuciach. Nie dziwne ze Woong się z oparami ale jednak zakochuje w tej niesamowitej dziewczynie. Po pierwszych odcinkach niezdecydowania przekonałam się także do gry aktorskiej Lee Seung Ki. Myślę że bez zbytnich zachwytów mogę napisać że wywiązał się z zadania i tworzyli z Min Ah świetną parę na ekranie. Co do jego rywala pana weterynarza granego przez No Min Woo to przyznaje szczerze że świetnie wyglądał nie mogłam od niego oderwać oczu. Grał sztywno trochę i jakby obok ale ważne że był i to chyba mi wystarczało aby zawiesić na nim oko.




Byli jednak i oskarowi aktorzy. Co prawda postacie drugiego planu ale zdecydowanie przyznaje im nagrodę dla najlepszej pary. Yoon Yoo Sun grająca ciotkę Woonga i Sung Dong Il który wcielił się w postać sławnego reżysera. Tworzą niezapomnianą parę na liście cudownych związków damsko-męskich stworzonych przez siostry Hong. Oboje w średnim wieku, oboje z wieloma wadami, charakterystycznymi przywarami i cechami ale jakże do siebie pasujący. Jaka chemia, jaki humor, jaki ogień pomiędzy nimi. Te dwie scenarzystki z pewnością są mistrzyniami w rysowaniu postaci tego typu.


Powrócę na chwilę do legendy o lisie, który przybiera postać człowieka. Można więcej poczytać na ten temat w artykule Lisy w japońskiej kulturze To bardzo stare wierzenie obecne w legendach Dalekiego Wschodu. Pomimo tego że widziałam do tej pory niewiele filmów azjatyckich już się spotykałam z tą postacią np. w Snach Kurosawy. Dla Koreańczyków i Japończyków ten magiczny lis balansuje na granicy ciemnych mocy i czynienia zła oraz pomaganiu ludziom w trudnych sytuacjach. I dokładnie taka była Gumiho zawieszona gdzieś pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy światem legend a ludzkim. Podobnie jak w mitach nasz lisek zstąpił na ziemię by usidlić jakiegoś mężczyznę który zechce zostać jej mężem. Ale tego liska miłość całkowicie odmieniła, podobnie jak rozpieszczonego Woonga.

Tę dramę warto zobaczyć nie tylko dla ewolucji bohaterów. To piękna opowieść o miłości, która potrafi przezwyciężyć wszystko i poruszyć niebo i ziemię by dwoje ludzi z różnych światów pokochało się. Jest magia, jest klimat, piękna muzyka szczególnie temat Fox Raine, zapadł mi w serce. Zresztą wszystkie ilustracje muzyczne świetnie podkreślają toczącą się akcję. My Girlfriend Is A Gumiho nie postawiłabym z pewnością wyżej niż Secret Garden toczący się także w czarodziejskim klimacie, pomimo tego cieszę się że ją obejrzałam dla tych cudownych chwil spędzonych z Gumiho i jej magią.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Jacob Sutton - LED Surfer

Jednak fotografowie kręcą najbardziej magiczne filmy :)
Jacob Sutton głównie zajmuje się fotografią modową ale wykonuje także świetne zdjęcia artystyczne. Obecnie robi karierę na świecie tym filmikiem.

http://www.jacobsutton.com




Ale i potrafi i inne święcące cuda ująć w kadrach

Swarovski Elements HD from Jacob Sutton on Vimeo.


Man Who Fell to Earth - loop from Jacob Sutton on Vimeo.

niedziela, 19 lutego 2012

Top ten korean actors czyli subiektywnie o flower boys

Każda taka lista zrobiona przez fanów a raczej fanki z całą pewnością jest mocno subiektywna. Więc bardzo się nie będę wyżywać na tym zestawieniu. Wklejam jednak ku pokrzepieniu serc i z adnotacją że ja jednak troszkę inaczej bym to posklejała.




