sobota, 28 września 2013

Anthony Neely




Dzielę się nowym odkryciem. Nie znałam wcześniej, nie miałam przyjemności, tym bardziej, że nie hasam po chińskich obszarach muzycznych. A tu taka niespodzianka, takie miłe zaskoczenie, takie fajne zakręcenie, że lekko się zapętliłam na utworach Anthoniego.
To co zawsze i niezmiennie będzie dla mnie niezwykle ważne, to emocje. Ich Neely'emu nie brakuje, jest cudowną mieszanką muzycznie i fizycznie wschodu i zachodu. I jeśli często czegoś mi brakuje w wykonaniach zachodnich artystów, to właśnie jestem w stanie to odnaleźć w tym co tworzy ten piosenkarz.


Artysta ten pojawił się na scenie w 2009, dzięki uczestnictwu w jednym z programów typu talent show. Zachwycał  niezwykle ekspresyjnymi i pełnymi zaangażowania wykonaniami . Tym uwodził publiczność i jurorów. Dzięki popularności zdobytej w programie w 2010 pojawia się pierwszy album tego artysty pt "Lesson One", drugi "Wake Up" wydaje dwa lata później.  


Neely oferuje coś co powoli mam wrażenie zaczyna zanikać w masie propozycji, które do nas trafiają. Wyraźną linię melodyczną, korzystanie może i z utartych wzorców, ale jakże pięknie podanych. Ktoś zakrzyknie, że to wtórne, zapewne, ale widocznie ja jestem prosta, bo potrzebuje takiej nieskomplikowanej płaszczyzny aby się czymś zachwycić.



To co także jest specyficznie dla niego to ten głos, który nie męczy, jest przyjemny dla ucha. Może i bym podejrzewała, że to jest wysublimowana obróbka elektroniczna, że chłopak normalnie tak nie śpiewa, jednak z wielką przyjemnością muszę stwierdzić, że na żywo jest jeszcze lepszy. Czyli zaczynam przed panem padać na kolana.



A tutaj można zobaczyć live, chyba na eliminacjach do programu w 2009 . KLIK

Tak więc umieram w obszarach Anthoniego, jego talentu i tego co robią ze mną emocje zawarte w jego utworach. Mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca w tych smętach i posłucha jeszcze tego :D






wtorek, 17 września 2013

Korean Festival 2013





Tegoroczny festiwal odbywał się na Agrykoli i chyba był to lepszy pomysł niż zeszłoroczny Teatr na Wodzie w Łazienkach, bo cała przybyła publika była skupiona na mniejszej przestrzeni. W porównaniu do ubiegłorocznej edycji, tym razem było więcej stoisk, zwłaszcza tych związanych z kuchnią koreańską. Organizatorzy zafundowali wszystkim przybyłym degustacje wspaniałych produktów oraz możliwość zjedzenia coś już bardziej konkretnego po przystępnej cenie.



Kulturalnie na festiwalu poruszaliśmy się  w obszarach tradycyjnej muzyki, obrazów, ubiorów a nawet k-popu. Była to iście koreańska mieszanka nowoczesności z tradycją. Ja się świetnie bawiłam, mam wrażenie jednak, że tą atmosferę w moim przypadku raczej podbijało towarzystwo z którym byłam, a nie propozycje festiwalu same w sobie. Nie zmienia to faktu, że takie imprezy są potrzebne, przybliżają nam Polakom kulturę tego dalekiego kraju, pozwalają w kraju nad Wisłą dotknąć tego czym żyje Korea i co ma do zaoferowania, także w obszarze swoich osiągnięć gospodarczych. Fascynuje nas ta inność a tego na pewno nie zabrało na tym wydarzeniu.



Prywatnie najwięcej zabawy dostarczyło nam przebieranie się w hanboki i uwiecznianie tego epokowego zdarzenia na zdjęciach. Jeśli będziecie mieli możliwość, polecam wszystkim zanurzenie się w ten tradycyjny koreański strój. Te kolory biją niezwykłą pozytywną energią, która człowieka otacza i tak szybko nie opuszcza.

 

 


To był cudownie spędzony dzień. Mam nadzieję, że za rok będzie równie piękna pogoda jak tegoroczna, bo z pewnością będę się starała, aby mnie nie zabrakło na tym święcie koreańskim. 

czwartek, 12 września 2013

Ai Tsao (Artemisia)



Chociaż ten film jest kreowany na kolejną opowieść gejowską, ja bardziej postrzegam go jako obraz z wątkiem o tej tematyce. Bo główną bohaterką tego filmu jest tytułowa Ai Tsao, kobieta przed sześćdziesiątką, której życie wydaje toczyć zwyczajnie. Jej myśli zajmuje przyszłość dzieci, które wychowywała samotnie i teraz jedyne czego pragnie to ich szczęścia. Pomimo tego, że jest dość nowoczesną panią w średnim wieku, syn ją uczy angielskiego, korzysta z komputera, tak naprawdę żyje uwięziona w tradycyjnych relacjach rodzinnych, gdzie głową rodu jest jej matka i to ona ma decydujące zdanie na każdy temat. Jako dobra córka regularnie odwiedza, babcię nestorkę rodu i pomaga we wszystkich uroczystościach rodzinnych. Musi także słuchać nieustających pretensji matki na temat swojej osoby, a także swoich dzieci. Stara się zachować pogodę ducha odnajdując spokój w uprawianiu Tai Chi i życiu jako bardzo pobożna kobieta. 



To co napisałam samej mi się wydaje nudne, ale zapewniam Was, ten film taki nie jest. Pomimo tego, że nie ma tu galopującej akcji ogląda się go z bardzo dużym zainteresowaniem. Tak naprawdę śledzi się proces przemiany kobiety, która musi się dostosować do otaczającego ją świata, żeby zaakceptować swoje dzieci. Jej prawie trzydziestoletni syn w obawie przed matką, ciągle ukrywa przed nią swoją orientację. To co jest nadzwyczaj wzruszające, przedkłada jej dobro nad swoje szczęście, nie jest w stanie zostawić jej nawet na kilka dni, żeby wybrać się w podróż ze swoim chłopakiem. Córka Ai Tsao, z ogromnym poświęceniem ze strony rodziny, zostaje wysłana na studia do Francji. To prawdziwa duma matki i wielkie oczekiwania są związane z jej karierą. Na tym pięknym obrazie idealnej rodziny zaczynają pojawiać się rysy. Wszystkie marzenia związane z przyszłością dzieci muszą uleć transformacji. 




Ai Tsao nie jest głupią kobietą i pomimo tego, że jej syn usilnie próbuje ukryć to, że spotyka się z chłopakiem, powoli domyśla się prawdy, tym bardziej, że ten nowy kolega zaczyna coraz częściej pojawiać się w jej domu. Jest taka piękna scena w tym filmie, kiedy ten o którym matka nie powinna nic wiedzieć, przychodzi niespodziewanie do jej syna i bez problemu porusza się po mieszkaniu znając rozkład pomieszczeń. Tak więc ona, która na widok dwóch chłopców za blisko siedzących w autobusie przesiadała się na drugi koniec autokaru, teraz musi przewartościować wszystko co wcześniej tworzyło jej świat, to za kogo uważała swojego ukochanego syna.

Jeszcze większy szok szykuje jej córka, która po kilku latach wraca nareszcie z Francji. Jednak nie sama, ale w towarzystwie swojej trzyletniej córeczki. Biedna Ai Tsao mało zawału nie dostaje, bo jak to panna z dzieckiem a na dodatek, to mała mulatka z pięknym afro na głowie? To nie do pomyślenia w tradycyjnej rodzinie chińskiej, aby coś takiego przytrafiło się kobiecie. Próbuje wyrzec się córki, ale jej serce łamie się z powodu tego małego, bardzo niespodziewanego, nowego członka rodziny. 



Jest to jeden z piękniejszych portretów kobiety w średnim wieku, zwyczajnej matki postawionej w nadzwyczajnych dla niej okolicznościach, której świat był utkany z innych wartości, zaś dzieci żyją już w tej nowej, dla niej nie do końca zrozumiałej rzeczywistości. To także bardzo głęboka analiza zawiedzionych oczekiwań rodzicielskich, rozczarowań jakie niesie życie, pomimo tylu starań, aby los dzieci toczył się utartymi szlakami. Ten film podobał mi się ogromne także z tego powodu, że nic w nim nie było na siłę, wszystko miało swój czas i znaczenie. Nie czuło się sztuczności, ale naturalność towarzyszenia Ai Tsao w jej codziennym życiu i problemach. Ten obraz wydaje mi się niezwykle prawdziwy, taki dotykający wielu z nas, a przede wszystkim naszych rodziców, dla których często wybory dzieci są niezrozumiałe, ale miłość rodzicielska pozwala nadal trwać przy tych których się kocha bezwarunkowo.



