poniedziałek, 25 czerwca 2012

Too Beautiful to Lie



Ju Yeong Ju (Kim Ha Neul) poznajemy w więzieniu. Właśnie próbuje za wszelką cenę odzyskać wolność i daje popis wszech czasów. Czyli pełną rozpaczy i do głębi przejmującą historię którą sprzedaje komisji penitencjarnej decydującej o warunkowym zwolnieniu. Członkowie rzewnymi łzami zalali się pod naporem opowieści o trudnym i ciężkim życiu Yeong Ju i jej ogromnej miłości do siostry której całe życie pomagała. Dziewczyna zwolnienie otrzymuje a my niewątpliwą wiedzę na temat tego, że w kłamaniu mamy do czynienia z prawdziwą mistrzynią.



Ju Yeong Ju rusza na ślub siostry, z czego ta akurat nie jest zbyt zadowolona, podpowiem jednak że tam nie dotrze, bo po drodze w pociągu .... No cóż, trzeba im jedno przyznać, normalnie się nie spotkali. Kiedy ona na chwilę usypia, ukołysana stukotem kół, on w swej nieuwadze upuszcza pierścionek i to gdzie, między jej nogi. Choi Hee-Cheol (Kang Dong Won) ma tylko jeden pomysł zanurkować pomiędzy dwa kolanka tej śpiącej dziewczyny i natychmiast odzyskać to cenne preciozo. To pierścionek jego matki który z namaszczeniem wiezie dla swej narzeczonej. Nie dziwne, że chłopak był w takiej desperacji, właściwie z miejsca mu wybaczamy. Gorzej z Yeong Ju która w kluczowym momencie, gdy jego głowa chowa się pod jej spódnice, budzi z drzemki i jak łatwo się domyśleć wpada w furię. Dochodzi do ogromnej awantury, nieporozumienia niby wyjaśnione ale jakoś tak nie do końca wybaczone. Ale kłopoty tej dwójki dopiero się zaczynają. Yeon Ju spostrzega, swym fachowym okiem, że tego faceta niedorajdę właśnie ograbiają z pierścionka i rusza za złodziejem, wysiadając z pociągu. Jej pogoń kończy się sukcesem, odzyskuje skradzioną rzecz ale pociąg odjeżdża a wraz z nim jej bagaż.




Echh życie nie jest proste, trzeba natychmiast odsunąć wszelkie podejrzenia od siebie i zwrócić pierścionek, bo Yeon Ju wie że na warunkowym zwolnieniu nie ma żartów. Ze szczątkowych, ale jakże istotnych informacji które zdążył wykrzyczeć Hee-Cheol, dumny farmaceta, dziewczyna odnajduje jego rodzinne miasteczko. Nie wie jeszcze że ta niepozorna mieścina to cosa nostra prowincji koreańskiej. Macki pełne troski i zaangażowania sięgają wszędzie, czyli wszyscy się znają, wszyscy właściwie są spokrewnieni i wszystko o sobie wiedzą. Obca dziewczyna z pierścionkiem zaręczynowym Hee Cheola, natychamist zostaje przyporządkowana jako narzeczona młodego farmaceuty i zaadaptowana do rodziny. Yeon Ju ratując sytuację brnie w coraz to bardziej zawiłe kłamstwa. Tutaj jej talent w nie mówieniu prawdy ma swoje pole do popisu, niby w dobrej wierze buduje coraz to nowe historie na temat swego związku z Hee Cheol'em. Rodzina jest pełna dobrej woli i troski o ich związek i służy wszelką pomocą narzeczonej. A gdzie w tym czasie się podziewa główny bohater opowieści? Ano próbuje się oświadczyć swej wybrance i w kulminacyjnym momencie przekonuje się że pierścionek znikł. Po powrocie do rodzinnej miejscowości popada w lekki obłęd, bo tylko on twierdzi że nie zna tej dziewczyny, która właśnie rezyduje w jego domu jako jego narzeczona.