Według autorki tego filmiku..
(1) Jang Geun Suk
(2) Kang Dong Won
(3) Song Seung Heon
(4) Top
(5) Hyun Bin
(6) Lee Min Ho
(7) Kim Bum and Jung II Woo
(8) Song Joong Ki
(9) No Min Woo
(10) Park Si Hoo

Moja lista jednak zdecydowanie by się różniła. Nie rozumiem dlaczego No Min Woo jest tak daleko !!! :(((( Byłby naprawdę wysoko, może nawet za Sukkim, potem Hyun Bin, Song Joong Ki, Lee Min Ho (przepraszam .... wiem troszkę go zepchnęli) reszta jest mi juz właściwie obojętna, ale najważniejsze ze tu się z koleżanką zgadzam, Sukkie wygrywa!!!
Dodałabym za to kilka kwiatków, co to się nie zmieściły a czuję sympatię i to ogromną Yoo Ah In, Bi, Kim Jae Joong.... i jeszcze pewnie kilku innych ale wiem, wiem trzeba się trzymać 2011 a oni się nie wpisują w konwencję.

Kilku chłopców z tej listy pewnie niedługo zobaczę, bo mam ich w planach.
Park Si Hoo- udało mi się i mam całą The Princes's Man, więc zapewne zapoznam się z tym Panem :D
Song Seung Heon- w planach w dwóch dramach
Kang Dong Won- w planach się mieści w postaci jednego filmu wypatrzonego


Oglądając to zestawienie jestem trochę przerażona że właściwie większość tych aktorów znam. I czy to oznacza że już nic nowego odkrywczego nie spotka mnie w kolejnych produkcjach w kwestii Flower Boys? Pozostaje mi jednak żyć nadzieją i wierzyć w koreański przemysł filmowy :D

czwartek, 16 lutego 2012

OST My Girlfriend Is A Gumiho- Fox Raine

Dopiero zaczęłam oglądać My Girlfriend Is A Gumiho ale ta piosenka już mnie nie opuszcza. Będę ją dzisiaj zabijać ciągłym odsłuchiwaniem, ale jaka to piękna śmierć dla niej.

środa, 15 lutego 2012

Personal Taste



O jakże miło się powraca po długiej przerwie do komedii romantycznej w koreańskim wydaniu. To jak powrót do ciepłego i bezpiecznego domu w którym nic ale to absolutnie nic Cię nie zaskoczy. Ale czy z tego powodu jestem nieszczęśliwa? Na pewno nie, bo przyjemnie spędziłam czas.

Jeon Jin Ho (Lee Min Ho) jest architektem który staje przed życiową szansą. Bierze udział w konkursie na ogromne centrum sztuki koreańskiej. Zwycięstwo zagwarantowałoby jego firmie świetlaną przyszłość na dobre kilka lat. Wymagania dla tego projektu są jednak bardzo wysokie a koncepcją ma przypominać pewien dom znanego architekta. Siedziba ta wzorowana na historycznym budownictwie jest jednak zamknięta dla osób z zewnątrz. Zamieszkują ją jedynie córka wybitnego projektanta Park Kae In (Son Ye Jin ). Nasz młody zdolny młodzieniec zrobi wszystko aby dostać się do tego domu. Szczęście mu sprzyja.
Kae In właśnie przeżywa jedną katastrofę za drugą. Rozstaje się z chłopakiem, który postanowił się ożenić oczywiście z jej najlepszą przyjaciółką. A na dodatek jeden z jej pracowników zaciągnął ogromny dług i się po prostu ulotnił z horyzontu.



Biedna dziewczyna nie ma innego wyjścia jak wynająć jeden z pokoi w swoim historycznym pałacu. Jako najemca zgłasza się oczywiście Jin Ho w niecnych zamiarach przyjrzenia się niezwykłej budowli z bliska. Jak przystało na skromną dziewczynę z Korei,Kae In pewnie nigdy by się nie zgodziła na to aby zamieszkał w jej domu mężczyzna, gdyby nie przekonanie że przyszły współlokator jest gejem. Co prawda doszło do małego nieporozumienia ale czegóż się nie robi żeby osiągnąć cel. Można poudawać przez chwilę geja, wychodzi z założenia ambitny i pełen poświęcenia chłopak. Na decyzję o wynajęciu właśnie jemu wpływa dodatkowo osobista przyjaciółka Kae In, która widzi same korzyści z wspólnym mieszkaniem z facetem który nie jest osobiście zainteresowany kobietami. W ogóle postać przyjaciółki, tym razem tej prawdziwej a nie tej perfidnej kradnącej narzeczonych, jest moją ulubioną w tej dramie. Wtrąca się tam gdzie trzeba, jest bezpośrednia wtedy kiedy trzeba:) Ideał po prostu.