Obejrzałam przez ostatnie dni sporo obrazów ocierających się o tematykę queerową szeroko pojętą, ale w tym filmie jest coś wyjątkowego, co z pewnością zmusza do wielu refleksji na tematy przeze mnie wyżej zaznaczone, co pozwala jeszcze lepiej poznać złożone zależności rodzinne w azjatyckim wydaniu, nie pomijając przekazu uniwersalnego zrozumiałego dla każdego.


Moja ocena 8/10


Film w całości jest dostępny na YT Artemisia

piątek, 6 września 2013

Urodzony Przestępca (Juvenile Offender)



Krótka notka o tym filmie, bo spotkało mnie jakieś święto i na kanale "Ale Kino" obejrzałam przypadkiem koreański dramat. A to dla mnie wydarzenie, że coś koreańskiego w polskiej TV i jakby mus wpisu ku pamięci, że jednak miało to miejsce. Film jest nowy bo z 2012 a na dodatek otrzymał nagrodę na festiwalu w Tokio, ponadto odkryłam właśnie, że jest wytypowany jako reprezentant Korei Południowej do nominacji Oscarowej 2014. Ufff czyli obraz nie byle jaki pojawił się w naszej polskiej stacji. 



Ji Gu ma niecałe 17 lat i już mocno pokomplikowane życie. Wychowuje go bardzo schorowany dziadek, a głównie to ulica staje się jego domem. Wplątany w kradzież ląduje w poprawczaku na jedenaście miesięcy. Pracownicy tej instytucji robią małe dochodzenie i odnajdują matkę chłopca. Udaje się go zwolnić z domu poprawczego pod warunkiem, że matka się nim zajmie. Ji Gu ma pierwszy raz w życiu okazję nie tylko aby spotkać swoją rodzicielkę, ale także by zamieszkać z nią. Wraz z nim przyglądamy się Jang Hyo Seung, trzydziestoparoletniej kobiecie, której życie to ciągły chaos. To walka o podstawowe rzeczy, takie jak praca i dach nad głową.Nic nie jest proste dla matki Ji Gu i dlatego jest mistrzynią w  kombinowaniu, oszukiwaniu, wykorzystywaniu innych. Trzeba jednak przyznać, że odzyskany niedawno syn staje się kimś naprawdę ważnym i pragnie zapewnić mu jak najlepsze warunki na jakie ją stać. Można by po prostu to zamknąć w zdaniu "biedna kobieta, tak się jej życie niezbyt poukładało". Poznając lepiej matkę, chłopak widzi, że to jej cechy charakteru są głównie odpowiedzialne za kompletnie nieuporządkowane życie. Beztroska, lekkomyślność, brak odpowiedzialności, infantylność stają się przyczyną tego w jakiej sytuacji znalazła się Hyo Seung. 



Jego krytyczne spojrzenie jednak musi ulec całkowitemu przewartościowaniu. Kilka tygodni po zwolnieniu z poprawczaka jeden z jego przyjaciół informuje go, że jego dziewczyna Kim Sae Rom jest w przytułku dla młodocianych i niedawno urodziła jego dziecko. Rodzice wyrzucili ją z domu, a brak możliwości utrzymania  siebie i dziecka zmusił ją by oddać synka Ji Gu do Domu Dziecka. Teraz nasz główny bohater spogląda na swoją matkę przez pryzmat swojej dziewczyny. Nagle okazuje się, że historia odtwarza się z niezwykłą wprost dokładnością. Sae Rom, podobnie jak jego matka zostaje bez środków do życia, bez wykształcenia i z piętnem młodocianej matki. Ji Gu postanawia jednak wziąć odpowiedzialność za synka i swoją dziewczynę. Czy mu się uda? Zostawiam Was z tym pytaniem. 


Społecznie na pewno wiele bardzo ważnych pytań padło w tym obrazie. Przede wszystkim nic tutaj nie jest czarno-białe, a wszystkie decyzje, wybory, głównych bohaterów są ogromnie problematyczne i trudno je oceniać jednowymiarowo. Nie jest to także bajka, bo jak to w życiu bywa, nie wystarczy tylko chcieć i się starać ale trzeba mieć też trochę szczęścia, bo wszystko potoczyło się tak sobie to zaplanowaliśmy. 



 Trudno mi ocenić ten film, wiem, że porusza bardzo ważne obszary, jest zaangażowany, dobrze zagrany i niesie obraz nie tej kolorowej Korei, ale tej prawdziwej obejmującej życie zwykłych, biednych ludzi. Jednak do końca nie zrozumiałam przesłania, bo dla mnie jedynym najważniejszym pytaniem jakie stawia ten obraz, to czy ktoś jest w stanie wyrwać się z kręgów w których się wychowuje? Jest taka prawda, że biedę się dziedziczy, pewne zachowania ze środowiska w którym się przebywa także się przejmuje jako własne, tak więc ogromnie trudno to przezwyciężyć i stać się innym. Tylko pytanie czy ten obraz jest odkrywczy, czy tylko jest pewnego rodzaju rejestracją stanu zastanego? Dla mnie to dość przejrzystą analiza problemu urodzonego przestępcy z ciekawym rysem matki, której kolejne potknięcia i błędy nie pozwalają na osiągnięcie stabilizacji.

Moja ocena 6/10

czwartek, 5 września 2013

G Dragon Coup d'Etat


Podchodziłam kilka razy klawiatury aby napisać o tej nowej płycie Dragona. Może dobrze, że się wczoraj powstrzymałam przed tym wpisem, bo dzisiaj rano Kwon Ji Yong zaatakował nas nowym MV. Trzy dni po tytułowym Coup d'etat wyszedł następny klip. Nie wiem gdzie tak pędzimy, ale widocznie ma to jakiś głębszy sens, głównie pewnie obejmujący promocję drugiej części płyty. 

Jęczę tak bez sensu bo jestem równie pogubiona jak Dragon. Po pierwsze, moja reakcja na Coup d'Etat była następująca:  utwór daje radę, ale bez przesady, istnieją wszystkie składniki, ale jakby nikt go nie wykończył, nie dał mu czegoś magicznego co by dało mu status przeboju. Przyznaje, że z czasem osłuchałam się i lepiej go odbieram, ale coś czuje, że nie zwariuje na jego punkcie. Same MV najwyższej klasy, to muszę przyznać, eleganckie w klimacie, który pewnie sobie zamarzył Smoczek, wszystko się zgadza poza tym, że ja nie bardzo trawię takie horrorystyczne historie, ale doceniam wizualnie, bardzo fajnie. 


Tak jak wspomniałam, dzisiaj dostaliśmy następny klip tym razem do Crooked i powiem szczerze taka wersja wizualizacji utworu chyba bardziej do mnie przemawia. Piosenka, bardziej żywa, ale niczego wesołego w niej nie odnajdziecie, prawdziwy krzyk rozpaczy Dragona, jego kolejna elegia na temat samotności. To jest prawdziwy on, tutaj się go naprawdę czuje każdym bitem i nerwem wykrzyczanego tekstu. 


Powtórzę się po raz setny na tym blogu, Dragon jest mocno zagubiony w swoim świecie wielkiej gwiazdy, może nie artystycznie, ale mentalnie, sam ze sobą coraz słabiej się dogaduje. Nie piszę tego aby się nad nim pastwić, ale dlatego, że bardzo mu kibicuje i chciałabym aby był w lepszej formie psychicznej. Klip z chłopcami z UK głównie trafia do mnie poprzez stylizacje Dragona, który tak bardzo się wyróżnia na tej Londyńskiej ulicy. (i jesszcze tam takie tralalalala fujoshowe różne smaczki :P)

Cała płyta - no cóż, nadal jej słucham. Jest zdecydowanie bardziej stonowana niż ta poprzednia. Mogę napisać jedynie lakonicznie, że nie jest zła. Najbardziej zakręciła mną piosenka "Black" wykonywana z Jenny Kim, a to dlatego, proszę państwa, że jest tak Epikowa, że aż mnie boli. To ten klimat epikowy mną tak zakręcił, pozostałe utwory jeszcze muszą się uleżeć w mojej głowie. Wrażenie ogólne odnoszę jednak takie, że smutno, szaro i ponuro i ogólnie nie wesoło w głowie G Dragona. Nie zmieniam jednak zdania, to wielki artysty i kim ja jestem aby go krytykować w obszarze jego dokonań muzycznych? Czy mi się podoba, czy nie i tak będę słuchać i oglądać Dragona i starać się śledzić co tam jeszcze ma do przekazania światu.

środa, 4 września 2013

Lotte Duty Free- reklama




Bardzo lubię reklamy tej firmy, bynajmniej nie tylko z tego powodu, że Jang Geun Suk w nich występuję, ale że wnoszą jakąś taką pozytywną energię. Przynajmniej ja je tak odbieram. I najważniejsze, można się napatrzeć na przystojniaków :D Jedna babeczka bynajmniej nie zawadza.