Typowa komedia pomyłek, ze wspaniałym zapleczem rodzinnym, które na kształt familii włoskiej swoimi mackami zagarnia i na siłę przytula do serca. A jak się potoczy historia tych dwojga, kto ciekawy niech sięgnie po ten film. Schematy wszelkiej maści zapewnione ale bardzo przyjemnie się je śledzi. Pierwsza część naprawdę bardzo zabawna. Szczególnie główna bohaterka to postać zapadająca w pamięć i bardzo dobrze zagrana. Jego, trochę za mało w tym filmie i taki odrobinę przytłoczony przez główną heroinę ale słodziutki, przyznaje:) Właściwie "Too Beautiful to Lie" zachowało w sobie schemat dramowy, czyli mocne uderzenie na początku, mnóstwo humoru i śmiesznych sytuacji, druga część to stonowanie i uczuciowe zawirowania. Ale tym co stoi ten film to rodzinka pana młodego. Do polecenia jako niezobowiązująca komedia na przyjemne letnie popołudnie.

Moja ocena 7/10

czwartek, 21 czerwca 2012

Muzyczny atak Polski na Koreę

Tak , tak nie pomyliłam się atak trwa. I to jakże niezwykle skuteczny w pewnych kręgach. Ale nie myślcie sobie, ze jakieś Feele czy inne wytwory polskiej sceny muzycznej przebijają się właśnie ze swoimi piosenkami.
To zupełnie inna półka, grunt mi kompletnie nie znany ale ... jestem dumna z Polaków. My tu słuchamy k-popu a Koreańczycy szaleją na imprezach przy polskich "dziełach" muzycznych. Wymiana międzykulturowa trwa :)))



I jeszcze co bardziej zaangażowani tworzą specjalne układy.



No i kariera trwa "Dyskoteka Gra". My tu żyjemy bez świadomości co jest tak naprawdę modne teraz w Korei. Chyba muszę przejrzeć dyskografię zespołu "Akurat", hahahahha.



A i jeszcze epokowa pieśń "Bania u Cygana", przyznaje że nie byłam zaznajomiona z tą piosenką a o istnieniu takiego nurtu także w Polsce niewiele wiem. W każdym bądź razie piosenka o tym poetyckim tytule miała swój debiut w koreańskiej dramie pt. "Stairway to Heaven"




Przyznaje że te łupanki są świetne na imprezy i nie dziwię się,że w tym obszarze Koreańczycy oszaleli.
Za materiały, które wprawiają człowieka w tak doskonały humor, dziękuje Lady Dragonfly :)))

środa, 20 czerwca 2012

Nasze Euro oczami Chińczyków

To chyba oficjalny film promujący mecze na Euro 2012. W każdym bądź razie według Chińczyków tak się walczy do końca. A nie jakieś pitu, pitu i fair play. Hhahahaha Wyprodukowała stacja Now Tv:)

Love Rain



Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział że popadnę w taką emocjonalną huśtawkę z powodu tego filmu, to może bym tak szybko nie zabrała się za jego oglądanie. Choć wewnętrzny głos mnie ostrzegał, że ja i Sukkie, to niestety problemy z samą sobą gotowe. Jestem przekonana jednak że nie można wszystkiego zrzucić na jego barki. To ten film, ten temat plus ręka reżysera znanego z mistrzowskiego podejścia do melodramatu, dały bombę emocjonalną. Postaram się być obiektywna, może nawet nadmiernie krytyczna, bo musicie mi wybaczyć moja ocena i odbiór Love Rain nie może być zupełnie pozbawiona czynnika pod postacią Sukkiego.



Akcja filmu toczy się w dwóch epokach. Dlatego fabułę należy podzielić na dwie części.

Lata 70-te

Ach jakże wspaniałe były te lata w tym filmie. To jak wyprawa do innej krainy. Można by prawie uwierzyć, że było cudownie w tamtym okresie, gdyby od czasu do czasu nie reżim, który dawał znać o sobie. Chociaż czuło się, że ludzie są ograniczani przez państwo, to tak naprawdę nic nigdy się nie zmienia. Młodzi muszą przeżywać swoje przyjaźnie, pierwsze poważne związki, stawać przed dylematami dorosłych z głową pełną marzeń. A sceneria lat 70-tych tylko temu wszystkiego dodawała uroku.