Nie trudno się domyśleć że ta dwójka pod jednym dachem to miłosna bomba w koreańskim wydaniu. On udaje, ona nie jest pewna swoich uczuć i tak szczęśliwie przez wiele odcinków. Poza tym on ma misję, pomóc się zemścić dziewczynie na byłym chłopaku. A w tak zwanym między czasie zgłębia i rysuje ważny projekt do konkursu. Ta drama to cudowne zestawienie wszystkich chwytów którymi rządzi się koreańska komedia romantyczna. Bo są: sceny prysznicowe, sceny kiblowe, sceny pijaństwa, sceny obżerania się koreańskim apetycznie wyglądającym żarciem, sceny "umierania" z powodu zwykłej gorączki, sceny noszenia romantycznego na barana, sceny tragicznych pomyłek, sceny podsłuchiwania, sceny z byłymi ale nadal zakochanymi, sceny z czarnymi charakterami, które mącą, knują i przeszkadzają, gruchać naszym gołąbeczkom. W tych scenach najlepsza i niezapomniana jest niejaka Kim In Hee, która zagięła parol na zdolnego przystojniaka. To mistrzyni w swych knuciach i trafia do panteonu najbardziej złośliwych bab!!! Ufff i jest wiele innych klasycznych scen które tutaj mają nad wyraz romantyczny i niezapomniany przebieg. Moja ulubiona to bieg ukochanego po podpaski do sklepu. Po prostu epickie.




Oczywiście, jakże to lubię, biedna zahukana dziewczyna, czupiradło w dresach, zamienia się w śliczną pannę na wydaniu i nie kto inny to sprawia jak nasz kochany "gej". Zaletą tej dramy jest także to, że ma mało nudnych scen, piękne kadry, piękne wnętrza, naprawdę znośne i nie rażące mnie "kostiumy" Szczególnie mężczyźni byli świetnie ubrani. I ma coś ze Scandalu, taką samą kolorystykę i czystość kadru, jakiś taki porządek. Zupełnie jakby to zaprojektował pedantyczny Jin Ho. A co do samego księcia z bajki. Trochę sztywny, trochę mało życia w nim, ale za to jakże romantyczny, kochany i pełen poświęceń i dla pracy i dla ukochanej. A wszystko wynagradza oczywiście przyjemność z oglądania Lee Min Ho przez 16 odcinków. Nie będę się rozwodziła nad nielogicznością pewnych poczynań i niewielkim niedostatkom scenariusza, motywy głównego bohatera były dla mnie mało zrozumiałe momentami, aż o zgrozo zaczęłam się obawiać czy aby na pewno nie jest gejem i nie zniszczy szczęścia biednego dziewczęcia.




Ta drama przypomina mi Full House, inny klasyk, ale szczerze jeśli mam porównywać to Personal Taste wydaje mi się lepsze. Może po prostu jest nowsze i czytelniejsze w odbiorze. Jest to film lekki z humorem i plotem który nie zaskakuje. Niewymagająca doskonała rozrywka w klasycznym koreańskim wydaniu, która jak zwykle w magiczny sposób wprawia człowieka w szampański nastrój.

OST Nana anime

W anime Nana jest wiele utworów które zapadają mocno człowiekowi w duszę.

Poniżej kilka moich ulubionych







I Olivia która podkłada wokal pod animową Reirę. Sama wokalistka niezwykle podobno do swojej animowej wersji :D

Nana anime


Nana należy do tego rodzaju anime, które całkowicie potrafi zawładnąć świadomością człowieka. Każdy odcinek właściwie przynosi kolejny zwrot akcji. Wtapiasz się w świat dwóch Nan, uzależniasz się od bohaterów oraz ich dylematów. Dlaczego? Ponieważ to wszystko o czym opowiada to anime, mogło zdarzyć się naprawdę. Ale ważniejsze jest to, że mogło się przytrafić właśnie Tobie.