Oto lista wykonawców:
Super Junior, 2PM, Cho Shin Sung, Kim Hyun Joong, Jang Geun Suk, Song Seung Heon, Choi Ji Woo, and Lin Chi Ling.

Ja wszystkich nie rozpoznałam, ale tego najważniejszego z pewnością ;)



wtorek, 3 września 2013

"Rafael Bielecki" Anika Stasińska



To może na wstępie, zamiast powtarzającej się fabuły, trochę analizy jak to się stało, że ja, właścicielka tego bloga, przeczytałam przygody Bieleckiego, mało tego jeszcze chce mi się coś skrobnąć na ten temat.

Jakieś trzy,albo już może cztery tygodnie temu,odbyłam tematyczną rozmowę z Miriel na temat yaoi fanfików. Trochę czytam, ale wtedy radośnie oznajmiłam, że jedynej rzeczy której nie tykam to drarry, snarry i wszelkie paskudztwa związane z Harrym Potterem. Nie żebym nie trawiła Rowling, a wprost przeciwnie, bardzo lubię to co ta genialna kobieta dała światu. I z szacunku do jej twórczości jakiś taki niesmak we mnie to wzbudzało do tej pory. Echhhh, mój umysł jest już dawno zdegradowany i chyba wciąga wszystko co się nawinie i nie chce mnie przepraszać, a na dodatek jeszcze się perfidnie cieszy, zamiast popaść w autoskruchę.
No ale do końca nie czuje się winna, bo kupuje wszystko co wydaje Kotori. Z tegóż to powodu radośnie zgarnęłam z półki Bieleckiego bez świadomości o czym to dokładanie jest. Lenistwo moje sięgnęło zenitu bo nie zajrzałam na ostrzegawcze napisy na okładce, dla mojego wytłumaczenia małymi literkami były, ani nie popełniłam najmniejszego wysiłku by sobie poczytać co autorka miała do powiedzenia w stronę czytelnika na tylnej okładce.

Inteligencja się jednak w szczątkowej formie we mnie tli i już po kilku stronach doznałam olśnienia, że to coś jednak potterowego. Ponieważ zalała mnie taka nadzwyczajna forma przekazu, której na początku nie ogarnęłam, plus to, że miałam ogromne podejrzenie, że będzie jakoś tak za bardzo nawiązująca fabuła rzuciłam dzieło Aniki w kąt. Przyznaje jednak, że zaśmiałam się kilka razy podczas tych kilku marnych karteczek.Widocznie na przygody Rafaela musiał przyjść odpowiedni czas, bo po dwóch tygodniach wrócił do łask i się okazał najwspanialszym odstresowywaczem na moje nie wesołe przygody ostatnimi czasy.

W krótkich żołnierskich słowach. Fabuła rzeczywiście sięga do pomysłów z Harrego Pottera, ale jest to tak świetnie zrobione i nie jest  jakąś tam wierną kopią a tylko bardzo głębokim nawiązaniem, że gładko przełknęłam wszystko czym mnie poczęstowała autorka. No może miałam lekką niestrawność momentami, bo jednak nagromadzenie wypadków i dziwnych przypadków było ogromne i brak normalnej konwersacji pomiędzy bohaterami czasami był lekko nużący. Nie zaciemnia jednak to obrazu, że zgrabnie to wszystko wyszło a przede wszystkim mi wyszło na zdrowie bo się świetnie bawiłam tą historią, historią Rafaela Bieleckiego który wprost z warszawskiej Pragi trafia do Hogpartu. Przeżywa właściwie nieprzerwany szok przez 500 (bez 4 dokładnie) bitych stron tekstu.

To co koniecznie muszę docenić, to wbicie mnie w podłogę formą, której nigdy wcześniej nie zaznałam. Ilość inwektywów, porównań, zgrabnych nawiązań, wymyślnych przekleństw, tudzież pełnych jadów określeń, było iście mistrzowskie. Ponadto, ta wszędzie panosząca się swojskość, polskość i warszawskość nie ma sobie równych i nikt z obcym językiem w gębie z pewnością by tego nie zrozumiał, jak pięknie nam to autorka ujęła. Jestem dumna bo dzieło to jest ewidentnie przeznaczone wyłącznie na polski rynek, co mnie osobiście jakoś tak łechcze w dumę narodową.

Piszę teraz opowiadanie, które wydawało mi się śmieszne, wydawało mi się dopóki nie ogarnęłam Bieleckiego, który nie dość, że naprawdę zaskakuje, przy czym nie łamiąc żadnych potterowych i yaoiwcowych schematów, to wprowadza człowieka w tak doskonały humor, fundując mu salwy śmiechu podczas czytania, tudzież banana na twarzy przez trzy czwarte książki, że naprawdę pełen szacun. 

Nie zawiodłam się na Kotori, oni naprawdę robią kawał dobrej roboty na rynku polskim, dlatego nie zmieniam zdania i kupuje wszystko co sobie zamarzą i wydadzą. I tak na marginesie udało mi się na szczęście doczytać, że to dopiero pierwsza część przygód Bieleckiego,czekam więc na tą następną czy tam następne, bo tego też nie sprawdziłam, ale ile by nie było pewnie i tak kupię.

sobota, 24 sierpnia 2013

Ayumi Kasai



Tak wiem, niektórzy zaczną się dziwić, jak się mogłam uchować do dzisiaj i nie zarejestrować istnienia tej artystki. Właściwie sama się temu dziwię, ale widocznie takie są koleje losu, że dane mi było ją odkryć zupełnie niedawno. No i co? No i oszalałam jak wiele innych osób. Przyglądam się tym rysunkom i wpadam w totalny zachwyt ponieważ są one dla mnie kwintesencją sztuki rysowania mangi, ducha Japonii i sięgania do korzeni tradycyjnego drzeworytów i  szkiców  z kraju kwitnącej wiśni.



Ayumi Kasai tworzy często prace abstrakcyjne, gdzie obraz przepełnia głęboka symbolika i niezwykły surrealizm. Jej prace wydają mi się surowe, czasami z bałaganem, który trudno ogarnąć. Nie przeszkadza to jednak by niosły w sobie niezwykłe doznania wizualne i duchowe. I to co na wielu jej rysunkach robi na mnie ogromne wrażenie, to ta perspektywa z której oglądający podziwia daną scenę. Zakochałam się w jej pracach.



Jeśli ktoś miałby namiary na jej mangi po angielsku, to byłabym bardzo wdzięczna o info na ten temat. Oczywiście bardzo, ale to bardzo chce je przeczytać, chyba w sumie tak bardzo, że właściwie po japońsku też mogę pooglądać :)



sobota, 10 sierpnia 2013

Bad Romance (Hua Wei Mei)



Ten film to zaskoczenie, niezwykła miła niespodzianka, odkrycie, które z pewnością na długo zapamiętam. Nie miałam żadnych oczekiwań i może dlatego tak bardzo jestem zadowolona, że obejrzałam ten film. Oczywiście znalezisko po kluczu queerowym, a raczej po linkach z youtuba. Myliłby się ktoś, kto chciałby spłycić ten obraz do historii spod znaku LGBT, bo pomimo kluczowych wątków w tych obszarach, opowiada on o rzeczach uniwersalnych, a nie tych bezpośrednio związanych z orientacją.

Mamy więc dramat w trzech aktach. Wszystkie trzy jednak rozgrywają się jednocześnie, istnieją nici, pewne subtelne powiązania, które pozwalają prawie niezauważalnie splatać się tym trzem wątkom.

Xiao jest kobietą, która żyje w oczekiwaniu na tą jedną prawdziwą miłość. Poprzedni związek ją zawiódł, a całe swoje uczucie przerzuciła na syna, który pomimo tego, że istnieje tak naprawdę nie zajmuje jej całego świata. Niezwykle elegancka, delikatna i pełna kobiecego uroku jest z pewnością obiektem pożądania wielu mężczyzn. Chce jednak być ostrożna, nie popełnić żadnego błędu spotykając się z nimi. Dlatego z pewną rezerwą podchodzi do propozycji obiadu z kuzynem swojej znajomej, on jednak okazuje się mistrzem uwodzenia Xiao. Jego subtelne zaloty w niezwykle eleganckim stylu, oczarowują młodą kobietę.Romans wydaje się być tym co jest w stanie wypełnić puste życie Xiao.
Bei Si spotyka po dwóch latach, kogoś kto potrafił w jeden wieczór zawrócić mu całkowicie w głowie. Liu Cong w przeszłości, znika bez słowa, tym razem jednak to on podejmuje inicjatywę by odnowić, dawną przelotną znajomość. Bei Si jest targany sprzecznymi emocjami, z jednej strony jest szczęśliwy, że pojawił się ten na którym mu naprawdę zależy, z drugiej widzi, że za Liu Cong ciągną się sprawy niezamkniętego związku. Kiedy jednak ten staje z walizką w jego drzwiach, właściwie o nic nie pyta przyjmuje go pod swój dach. Jego nowy współlokator utrzymuje jednak nieustającą rezerwę, znika wieczorami i bardzo pilnuje swojej prywatności. Dla zakochanego w nim Bei Si kilka przypadkowych wskazówek jest tak naprawdę dowodem na to, że nie może liczyć na poważny związek, raczej jego mieszkanie stało się jedynie hotelem.