Czy można się w kimś zakochać w ciągu trzech sekund? To właśnie się spotkało Seo In Ha (Jang Geun Suk) który jest studentem kierunków artystycznych. Pewnego dnia ujrzał dziewczynę, która zawładnęła jego sercem. Cicha, spokojna i małomówna Kim Yoon Hee (Im Yoon Ah)robi niesamowite wrażenie na chłopaku. Krąży wokół niej,obserwuje ją, maluje jej portret, wielbi z daleka i na skutek małego wypadku wchodzi w posiadanie jej pamiętnika. Te sekrety przelane na papier zbliżają go jeszcze bardziej do Yoon Hee. In Ha to jednak chłopak bardzo nieśmiały, wrażliwy i zamknięty w sobie. Nie posiada tyle odwagi by porozmawiać z tą piękną dziewczyną, powiedzieć o tym że myślą i czują podobnie, a on jest przekonany, że są sobie przeznaczeni. Tych dwoje tylko ściąga się spojrzeniami, drobnymi gestami, nic w ich relacjach nie wychodzi poza koleżeńskie układy. Pomaga im jednak deszcz który tworzy kurtynę za którą mogą się skryć, a jednocześnie być blisko siebie. Sytuacja jednak bardziej się komplikuje gdy przyjaciel (Kim Si Hoo) naszego bohatera lokuje uczucia w tej samej dziewczynie co młody malarz. On w przeciwieństwie do In Ha ma więcej odwagi w sobie i oficjalnie zaczyna adorować piękną studentkę. Adorować to właściwie słowo, bo to inne czasy i inny klimat. Nie ma szalonych randek jest ciche przyzwolenia na chodzenie ze sobą, wspólne wypady ze znajomymi.


Kim Si Hoo


Ta część filmu tak naprawdę jest zakotwiczona w atmosferze dziewiętnastowiecznych romansów, gdzie kochankowie są ograniczeni normami społecznymi. A ich związek burzy ustalony porządek. Tutaj miłość pomiędzy In Ha a Yoon Hee rani przyjaciół obydwojga. Uczucie jest jednak silniejsze niż lojalność wobec znajomych i bajka może by się dobrze skończyła gdyby nie czynniki obiektywne. W ramach poświęcenie siebie i uczucia, w obszarze pojęcia, że lepiej nie ranić drugiej osoby, tych dwoje traci siebie z oczu na długie lata.





Współczesność



Przeskakujemy w zupełnie inny świat, z pięknej słonecznej jesieni w latach 70-tych w zimową scenerię Japonii. Na Hokkaido przyjeżdża na sesję zdjęciową Seo Joon (Jang Geun Suk) , to młoda gwiazda fotograficznego świata. Ta pozycja dodatkowo kreuje jego aroganckie, pełne wyniosłości zachowanie. Jego pewność siebie nie ogranicza się tylko do obszarów zawodowych ale także ma poczucie całkowitej kontroli swoich związków z kobietami. Na jego drodze staje jednak studentka Jung Ha Na (Im Yoon Ah), trochę zadziorna, trochę bezczelna a przede wszystkim niezbyt się poddająca jego osławionemu urokowi. Historia lubi się powtarzać, tym razem chłopak wchodzi w posiadanie telefonu dziewczyny. Ta chce go odzyskać i tak lądują na pustkowiu w pogoni za diamentowym śniegiem, który jest na celowniku fotografa. Ten zimowy opad występuje niezwykle rzadko a według legendy ma ogromną moc sprawczą, jeśli wspólnie ujrzy się skrzące igiełki lodu, miłość zapewniona. Szczęście im dopisuje zdjęcia powstają, ale biedny Joon w bajki na temat śniegu nie wierzy ale...zaczyna popadać w coraz większe zdziwienie w kwestii swoich reakcji na tą skromną studentkę. I znowu pogoda i to co spada z nieba ma wpływ na miłosne fluidy które unoszą się pomiędzy tą dwójką. Piękna analogia.