Nie ma więc magii, latających smoków, nadprzyrodzonych zdolności. Za to jest prawdziwe życie z jego wszystkimi radościami i problemami. Pisałam już o fabule Nany przy omawianiu ekranizacji filmowej. Jest to opowieść o dwóch dziewczynach o tym samym imieniu, które rozpoczynają nowe życie w Tokio. Ich spotkanie jest przypadkowe, ale to jak nawzajem wpływają na swoje losy, już takie nie jest. Tak wiele rzeczy różni obydwie dziewczyny.



Nana Kamatsu nazywana Hachi czyli szczeniaczkiem. Ten pseudonim do niej doskonale pasuje. Jest jak mały piesek: naiwna, pełna optymizmu, przyjacielska do wszystkich, czasami głupiutka ale jakże słodka w swoich poczynaniach. Hachi nieustannie goni za prawdziwą miłością, taką mocno wyidealizowaną, która zdarza się tylko w pięknych bajkach. Żyje trochę w odrealnionym świecie swoich uczuć.Za to jej marzenia są nadzwyczaj przyziemne, chce zostać "dobrą żonką",mieć piękny dom

Nana Osaki to typ buntowniczki, która chce się realizować na scenie. I temu marzeniu podporządkowuje swoje życie i w to jest zaangażowana całym sercem. Jej poczucie dumy, niezależności często przysparza jej wielu problemów. Traktująca wiele spraw z zimną logiką, ale pod maską obojętności to wulkan emocji.



Ale te różnice przestają istnieć, ponieważ to przeznaczenie pokierowało drogami obydwu Nan i pozwoli im stworzyć nadzwyczajną więź. Przyznaje że chociaż Hachi jest słodka, śmieszna i ujmująca za serce, to Nana wokalistka robi na mnie większe wrażenie. Myślę że każda kobieta, ma coś z jednej lub drugiej dziewczyny i spokojnie w wieloma cechami można się identyfikować. Mnie osobiście jednak najbardziej łapie za serce Yasu. Cichy bohater tej opowieści.




Sukcesem tego projektu z pewnością jest doskonale scharakteryzowane postacie. I te pierwszoplanowe i te jakże ważne pojawiające się w tle. To nie płytka narracja w stylu, ten człowiek jest dobry a ten zły. Tu jest obecne nieustające pytanie co jest właściwie słuszne. I ten wspaniały zabieg, że w miarę poznawania historii coraz lepiej rozumiemy motywy bohaterów. Często jesteśmy zmuszeni weryfikować zdanie na ich temat. To wszystko powoli odkrywa nam fabuła tego filmu, która nie pozwala odetchnąć przynajmniej w sferze emocjonalnych przeżyć. To widzowi nieustannie zadaje się pytanie: co o tym myślisz? jak byś postąpił w takiej sytuacji? gdzie są granice własnych poświęceń a gdzie jestem w tych wszystkim ja?





Opowieść jest zakotwiczona w środowisku zespołów muzycznych. Mamy więc rywalizację dwóch kapel Blast i Trapnes, których członkowie wpływają wzajemnie na siebie. Łączą ich dużo silniejsze więzi i zależności niż oficjalnie pokazują to światu. Ale tutaj także fabuła nie prześlizguje się nad tematem, tylko zbliża się do prawdy czyli pokazuje cenę dojścia do szczytu, cenę sławy którą trzeba ponieść by się wybić na rynku muzycznym. I jak gorzko smakuje realizacje marzeń, kiedy to komercja zaczyna rządzić a z pięknych ideałów trzeba zrezygnować.



Istotą tej historii jest właśnie zderzenie rzeczywistości z marzeniami. Jest to opowieść o tym że życie wszystko weryfikuje ale można wiele przetrwać jeśli ma się wokół siebie bliskie osoby. I to jest najpiękniejsze w tej historii i to jest siła tego anime. Nie otrzymujemy głupkowatej słodkiej cukeriady ale prawdę o świecie który nas otacza.Ponieważ wszystko się obraca wokół muzyki to do tego w bonusie dostajemy kilka naprawdę świetnych utworów, które doskonale wtapiają się w atmosferę tego anime. Temat, akcja, narracja, muzyka, postacie do niczego właściwie nie mogę się przyczepić. Jedynie do niespójnego i dość dziwnego zakończenia. Jest ono jednak podyktowane tym że historia toczy się dalej w mandze a anime jest zamknięte w ramach 47 odcinków.