Francois, Loulou i Yasmine spotykają się na konwersacjach z języka francuskiego. Postanawiają poznać się także bliżej, poza zajęciami. Dwie kobiety, Loulou i Yasmine bardzo szybko ulegają wzajemnej fascynacji. Gdzieś z boku jednak ciągle jest Francois, który wyraźnie jest zainteresowany Yasmine. Wzajemne relacje dziewczyn zaczynają go denerwować i pewnego wieczoru uwodzi Loulou jednocześnie dając jej jasno do zrozumienia, żeby zostawiła w spokoju Yasmine.
Pisząc o tych trzech wątkach, myślę sobie banały, a raczej nic nowego, ale w przypadku tego filmu jest coś co go wyróżnia. To sposób w jaki prowadzone są te historie, sposób w jaki mówi się, słucha i patrzy na miłość. Minimum dialogów, maksimum doznań wizualnych i dźwiękowych. Estetyka obrazu naprawdę najlepszej próby, muzyka doskonała, po prostu idealnie pasująca do atmosfery tego filmu. A klimat niezwykły,człowiek ma wrażenie,że historia nie toczy się w zatłoczonym Pekinie a gdzieś na prowincji francuskiego miasteczka. Bo Francja i jej estetyka wzbogacona o kulturę chińską odgrywa zdecydowanie bardzo ważną rolę w tej historii. Cieszę się jednak, że nie jest to film zachodni bo zapewne by zaprzepaszczono to co najważniejsze -emocje, tutaj ich nie zabrakło, za przepiękną fasadą z obrazu, kryje się tak wiele uczuć; miłość, zazdrość, fascynacja, pożądanie, tęsknota, samotność. To wszystko dotyka siódemkę głównych bohaterów, są uwikłani w swoje oczekiwania, których spełnienie właściwie jest niemożliwe. Życie daje raczej gorzką lekcję miłości niż zakończenie z happy endem. Film jednak nie stawia jednoznacznych odpowiedzi, reżyser i scenarzysta i odtwórca roli Francois w jednej osobie, Francois Cheng, pozostawia widza raczej z wieloma pytaniami, dotyczącymi za równo samej fabuły jak i istoty uczuć, które targają głównymi bohaterami.


Może całość nie zrobiłaby na mnie aż takiego wrażenia gdyby nie jeden z aktorów, który przykuł całkowicie moją uwagę. Will Bay grający nieszczęśliwie zakochanego Bei Si to niezaprzeczalnie gwiazda tego filmu. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy przeczytałam, że był to jego debiut. Podziwiam więc mistrzostwo w sferze gry aktorskiej. Nie mogłam wzroku od niego oderwać, nie tylko jego przystojność miała znaczenie, ale było coś w tym jak prowadził tą postać, co mnie wzruszało, co pozwoliło na to by całkowicie uwierzyć w cierpienie i zagubienie jego bohatera.

Dla mnie osobiście mistrzowskie dzieło, z widoczną, lecz mi nie przeszkadzającą manierą naśladowania wybitnych ludzi kina zachodniego. Symboliką, która momentami jest odrobinę przesadzona i zbyt natarczywa, ale bynajmniej nie męcząca. I jeśli ktoś chce ten film upchnąć pod sztandarem jedynie LGBT, to będzie to niezwykle wąskie spojrzenie na ten obraz. To była próba uchwycenia tego co ulotne, oniryczne, co dotyka każdego człowieka, ale tutaj mamy wszystko w bardzo poetycki sposób podane. I taka stylistyka bardzo do mnie trafia. No ale ja czasami jestem dziwna, dlatego daje tak dużo punktów.

Moja ocena 9,5/10

czwartek, 8 sierpnia 2013

Piękny Bokser



Słyszałam już wcześniej o tym filmie, jego tytuł przewijał się na różnych branżowych listach, ale nie było okazji aby go obejrzeć. Zahaczając temat ladyboys ponownie się przypomniał i stwierdziłam dlaczego by nie zerknąć na dzieło Ekachai Uekrongthama

Historia wciąga od pierwszych mrocznych kadrów, kiedy to wędrujemy wraz z pewnym dziennikarzem po klubach i ulicach Bankoku w poszukiwaniu Nong Tooma, sławnego tajboksera. Poszukiwania kończą się sukcesem i po sporym zamieszaniu na ulicy udaj się spotkać Tooma, który obecnie wygląda jak kobieta. Dziennikarz nie ma większych problemów z namówieniem gwiazdy bokserskiej by opowiedziała swoją historię. Poznajemy więc losy małego chłopca, który już jako parolatek jest niezwykle zafascynowany wszystkim co pozwoli mu choć przez chwilę czuć się jak dziewczynka. Ukradkiem lub czasami bardziej jawnie próbuje to podkreślić makijażem i strojem. Jego rodzina zauważa co się dzieje z małym Toomem, ojciec jest zaniepokojony, że stanie się transwestytą, matka przyjmuje to z większym spokojem. Losy przyszłego mistrza są naznaczone wieloma rozterkami w związku z rozdarciem pomiędzy tym jak się czuje a jakie posiada ciało. Ani religia, ani przyjaciele czy rodzina nie rozwiązują mentalnych dylematów młodego człowieka. Jest jednak ktoś, kto daje mu wskazówkę, coś co pozwala mu mieć nadzieję, że kiedyś odnajdzie spokój. To wędrowny mnich, któremu towarzyszy mały Toom, na pytanie chłopca o to " czy jeśli będzie spełniał dobre uczynki w tym życiu, spełni się to czego pragnie w przyszłym wcieleniu?" odpowiada " że ta nagroda może go spotkać już teraz". To jedna z piękniejszych scen, niosąca ziarno wyzwolenia, poczucia, że wszystko jest możliwe.
To co jednak jest priorytetem dla małego a później młodego Tooma to pomoc rodzinie, która żyje w strasznej biedzie. Wyrastając na postawną ale niezwykle delikatną osobę, jest ostatnim człowiekiem, którego można by posądzać o to, że lubi się bić. Bardziej z przypadku niż świadomie zostaje wciągnięty na ring podczas festynu i wygrywa walkę. Duża nagroda pieniężna, robi na naszym bohaterze ogromne wrażenie, dzięki niej jego bliscy mają przez wiele dni co jeść. Po wielu wahaniach, rozpoczyna treningi tajbokserskie. On ,który nie jest w stanie nikogo uderzyć, który nie umie się bronić, musi przełamywać swoją nieśmiałość, swoją delikatność by móc pokonać przeciwnika.Szkoleniowcy dostrzegają jego talent a on sam odnajduje piękno w tym sporcie, dzięki czemu łatwiej mu się w nim doskonalić. Jego tajemnica pragnienia bycia kobietą jednak wychodzi na jaw, trener dowiaduj się, że Toom uwielbia nakładać sobie makijaż, postanawia wykorzystać to jako atut marketingowy, by zwiększyć zainteresowanie walkami swojego podopiecznego. I tak swoją pozorną słabość Toom zaczyna przemieniać w siłę, czym więcej z niego szydzą, tym mocniej uderza.

Parinya Kiatbusaba

Ten scenariusz napisało życie a nie uzdolniony scenarzysta. To prawdziwa historia Parinya Kiatbusaba znanej jako Nung Toom. Gwiazdy boksu tajskiego, która dość szybko dostrzega, że to wszystko co się wokół niej dzieje to cyrk, tworzony ku uciesze publiczności, a ona sama coraz mniej odnajduje się w tym co ją otacza. Najbardziej chyba boli to, że jest oskarżana o to, że udaje transseksualistę tylko po to by przyciągnąć tłumy na swoje walki. Zaczyna także uświadamiać sobie, że już dłużej nie jest w stanie tak funkcjonować, ani żyć w zawieszeniu pomiędzy płciami.

Film naprawdę niezwykle pięknie opowiada o zagmatwanym życiu osoby uwięzionej nie w tym ciele, które powinno być jej przeznaczone. O walce nie tylko społecznej o prawo bycia sobą, ale przede wszystkim tej wewnętrznej burzy, która niesie ogromne cierpienia związane z rozbieżnością pomiędzy tym jak się jest postrzeganym a co się czuje. Ten obraz opowiada także o tym, że już jako kobieta, pomimo spełnienia swojego największego pragnienia, Parinya tęskni za Toomem. Niesie też przesłanie, by być po prostu sobą, że czasami to co się wydaje, że inni nie zaakceptują stanie się czymś co pozwoli spełnić marzenia, dokona się to co było przeznaczone, ale na skutek pomyłki tylko odroczone w czasie.