Wydawałoby się że zwyczajna historia jakich wiele, on przekonany że się nie zakocha, ona która nie znosi takich przemądrzałych facetów. Istota tej dramy zwiera się jednak gdzie indziej. Ich rodzące się uczucie jest tylko wyjściem do tragedii iście Szekspirowskiej. Rodzicami Joon'a i Ha Na jest nasza para bohaterów z lat 70-tych. Oczywiście młodzi nic nie wiedzą o powiązaniach swoich rodziców, choć w jakiejś tam płaszczyźnie zdają sobie sprawę z ważności tego uczucia i słyszeli o nim. A sami rodzice, żyją wspomnieniami. Związali się z innymi osobami ale tak naprawdę nigdy emocjonalnie się nie rozstali. In Ha, żeni się z koleżanką ze studiów ale ich związek kończy się rozwodem, czego nie może mu wybaczyć i zrozumieć jego syn Joon. Yoo Hee jest wdową, która samotnie wychowuje swoją córkę. Przez prawie 30 lat tych dwoje właściwie nie wie nic o sobie. On myśli że ona nie żyje a pomimo tego nie chce się z nikim wiązać. Ona uważa że on jest szczęśliwy ze swoją żoną i pragnie pozostać w zapomnieniu. Jednak tych dwoje przeznaczenie ponownie pchnie ku sobie. Tym razem to dzieci będą w centrum uwagi i przyczyną wszelkich dylematów. Bo to ich miłość tworzy dramat rodziców. Myślę że dla wielu ludzi zachodu niezrozumiały. Dlaczego młodzi nie mogą być razem jeśli rodzice by się pobrali, przecież nie są spokrewnieni? Otóż prawdopodobnie prawodawstwo tego zabrania co przerabiałam w innej dramie pt. Tree of Heaven i to jest osią tej tragedii.



Są jeszcze poboczne postacie, które w bardziej lub mniej głośny sposób cierpią z powodu tego miłosnego węzła. Przede wszystkim matka Joona, która ogromnie kocha jego ojca In Ha i walczy o niego przez całe małżeństwo. Doprowadza ją to do totalnego rozstroju nerwowego, alkoholizmu i braku realnej oceny sytuacji. To ona jest w tej dramie tą złą i okrutną czarownicą, ale czy zakochanej kobiecie wiele się nie wybacza, czy naprawdę nie można postawić się w jej sytuacji, kobiety odrzuconej? Oczywiście że można i dlatego może nie zrobiono z niej postaci jednowymiarowej i dano szanse na zrehabilitowanie się. Pozostali bohaterowie tragedii to kolejni zakochani mężczyźni w Ha Na. Szczególnie ten cichy pokorny i tak wyrozumiały wzbudza niezwykle ciepłe uczucia.



Film niezwykły pod względem budowania napięcia, widać rękę mistrza. Wytarmosi człowieka emocjonalnie, bo dla jednej pary i dla drugiej widz ma tylko jeden scenariusz muszą być razem. Bo czyż młodzi nie mają prawa do szczęścia? A tym bardziej rodzice którzy czekali na siebie długie 30 lat. Kto ma się poświęcić?
Obydwie pary wzbudzają niezwykle ciepłe uczucia. Moim zdaniem lepiej zbudowany jest związek pomiędzy In Ha i Yoo Hee i ten z przeszłości i ten współczesny. Niczego tam nie wprowadzano na siłę, wszystko było ogromnie prawdopodobne i tak mocno zakotwiczone w rzeczywistości i jej problemach. To nie znaczy że młodsza para nie jest interesująca, jest i owszem ale wykreowana już pod młodego widza z wkładaniem pewnych kwestii które moim zdaniem były zbędne.