Obejrzałam film, obejrzałam wersje animowaną. Ta druga zdecydowanie lepsza z jednego podstawowego powodu, było więcej czasu by lepiej poznać bohaterów. Otrzymujemy pełniejszą wersję wydarzeń co bardzo zwiększa atrakcyjność tego obrazu. Serdecznie polecam, to jedno z lepszych anime jakie do tej pory widziałam.

Recenzja filmu

poniedziałek, 13 lutego 2012

Woda dla Słoni




za filmwebem

Jacob Jankowski (Robert Pattinson) to student weterynarii, który pod wpływem dramatycznych przeżyć jest zmuszony porzucić studia tuż przez ich ukończeniem. Dzięki zbiegowi okoliczności przyłącza się do wędrownego cyrku, gdzie rozpoczyna pracę jako weterynarz. Poznaje tu piękną Marlenę (Reese Witherspoon), która ujeżdża konie i jest żoną charyzmatycznego tresera Augusta (Christoph Waltz). Zaprzyjaźnia się też ze słonicą Rosie, inteligentnym zwierzęciem o ukrytych możliwościach. "Woda dla słoni" jest historią o miłości niemożliwej, osadzoną w świecie cyrkowych spektakli w czasach Wielkiego Kryzysu lat 30tych XX wieku.


Nie chce się rozpisywać na temat tego filmu.

Obiektywnie: bardzo dobrze zrealizowany, piękne zdjęcia, dobra gra aktorska. Historia mocno przewidywalna ale bynajmniej nie nudząca

Nieobiektywnie: nienawidzę cyrku, a tym bardziej jeśli w roli głównej w tym filmie występowały zwierzęta. Dawno na żadnym filmie się tak nie męczyłam, po prostu koszmar jak katowali tam zwierzęta. Mimo że to fikcja to i tak serce mi się ściskało. Żałuje że obejrzałam ten film właśnie z tego powodu


Pozytyw: trochę polskich akcentów. Uwaga spoiler: okazało się że słoń bez przemocy wykonuje wiele poleceń ponieważ reaguje na komendy ale jakie? Komendy po polsku !!!!!!!!!! To była najpiękniejsza scena. W ogóle interakcja pomiędzy głównym bohaterem a słonicą, bardzo wzruszające.

Ja osobiście nie polecam, choć wiem że film naprawdę nie jest zły, tylko ten temat...

sobota, 11 lutego 2012

Vincent Desiderio

W dniu dzisiejszym Łukasz Radwan w DTVN prezentował niesamowitego artystę- Vincenta Desiderio. Oglądając materiał o tym malarzu zachwyciłam się jego pracami. I wcale ale to wcale nie dziwię się że jest tak popularny w USA a jego obrazy osiągają tak duże ceny. Do mnie jego przekaz, jak to się ładnie mówi, po prostu przemawia. Porusza jakieś zakamarki duszy, które w codziennej gonitwie są zatrzaśnięte, ale od czasu do czasu potrzebują takiego przewietrzenia i zachwycenia się prawdziwą sztuką.

Dzieła Desiderio to obrazy wielkoformatowe na których dominuje człowiek, jego cielesność ale przede wszystkim zamknięte są uczucia w potrzasku maźnięć pędzlem. Podoba mi się ogromnie ta fotograficzna dokładność przekazu ale i przytłumione i stonowane światło które nadaje tajemniczości każdemu tematowi.
Sam malarz opowiada o tym że na początku jego kariery wszelkie depresyjne obrazy a szczególnie te z jego synem, chorym na porażenie mózgowe, galerie nie chciały kupować. Rodzina jest jednak ważnym tematem jego malarskiej twórczości i bez tych emocji nie mógłby się tak doskonale realizować ani wznieść na taki poziom. Obecnie Desiderio jest jednym z najbardziej cenionych malarzy amerykańskich i wszystko co wyjdzie spod jego pędzla świetnie się sprzedaje.
















I dwa obrazy które najbardziej mi się podobają
Proponuje obejrzeć je w powiększeniu :), robią niesamowite wrażenie.