Trudne kwestie, ale niezwykle piękny sposób opowiedziane. Jeśli kogoś interesuje ta tematyka lub chce ją poznać bliżej- polecam
Moja ocena 7/10

Miyavi "Secret"



Tak oglądam sobie nowego Miyaviego podesłanego przez Medzi i nie mogę jakoś się przystosować. Po tych wszystkich grzecznych teledyskach koreańskich, nagle taki atak, że intensywnie mrugam oczami. Nie żebym się zgorszyła, nie żebym była przeciwna, tylko tak chyba nie przyzwyczajona do tak seksownych MV, że aż się zdziwiłam. On oczywiście boski, oczywiście :P Piosenka, może mniej boska, ale czy o to dokładnie chodzi? Chyba jednak nie. Miłej zabawy :D Tak dla odmiany dla fandomu koreańskiego, jak to się robi w Japonii.

środa, 7 sierpnia 2013

Vocaloidowy przebój "Magnet" w różnych odsłonach.



Ta piosenka zdecydowanie zasłużyła na wpis;wkręciła mi się dość mocno, ma różne intrygujące wykonania, a poza tym, ten yaoistyczny tekst obok którego nie mogę przejść obojętnie. Nie wiem czy będzie chciało Wam się brnąć przez wszystkie wersje, ja bardziej zapisuje je na blogu ku mojej pamięci, która jest wielce zawodna. Jeśli przy okazji spodoba Wam się, to będzie świetne. Co prawda całe zamieszanie z Magnet jest dość stare, ale ja opóźniona w temacie jestem mocno.
Przy okazji wyznaję, że jestem fanką Gakupo, może uda mi się wygenerować post tylko o nim. Dzisiaj jednak to utwór Magnet musi być na pierwszym planie.
Pierwsza odsłona to oryginalna vocaloidowa wersja. Dla tych co nie wiedzą, są to wygenerowane sztuczne głosy na bazie naturalnych wokali istniejących naprawdę artystów. Piosenki Vocaloidowe są tworzone przez amatorów, zajmują się oni za równo aranżacją jak i tworzeniem klipów do nich. W tym przypadku autorem jest Ryuusei-P czyli minato Niestety nie umiem znaleźć oryginalnego MV do tej piosenki, a szkoda. Magnet śpiewają Kamui Gakupo & Kaito. Ich graficzne wyobrażenia: Gakupo ma długie fioletowe włosy , Kaito krótkie niebiesko- granatowe

Poniżej wersja zaśpiewana przez tych panów.


Vocaloidowe piosenki jeśli są bardzo popularne, dostępują zaszczytu zaśpiewania przez ludzi. Tak się stało i z Magnet, który został wykonany przez Piko i Sekihan, chłopcy w tamtym okresie zajmowali się naśladowaniem Vocaloidowych głosów i wychodziło im to naprawdę nieźle. Świetne jest to w ich wykonaniu, że utwór jest podzielony na męską i żeńską wersję. Pozwoliło to na zaprezentowanie skali głosu, którym ci wykonawcy dysponują.



W wersji na żywo chłopakom może wokalnie tak dobrze nie poszło. Byli bardzo spięci i to słychać szczególnie jak śpiewa Piko, ale jakby ich wokal troszkę zszedł na drugi plan bo zaprezentowali prawdziwy fanservice ♥ Wizualnie za to bardzo to wykonanie :)



Wersji Magnet w różnych konfiguracjach jest bardzo wiele, chyba wszystkie vocaloidy miały zaszczyt zaśpiewać kiedyś w swojej karierze ten przebój. Ja wkładam jeszcze wersje live żeńską. Można sobie przy okazji zobaczyć jak wyglądają koncerty na żywo Vocaloidów, które wydają płyty i jak widać mają rzesze swoich zagorzałych fanów. Tu tę piosenkę wykonują mega gwiazdy Hatsune Miku & Megurine Luka dla których pierwotnie był stworzony ten utwór.



Jeśli jakoś umknęło tłumaczenie tej piosenki, bo pojawia się w kilku miejscach wklejonych przeze mnie MV to można jeszcze zerknąć na polską wersję TUTAJ

wtorek, 6 sierpnia 2013

Ladyboys z Tajlandii

Muszę przez chwilę poqueerować, bo wyjdzie na to jeszcze, że to bardzo grzeczny blog. Miała być krótka notka, ledwie taki spamik a propos reklamy, którą zobaczyłam, trochę się moja wypowiedź niekontrolowanie rozrosła.


Miss Tiffany Universe 2007

Tajlandia jest wyjątkowa pod tym względem, trzecia płeć jest widoczna wszędzie.Urodą i seksapilem ladyboys czarują nadzwyczajnie,co głównie dziwi i jest istotą pomyłek przybywających do Tailandii turystów, w zdecydowanej większości tych zachodnich. To wszystko sprowadziło się do pewnego stereotypu, uważaj jak jedziesz do tego kraju, bo możesz pomylić kobietę z "facetem" To nie do końca facet w rozumowaniu naszych obiegowych opinii, to raczej kobieta uwięziona w ciele mężczyźni. Uroda Tajów jest na tyle elastyczna, że nawet bez zbytnej ingerencji chirurgicznej i hormonalnej, mogą realizować się w społeczeństwie jako kobiety. Tym bardziej, że prawo im nie zabrania ani nie stawia przeszkód by np. dokonywać ingerencji chirurgicznej w celu korekty płci. Problem jest tylko jeden, nie można zmienić płci w dokumentach, dla niektórych nie ma to znaczenia dla innych, to prawdziwa tragedia. Brak tej możliwości związany z oficjalnymi dokumentami skutkuje tak naprawdę uwięzieniem w kraju do końca życia, o czym piszą dziewczyny na pewnym blogu podróżniczym Słyszałam też opowieści o tym, że już bardzo młodzi ludzie, około 12-13 roku życia informują rodzinę, że to nie jest to ciało w którym chcieliby spędzić resztę życia i rodzice sami fundują im takie operacje.
Ja się zastanawiam przede wszystkim nad tym, jakie warunki, jakie czynniki istnieją ku temu w Tajlandii, że aż tak wiele osób staje się ladyboys? Czy gdyby przepisy były inne, inne uwarunkowania polityczne, czy też większa akceptacja społeczna , pozostałe kraje azjatyckie także wykazywałyby taką tendencję? Jest to bardzo intrygujące dla mnie pytanie. Wiem o kilku miejscach, na azjatyckiej mapie, w których trzecia płeć istnieje w zbiorowej świadomości a nawet jest możliwość zapisania jej w oficjalnych dokumentach.Chyba jednak nigdzie to zjawisko nie występują aż na taką skalę. Myślę,że sami Tajowie bardzo liberalni w tych sprawach starają się czasami wykorzystać ten stereotyp prawdziwej pięknej Tajki:)

Ta reklama odnaleziona na Demotywatorach jest po prostu trafiająca w sedno, lepszej po prostu nie można było zrobić. Produkt, który ma za nic podziały płci. I o to chodzi :D



Wydaje się, że niektórzy jednak nadal cierpią z tego powodu, za to przynajmniej w bardzo zabawny sposób. Mistrzem jest moim zdaniem Namewee w swoim MV do piosenki "Thai Love Song", epickie scenki po prostu:)Miłej zabawy!



To proponuje zgadywankę, która osoba z tych par jest facetem a która dziewczyną? Rozwiązanie poniżej.


Macie dość? Jesteście zniesmaczeni lub zdziwieni? Lub wprost przeciwnie zachwyceni? Proponuje posłuchać i popatrzeć na ten filmik. Kocham reakcję publiczności ♥



Nuntrita mówi pod koniec filmu o braku akceptacji o tym, że ojciec tak naprawdę nigdy się nie pogodził z tym co ona sobą reprezentuje.Więc nawet w Tajlandii bycie trzecią płcią nie jest bajką.
Dla mnie osobiście jest to niesamowicie piękne ,jestem zachwycona ladyboys. Są czarujące, pełne seksapilu, urocze i tak bardzo kobiecie, że wiele z nas nie posiada nawet cząstki tej żeńskiej energii, którą one prezentują.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Opowieść Panny Młodej



Jak nie planowany zakup,może stać się przebojem mang, które ostatnio przeczytałam? Otóż w bardzo prosty sposób. Dwóch przedstawicieli sklepu z mangami, rzuca słówko o tym, że teraz jest nowy produkt wydawnictwa JG, świetnie wydany i historia też niezwykle ciekawa, a na dodatek jeszcze dodają, że fabuła właściwie opiera się na tym, że dwudziestolatka poślubia trzynastolatka. Natychmiast pojawiają się zdrożne myśli i decyzja o zakupie "Opowieść Panny Młodej"

Manga autorstwa Kaoru Mori bynajmniej nie ma nic wspólnego z nieprzyzwoitymi wyobrażeniami na temat, a pomimo tego, a może właśnie dlatego, jest najlepszą rzeczą, którą ostatnio czytając oglądałam. To prawdziwa uczta dla oka, te rysunki z miliardami szczegółów zapierają dech w piersi i nawet najbardziej niewyrobione mangowe oko nie może przejść obojętnie wobec kunsztu kreski, która towarzyszy tej opowieści.