Siłą sprawczą tego, że z miejsca pokochało się te dwie pary i tak gorąco im kibicowało, są aktorzy. Jan Geun Suk w latach 70-tych to majstersztyk po prostu. Naprawdę takiego Sukkiego jeszcze nie widzieliście. Niektórych nuży ta romantyczności i liryczność tego okresu w tym filmie ale dla jego gry naprawdę warto obejrzeć te pierwsze cztery odcinki. Młodego Joona także kreował JGS, co nakładało zupełnie inne podejście do roli. Jak zwykle wybronił się z tego zadania doskonale. Jak trzeba był komiczny, jak rola tego wymagała liryczny, a momentami bardzo poważny i skupiony i to kocham w Joonie najbardziej. Yoona także musiała dźwigać ciężar dwóch osobowości matki w latach 70-tych i współcześnie córki. Nie mogę złego słowa na nią napisać w tym obszarze, zróżnicowała te dwie postacie w mojej ocenie na korzyść wypada w jej wydaniu historia z przeszłości. Ta współczesne za szybko przeszła w stadium bezwolnej rybki, ale taki urok koreańskich panien.
Ale tym co budowało tak naprawdę wspaniałą atmosferę tej dramy w wydaniu współczesnym byli Jung Jin Young grający ojca Joon'a i Lee Mi Sook czyli matka Ha Na. Mistrzowsko dobrane role, piękne relacje, klimatyczny związek. Same superlatywy mogę napisać o tej parze. Kocham ten spokój który z nich emanuje. Oraz te podskórne emocje które gotują się tam gdzieś głęboko. Tu widać rękę ekipy którym problemy ludzi w średnim wieku są niezwykłe bliskie i doskonale je czytają oraz transportują na ekran.



Nie uzyskano by tak wspaniałego klimatu tego filmu gdyby nie zdjęcia i plenery. Te ostatnie szczególnie pieczołowicie wybierane i zaplanowane, dają niesamowite wrażenia wizualne. Jesienne światło które jest w pierwszych czterech odcinkach to jest sama poezja, tak samo jak kadry, tylko się zachwycać. To co warte z całą pewnością podkreślenia to niezwykła precyzja w scenografii i kostiumach oraz stylizacji. Chyba taką wirtuozerię do tej pory mogliśmy tylko podziwiać w produkcjach historycznych. Koreańczycy urastają w moich oczach do miana zwycięzców świata w scenografiach czasów przeszłych. Muzyka choć wpadająca w ucho to głównie w klimatach rzewnych pieśni o miłości a te nie do końca mnie zajmują. Ale przynajmniej tyle gościły w mojej głowie co w okresie wyświetlania dramy.
W moim przypadku pomysł oglądania na bieżąco akurat tego tytułu okazał się trafiony. Jeśli bym ciągiem prześledziła te 20 odcinków obawiam się, że byłoby o wiele gorzej, a tak rozbijałam emocje, choć nie powiem momentami serce mi mocno biło, a gardło ściskało. "Love Rain" jest jak sinusoida , spokojny liryczno-romantyczny początek, potem przyśpieszenie , następnie zanurzenie się w uczuciach i pominięcie otoczenia. Ono istniało pod postacią gromady przyjaciół w jednym i drugim okresie. Znajomi częściowo generowali wydarzenia ale przede wszystkimi byli i rozbijali powagę dylematów uczuciowych. Szczególnie dobrze radził sobie w tej kwestii i się wyróżniał w swoich podwójnych rolach Seo In-Guk. Przyciąga facet uwagę gdy się pojawi w kadrze, jego miny, jego ekspresja są nie do zapomnienia. I jeszcze jeden aktor dostał szansę zagrania w dwóch okresach tej dramy, niezwykle przystojny Kim Si Hoo, grający przyjaciela głównych bohaterów. Szczególnie jego współczesny bohater był taki kochany i pomocny, tylko do schrupania.


Seo In-Guk

Jak już wspominałam ogromnie trudno mi ocenić tę dramę. Ma mnóstwo plusów: zdjęcia, gra aktorska, sama historia, to wszystko tworzy niesamowity obraz. Zabieg z podzieleniem akcji na dwa okresy, moim zdaniem świetny. Z drugiej strony w moim odczuciu za dużo chcieli włożyć do tego obrazu romantyczności, czasami wyciskali z każdej sceny ile się dało w tej kwestii. Zarzut jak do każdej dramy, kręcenie się w kółko z akcją pod koniec serii. Ale to wszystko tak naprawdę są szczegóły. Jest to jedna z lepszych dram jakie widziałam w tym roku, przemyślana w warstwie psychologicznej, dająca widzowi odniesienie do realnego świata i problemów w nim istniejących. No i co najważniejsze Jang Geun Suk przez 20 odcinków, a to po prostu wynagradza wszelkie niedostatki. A dodatkowo w bonusie otrzymaliśmy pokaz najnowszej mody i trendów jakie obowiązują koreańskie gwiazdy. Pięknemu we wszystkim pięknie :)