Azja Środkowa XIX w. Dwa plemiona, żyjące gdzieś w stepie. Amira dwudziestolatka, należąca do jednego z nich, zostaje wydana za mąż za 8 lat młodszego Karluka. Jej pobyt w domu męża i aklimatyzacja w nowej rodzinie,innym plemieniu, układają się pomyślnie. Amira daje się poznać jako zaradna, dobra i pełna pomysłów dziewczyna, która jest całym sercem za swoim mężem. Wzbudza bezsprzecznie we wszystkich sympatię, aż chce się wykrzyknąć jest wspaniała, jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Generuje moc pozytywnym uczuć u wszystkich, łącznie z piszącą tu czytelniczką, tak więc biedny Karluk, także nie może się oprzeć przepięknej Amirze. Rodzi się coś na kształt więzi, bo raczej o miłości tutaj na razie nie można pisać. Pomimo tego, że przez większość tomów czytamy o zwykłym życiu w regionie dzisiejszego Kazachstanu , autorka nie daje nam się znudzić tym co chce nam przekazać na temat tego jak się żyło na tym obszarze ponad wiek temu. Sielanka jednak zostaje zaburzona, rodzina Amiry, wpada na inny pomysł odnośnie jej osoby, postanawia ją odzyskać i ponownie wydać za mąż. Jak się potoczy dalej ta historia? Czuć, że nikt nie odda Amiry bez walki. To prawdziwy skarb.

Jestem zakochana w tej mandze w jej bohaterach, w tych rysunkach i sposobie w jakim jest prowadzona ta opowieść. Do tego wydawnictwo zwiększyło dozę przyjemności i zafundowało czytelnikom prawdziwą perełkę w twardej oprawie i niezwykle elegancko pod względem edytorskim dopracowaną rzecz. Tak więc nie pozostaje nic innego jak tylko kupować i się rozkoszować. I czekać z niecierpliwością na następną część.

K-pop Festival 2013

Gdybym nie była w tamtym roku, pewnie bym nie dokonywała nadmiernych analiz. Byłam jednak i cały czas nieustannie nasuwają mi się porównania, więc musicie mi wybaczyć, że trochę pojęczę w temacie, ale ogólnie jestem szczęśliwa, że impreza doszła do skutku.

Najbardziej zaskakujące było to, że organizatorzy byli zaskoczeni. A czym? Otóż byli zaskoczeni tak dużą frekwencją fanów k-popu. O tyle mi się wydaje to dziwne, że przedstawiciele monitorowali przecież to co się dzieje w sieci i narastającą falę fanów, którzy deklarowali przyjazd. Wiem, wiem od deklaracji do spełnienie gróźb daleka droga, ale... tak jakoś wyszło, że dopisaliśmy :)) Było coś około 350 osób. Kino w którym odbywał się festiwal nie przewiduje takich tłumów, więc nastąpiło lekkie zamieszanie, ale ostatecznie po czasowych wstrzymaniach wpuszczania kolejnych partii ludzi, wszyscy weszli, gorzej było z widocznością. Ci którzy nie wpadli na pomysł pojawienia dużo wcześniej niestety niewiele skorzystali z głównego punktu programu z powodu braku widoczności.

A tym, wokół czego, kręciło się wszystko tego dnia był oczywiście konkurs cover dance. Ostatecznie po eliminacjach miało być 15 uczestników, czy rzeczywiście tak było, nie mam pojęcia, nie liczyłam. Moje wrażenia z samego konkursu, poziom bardzo wyrównany, widać pracę włożoną w prezentację i przygotowanie taneczne. Jednak szczerze napiszę, że oprócz występu Danieli, nic mnie szczególnie nie porwało, poza podkładami muzycznym. Dziewczyny, które wygrały były bardzo profesjonalne w tym co robiły i cieszyłam się najzwyczajniej, że to Polki pojadą do Korei, ale nie oszalałam. W tym roku była międzynarodowa obsada i wcale nie było wykluczone, że ktoś z innego kraju zdobędzie główną nagrodę. Po rozdaniu nagród i wyróżnień, nastąpiła krótka przerwa i dalsza część programu czyli pokaz koncertów kilku zespołów na dużym ekranie. Mogliśmy się poczuć jak na prawdziwym koncercie,bo reakcje z sali wcale nie ustępowały tym, które miały miejsce na żywo podczas prawdziwych występów. W ogóle publiczność k-popowa jest niesamowita pod tym względem. To właśnie po tą energię, po tą radość ze wspólnego odbierania tego co się kocha warto wybrać się na taką imprezę. Gardło mi siadało odrobinę, choć nie piszczałam aż tak jak pozostałe fanki. Na pewno niejednokrotnie została przekroczona bariera dźwięku, ale ... czegóż się nie robi dla swoich idoli. I to było najlepsze w tej imprezie bez dwóch zdań. Ja jednak zawsze cierpię z powodu tego, że nie znam w ogóle tego co produkują Girlsbandy, prawie nie wiem co się dzieje w tym obszarze i tylko pojedyncze piosenki są w stanie przebić się przez moją świadomość. No, ale przynajmniej ogarniam całą resztę:)

Po koncertach nastąpiła chwila przerwy i część osób wyszła przed kino odetchnąć świeżym powietrzem a część zaczęła się bawić w małej salce, gdzie przewidziano tańce i swawole koreańskie. Duszno było okrutnie, ale też i pogoda niesprzyjająca. Myślę jednak, że poskakanie w takim towarzystwie, wyśpiewanie tego co w duszy gra, było warte pomęczenia się.

Wrażenie jeśli chodzi o całość fandomu, super pozytywne, ta energia jest niesamowita i przebywanie w gronie takich samych wariatów wspaniałe. Moje nieustające porównania do zeszłego roku zawiera się w kilku kwestiach; po pierwsze z uwagi na wygodę posadzono k-popowe towarzystwo co w ostatecznym bilansie trochę przekładało się na ogólną stagnację w wyrażaniu emocji. W CKK mimo wszystko była ta moc. Szkoda też, że nie przewidziano,że jednak będzie większa ilość osób niż w zeszłych latach. Za duchotę oczywiście organizatorzy nie ponoszą odpowiedzialności, ale przesunięcie godziny wpuszczania mas, które dusiły się w małym przejściu i owszem, tym bardziej ze sala kinowa była klimatyzowana, ale pewnie o jakiś kwestiach nie wiem, więc nie będę się wytrząsać w temacie. Rozumiem jednak, że i tak stanięto na wysokości zadania, organizując zapewne w ostatniej chwili imprezę w innym miejscu, sprawiając przyjemność fanom k-popu i fundując koszulki dla 200 osób, zapraszając miłe trio Koreańczyków z Polonistyki, którzy zaśpiewali w przerwie, dbając o to aby prawie każdy coś znalazł dla siebie jeśli chodzi o gusta muzyczne. Nie umiem jednak do końca sprecyzować dlaczego w tamtym roku podobało mi się bardziej, zresztą rozmawiałam na ten temat z wieloma osobami i odniosły podobne wrażenie.

Jak to ładnie wszędzie jest zaznaczane- k-pop staje się ambasadorem Korei. W Polsce na pewno i chwała za to Korei, że umożliwia nam przeżywanie we wspólnym gronie tej ekstazy muzycznej związanej z k-popem. Impreza się rozrasta, z niecierpliwością czekam na to co się będzie działo za rok.

niedziela, 28 lipca 2013

Idzie nowe - czyli o teaserach (VIXX)

Myślę ,że ta epokowa chwili jest do odnotowania na tym blogu. Czyli zmiana stylu teaserów koreańskich zespołów.
Bo co mieliśmy do tej pory? Jest mi na to pytanie dość łatwo odpowiedzieć. Od jakiś dwóch lat w teaserach mieliśmy głównie pompowanie baniek mydlanych, które rozpadały się z trzaskiem. Oczywiście w większości przypadków. Czym fajniejszy teaser, czym lepiej wyglądające MV , czym lepsza fraza muzyczna wykorzystana w kilkusekundowym klipie, tym większe nasze rozczarowanie. Czyż jednak nie o to chodzi? Ależ oczywiście, że o to aby nas zwabić, przyciągnąć, przynęcić i najczęściej z niczym zostawić. I nawet jeśli bym wpadła w jakieś słuszne oburzenie czy miałoby ono logiczne uzasadnienie? Sama sobie odpowiadam ,że oczywiście nie.

Dlatego z takim rozrzewnieniem ujrzałam nową falę. Po co się trudzić i puszczać muzykę, skoro i fragmenty mv i dźwięk można puścić od tyłu. W sumie zgadzam się, tyle samo wnosi co ostatnie poczynania speców o promocji koreańskich zespołów. A jakże to innowacyjne, jakże wszyscy się dziwią, jazgot i bełkot plus ładne obrazki puszczone od tyłu. Czyż to nie wprowadzi potencjalnych oglądaczy/ słuchaczy w stan totalnego zaintrygowania, które w większością przypadku skończy się upragnioną odsłoną na youtubie? Ależ się skończy i owszem. Czekamy więc na mv VIXX utworu w moim wolnym tłumaczenie De, da, na , da ,no. Ponieważ mniemam, że to tytuł ale może także napisany od tyłu? Niczego już nie jestem pewna.

G Dragon - modowe wibracje

Miłość do Dragona wyznawałam na tym blogu wielokrotnie ale uwielbienie dla jego stylu chyba w nie dość odpowiedni sposób. Nadrabiam więc zaległości.
Zawsze podobało mi się to co robi Dragon i w obszarach muzycznych a tym bardziej modowych. Jego styl, jego smak, wyczucie rynku, niepowtarzalne fryzury wszystko to jest dla mnie ogromnie fascynujące. Jeśli ktoś w Korei wyznacza nowoczesny styl, nie boi się wyzwań, nie boi się szokować, to z pewnością jest nim G Dragon. Ta chęć nieustającego wprawiania w zdumienie odbiorcy czasami balansowania na granicy kiczu i śmieszności nieustannie mu towarzyszy. I czym starszy tym silniej to się zaznacza, ale jest na tyle niepowtarzalną osobowością, że to właśnie jemu wypada, innym już nie. Oprócz głupich i dziecinnych tatuaży, które mi osobiście się nie podobają, co do wizerunku Dragona nie mam nigdy zastrzeżeń. Po prostu wszystko łykam i jestem jak zwykle zachwycona.

I zdradzę tu pewną tajemnicę, to nie nowa jego płyta zrobiła na mnie największe wrażenie, a krótki utwór dla domu Mugler. Nie pisałam o tym, ale odcięło mnie po prostu na dwa dni od rzeczywistości. O tak, on potrafi wprowadzić mnie w taki stan. Dlaczego? Otóż jest pisany i tworzony bez koreańskiej cenzury z tą mega arogancją Dragona, którą uwielbiam. Widać ją wszędzie także w tych sesjach modowych. Czy zauważyliście, że on nigdy nie łasi się do aparatu, nie umizguje, nie kokietuje, nie gra grzecznego chłopca, którym z pewnością nie jest. To jest prawdziwy on, nawet jeśli przewrotnie twierdzi, że pie*przy modę. W utworze dla Muglera tłumaczenie Cleo tutaj, Dragon tak słodko i bezczelnie oznajmi mi, że jest Bogiem. I oczywiście ja się z nim całkowicie zgadzam, jest jednym z bóstw, które nie pozostaje nic innego jak tylko wielbić z daleka.



To co zrobili teraz dla Voqua w kwestii Dragon i jego aleter ego, też wydaje mi się po prostu trafione w dziesiątkę. To jest takie jego w stylistyce, tak świetne, że trudno mi się nie zachwycić. Niby zblazowany on, ale moim zdaniem dobrze się bawił i bardzo mu się to podobało. Coś tam, coś tam jeszcze zrobili w tej sesji ale szczerze, to jest mistrzowskie, a o tamtych stylizacjach szybko wszyscy zapomną, oprócz tej jednej.



Czy jest ikoną stylu? Dla mnie na pewno. To jednak co winduje go tak wysoko to jego talent muzyczny, a nie modowe wyczucie rynku. Bez tego pierwszego Dragon by nie istniał jako artysta, bo nim z pewnością jest, to drugie jest tylko doskonałym uzupełnieniem jego wizerunku, który oczywiście uwielbiam :)

czwartek, 27 czerwca 2013

Konferencja IntoKorea czyli wszystko o kobiecie

Miałam opisać dwie konferencję ,ale w tym wpisie skupie się  jedynie na IntoKorea zorganizowana przez koło naukowego krakowskiego UJ. Następna, na której byłam także w maju, obiecuje, że dostanie oddzielny wpis.

Odniosłam wrażenie, że ilość prelekcji jakie pojawiły się na tej konferencji niestety nie przeszła w jakość. Bardzo nierówne i dziwne były niektóre prezentacje. Doceniam wysiłek wszystkich, którzy zaprezentowali swoje tematy, ale część z nich raczej była mało profesjonalnie przygotowana. 
Szkoda bo potencjał tematu był ogromny. Wątkiem przewodnim była kobieta w Korei. Zagadnienie niezwykle fascynujący i w kontekście Korei i procesów się wewnątrz tego kraju się toczących. 

Wspomnę może o kilku prelekcjach, które mi osobiście utkwiły w pamięci. Pozostałe jeśli je już w tej chwili nie umiem odtworzyć, zapewne nie wyróżniały się niczym szczególnym. 

Agnieszka Polewczyńska opowiadała nam o Haenyo- kobietach poławiaczkach owoców morza. Ponieważ w XIX w. opodatkowano wszystkich mężczyzn, okazało się, że ciężar pracy i utrzymania rodziny spadł na kobiety. Jednym z najbardziej opłacalnych zajęć była praca w morzu, głównie przy pozyskiwaniu owoców morza. Pracujące w ten sposób kobiety musiały nurkować po swoje zbiory nawet do 20 m, wstrzymując oddech na 2 min. Oczywiście, aby dojść do takiej wprawy nie obyło się bez treningu, który rozpoczynały dziewczyny kilkunastoletnie. Niezwykle ciężki był to kawałek chleba a także związany z ogromnym ryzykiem. Wiele kobiet jednak nie miało wyjścia i aby utrzymać rodziny właśnie w ten sposób zarabiało. Około roku 1930 szacowano, że poławiaczek na wyspach koreańskich jest około 23 tyś. Obecnie zawód ten zanika i jedynie 5 tyś pań zajmuje się nim na co dzień. W tej chwili to zajęcie jest postrzegane jako spuścizna historyczna Korei i część osób pragnie kontynuować wielowiekowe tradycje i ten cel im przyświeca a nie chęć zarobkowania w ten sposób. 

Większość kobiet, które nadal czynnie zajmują się wyławianiem owoców morza, jest już w mocno zaawansowanym wieku, co niestety rokuje dalszym spadkiem ilości Haenyo. Dla Koreańczyków te kobiety są kojarzone z  odwagą, ciężką pracą i poświęceniem dla rodziny. Także nigdy nie zapomniano, że tworzyły wspólnotę, która umiała się przeciwstawić okupantowi japońskiemu i stały symbolem patriotyzmu koreańskiego. 

Następną prelekcją, która utkwiła mi w pamięci była "Ubóstwiane i znienawidzone- Idolki jako odrębna kategoria koreańskich kobiet" . Może nie wniosła w moje dotychczasowe wiadomości jakiejś niezwykłej wiedzy, ale trzeba przyznać, że Marta Matusik świetnie sobie poradziła z tematem. Myślę, że dla osób spoza środowiska k-popowego było to podane w odpowiednio skondensowanej formie z podkreśleniem najważniejszych kwestii. 

Dość ciekawym za to odkryciem była dla mnie informacja o ogromnej popularności e-sportu w Korei o którym mówił Mateusz Falczak.  Co prawda odniosłam wrażenie, że te kobiety były jedynie tłem do opowiedzenia nam o tym, jak niezwykle rozbudowany przemysł kryje się pod słowem e-sport. To naprawdę gospodarczo bardzo silna gałąź, bardzo prężnie się rozwijająca. Kobiety istnieją, ale szczerze sobie powiedzmy jest to jedynie margines. Także w tym aspekcie zaznaczyły się niewyobrażalne różnice np. kontraktowe dla kobiet i mężczyzn. Dla uświadomienia dla tych, którzy tak jak ja nie śledzą tematu e-sportu. W Korei istnieją bardzo rozbudowane ligii graczy, ale to nie jest aż tak zadziwiające, bardziej, że są budowane specjalne stadiony do rozgrywek na żywo, że jest kilka stacji telewizyjnych, które prowadzą relację z rozgrywek, w tym jedna tylko zajmująca się tym sportem. Powiem szczerze, że kompletnie nie miałam świadomości na temat siły e-sportu w Korei. Najlepsi gracze są traktowani jak idole k-powi a kontrakty reklamowe często są większe niż w przemyśle muzycznym. 

Panel poświęcony obecności kobiet w filmie koreańskim szczerze pisząc zahaczył o takie tematy, które kompletnie mnie nie zajmowały. Była prowadzona analiza filmu "Pokojówka" i jego kolejnym remake'ów . W następnej części był omawiany motyw mścicielki we współczesnym kinie koreańskim na podstawie trylogii zemsty Park Chan Wooka. Czasu było mało, to prawda, ale uważam, że nie tylko w twórczości tego artysty ten wątek silnie się zaznacza. Tak przecież piękne i jedyne w swoim rodzaju są postacie mszczących się bohaterek, zdesperowanych teściowych, które imają się wszelkich sposobów by nie dopuścić do szczęśliwego zakończenia dramy, aaaa i cała rzesza zadrosnych i mszczących się heter, które też stają na drodze wiecznego szczęścia. Ok, ale to może na inną konferencję...




Panel o Korei Północnej- hmm niewiele wyniosłam, jakoś tak blado wypadł przy prelekcjach na które chodziłam podczas konferencji na koreanistyce w Warszawie. Ciekawie z werwą poprowadzona prezentacja o kobietach Kim Jong Una. Niewiele na ten temat można było powiedzieć tak więc z wiadomych względów merytoryczna zawartość uboga. 


Niezaprzeczalnie dla mnie najlepszym wykładem była prezentacja Marceliny Kim poświęcona Wianobu czyli kobietom, które były zmuszane do praktyk seksualnych przez wojsko japońskie w czasie okupacji. To jest temat ogromnie bolesny i przez wiele lat nie ujawniany przez same pokrzywdzone, ze względy na obawę przed potępieniem przez społeczeństwo. Żeby sobie uzmysłowić, jaka to skala zjawiska, to przytoczę dane szacunkowe, które były podane na wykładzie. Oczywiście są to liczby przybliżone bo nikt nie prowadził dokładnych statystyk. W latach 1928-1945 prawdopodobnie w ten sposób było wykorzystywanych od 50-200 tyś kobiet.
Japończycy tworzyli tgz, "Domy pocieszenia" - cóż za perfidna i pokręcona nazwa. Czym one były? Otóż pod tą metaforą, kryły się domy publiczne, objazdowe lub stacjonarne, które towarzyszyły armii. 
Po co je zakładano ? Pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa dla miejscowych kobiet, czyli czytaj jak napadali na jakieś miasto to przynajmniej nie gwałcili, teoretycznie. Miało to być wsparcie psychologiczne dla żołnierzy, profilaktyka chorób wenerycznych, zabezpieczenie przed wydostawaniem się ważnych informacji poza armię. Racjonalne do bólu podejście kosztem okupowanego kraju. 
Ponieważ w Korei w latach trzydziestych i w czasie wojny była ogromna bieda, tak więc werbowano wiele kobiet do pracy, oczywiście nie informowano, gdzie i jak będą pracować. Jeśli już się znalazły w takim domu nie było z niego właściwie powrotu. A ponieważ płacono im, teoretycznie oczywiście, tak więc Japończycy właściwie do dnia dzisiejszego nie widzą problemu, właściwie króluje cały czas hasło"Same tego chciały". Cóż za zbieżność poglądów i idei z tym co niektórzy uważają o gwałtach. 

Sorry, ale mnie ponosi. Bo w momencie kiedy ogarnie się całe spektrum tej sytuacji i przynajmniej częściowo wyobrazi co przeżywały te kobiety, to krzywda wydaje się niewyobrażalna. Część z nich oczywiście zostało uwolnionych po II wojnie światowej, wróciły do Korei, ale ich życie były nieustająco naznaczone piętnem tamtych zdarzeń. Milczały, bo to była jedyna droga do tego by ukryć to czego społeczeństwo, rodzina czy mąż by nie zaakceptowali. Wyobraźcie sobie, że pierwszy raz o sprawie zaczęto mówić dopiero na początku lat 90-tych. Wtedy już Panie w bardzo zaawansowanym wieku, postanowiły przerwać milczenie. Rozpoczęły protesty i żądania zadośćuczynienia wyrządzonym krzywdom. Japonia na początku milczała, potem wykonała lekkie ruchy w celu podjęcie rozmów w tej sprawie, pojawiły się przeprosiny a po pewnym czasie wycofała się z tego. Do tej pory jest to kwestia sporna pomiędzy Koreą Płd a Japonią. Nawet w tym roku przedstawiciele japońskiej dyplomacji naciskani znowu powtórzyli mniej więcej to samo "Nikt tych kobiet nie zmuszał" . Bardzo bolesna i trudna kwestia, która jest niewątpliwie ważną kwestią rozliczania się i porządkowania przeszłości koreańskiej. 


Może, ze względu na tematykę poprzedniego wykładu, tak niezwykle ważną, prelekcja na temat "Wizerunku współczesnej kobiety kreowany przez koreańskie firmy kosmetyczne" wydała mi się banalna i jakby niezgodna z założeniami. Otrzymaliśmy kilka kolorowych fotek produktów kosmetycznych i porównania non stop z zachodnimi kosmetykami. Oczekiwałam raczej omówienie procesu zmian a poza zbiorem kolorowych zdjęć i omówieniem kilku produktów i tego kto w jakiej reklamie występował, niewiele otrzymałam. Chyba ten wykład najbardziej mnie rozczarował. 



Bardzo oczekiwałam na poruszenie zagadnienia dotyczącego operacji plastycznych w Korei. Sama przez chwilę miałam pomysł aby o tym pisać w jednej z moich prac zaliczeniowych w tym semestrze, ostatecznie się wycofałam, ale z dużym zainteresowaniem wysłuchałam tego co miała do powiedzenia Aneta Kurlata na ten temat. Było oczywiście o modelu kobiety, który jest możliwy do kreowania przez zabiegi chirurgiczne. Co najczęściej jest wykonywane w Korei, poza standardami o którym zapewne wszyscy wiemy: czyli biust, powieka, nos czy w ogóle twarz, dowiedziałam się także że wiele Koreanek operuje sobie nogi aby je wyszczuplić, odnerwiane są poszczególne partie mięśniowe aby np. łydka nie była tak mocno zaznaczona. Rzeczywiście Korea jest potęgą w operacjach, a obywatele tego państwa zabiegi chirurgii estetycznej zaczynają traktować jak wizytę u dentysty. 

Mnie osobiście o wiele bardziej interesuje zjawisko popularności zabiegów chirurgicznych poprawiających wygląd wśród mężczyzn, które w Korei jest największe na świecie. Temu zagadnieniu na pewno chętnie bym się przyjrzała bliżej. Ale to z pewnością nie była tematyka tej konferencji. 

Jestem zadowolona, że konferencja IntoKorea doszła do skutku, że mogłam w niej uczestniczyć, że wiele nowych obszarów dotknęła, które były mi mniej znane lub miałam szczątkowe informacje ma ich temat. Pomimo tego, że było ogromnie nierówno i obok naprawdę niezwykłym prelekcji były te mniej zajmujące, to cieszę się, że mogłam cały dzień spędzić w koreańskich klimatach.

wtorek, 25 czerwca 2013

Verbal Jint "Walking in the Rain"

Chyba nie wspominałam w tym miejscu o mojej miłości do Verbal Jinta. Odrabiam więc zaległości z okazji nowej piosenki. Ta tematyka jest trafiona w punkt. Sami powiedźcie, czy deszcz i przystojaniacy w nim, nie są cudownym zestawieniem?
MV świetne, piosenka jak zwykle w wykonaniu tego artysty doskonała. A przede wszystkim te jego krótkie włosy, które mnie tak kręcą.
Jeśli Wam gorąco to zapraszam do spaceru w deszczu, nie wiem czy doznacie ochłody, ale na pewno niezapomniane przeżycia gwarantowane :)



sobota, 22 czerwca 2013

Henry i Trap i Chopin

Zdecydowanie złapał mnie w swoją pułapkę, bo jak tu nie kochać flower boya, który na dodatek tak gra na fortepianie. Piosenka jest po prostu świetna a wsparcie Kyuhyuna i Taemina jakże doskonałym posunięciem :)

Uwielbiam takie utwory pełne energii i pasji, a tej piosence  tego z pewnością nie brakuje. Polecam na wakacyjny czas.



Henry dał też popis bardziej klasyczny i jakże miły naszemu sercu. Co prawda jego wykonanie walca Chopina jest ciekawe, ale zapewne konserwatystom by nie przypadło do gustu, nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo Henry ma wielkie serce do gry i to słychać.




piątek, 31 maja 2013

Po przerwie


 naukowo :)
Tak strasznie chciałabym znaleźć czas by tu pisać, niestety do wakacji go nie odnajdę. Obiecuje jednak, że podzielę się moimi koreańskimi i nie tylko przygodami. Cały czas jestem na fali, tym razem bardziej naukowo niż amatorsko. Znalazłam sobie na studiach takie nisze, że wszystko próbuje ściągnąć w kierunku Azji, nawet przedmioty teoretyczne mało związane. :P

Poza tym chadzam na konferencje, udzielam się w kole tematycznym, piszę długie prace na interesujące mnie tematy :)
Za to z żalem muszę donieść, że mało oglądam, trochę słucham dzięki życzliwym koleżanką, które dostarczają materiału, więc jestem w miarę na bieżąco.

Aby do wakacji, wtedy na pewno pojawi się kilka tematycznych wpisów.

Pozdrawiam Was serdecznie :D