"Love Rain" jest odbierana różnie, głównie krytykują ją Ci co nie oglądali, Ci co nienawidzą JGS, a moim zdaniem on broni się sam. Choć romansy w stylu wiktoriańskim nie wszystkim leżą i to też umiem zrozumieć. Ja akurat lubię, więc będę wracać do tej historii.
Ta drama jest właśnie tak skonstruowana, że każdy znajdzie coś dla siebie. I posunięte wiekiem ajumy i młodzi którzy będą kibicowali fotografowi i młodej studentce. Jest też tak naprawdę moralną przestrogą przed ocenianiem swoich rodziców, że z wiekiem i z kolejnymi bagażem życiowych doświadczeń inaczej się spogląda na te same kwestie. Dlatego największą pracę i przemianę przeszedł wśród bohaterów Joon, któremu uczucie pozwoliło wszystko przewartościować.
Druga twarz tej historii to opowieść o miłości rodzicielskiej, która staje się silniejsza niż wszystko, ale nie zdradzam bynajmniej zakończenia o nie:) Wszystko ubrane w piękne zdjęcia plus poetycką mocno atmosferę, kto lubi takie klimaty spokojnie może sięgnąć po ten tytuł.



Moja ocena 8,5/10

piątek, 8 czerwca 2012

Tumblr i Futbol

Jestem jak najbardziej sportowym zwierzęciem. Z całą pewnością będę śledzić Euro i udziela mi się atmosfera święta futbolowego w naszym kraju.

Ale mam obecnie dużo większe słabości, pod postacią kwiatków. Jestem wzrokowcem który bez tych bodźców nie może się obejść i dlatego radosna koncepcja tumblra kompletnie mną zawładnęła. Zapraszam z chłopakami na moje blogi JGS i azjatyckich kwiatków . Z przerażeniem stwierdzam, że moja lista chłopaków jest ogromnie długa ale za to starannie wyselekcjonowana :)

wtorek, 5 czerwca 2012

Mars



Zaskoczyła mnie ta drama. Bez większego entuzjazmu podeszłam do niej. Sama fabuła z pozoru nie wnosząca nic nowego. Za to płaszczyzna psychologiczna z pewnością wpisująca się w obszary które mocno dają do myślenia i każą widzowi także stawiać sobie samemu niełatwe pytania.


Ona Han Qi Luo (Xu Xi Yuan) zamknięta w sobie, unikająca kontaktów z ludźmi dziewczyna. Funkcjonująca gdzieś z boku studenckiego życia, takie trochę przestraszone dziwadełko z którą już nikt nie próbuje się nawet zaprzyjaźnić. On Ling (Zhou Yu Min ) dusza towarzystwa, zbuntowany, pełen energii facet, któremu żadna kobieta się nie oprze. Utrapienie nauczycieli , idol rówieśników. Ona artystycznie uzdolniona, na kierunku malarskim, wyrażająca się przez swoje obrazy. On zaczynający karierę na torach rajdów motocyklowych. Woda i ogień. Różne światy, różni ludzie ale los ich zetknął, musieli się spotkać a przeznaczenie pcha ich ku sobie. Chociaż na początku obydwoje nie bardzo rozumieją co się dzieje, dlaczego ona zauważyła tego okropnego chłopaka a on tą szarą myszkę.

Ale żeby zdecydowali się być razem jeszcze muszą wiele zrozumieć i wiele przejść. Ling chce być w porządku w stosunku do swego przyjaciela który wyznaje mu że się podkochuje w tej cichej dziewczynie. Próbuje ich zeswatać i się nie wtrącać w te relacje, nie bardzo mu to wychodzi bo jest chłopakiem może nie bardzo poukładanym ale ogromnie serdecznym i próbującym wszystkim pomóc. Qi Luo z kolei staje się obiektem ataków zawiedzionych byłych dziewczyn Linga. Te szybko się zorientowały, że motocyklista za bardzo kręci się wokół tej dziwnej malarki. Wybawiciel w postaci Linga zawsze zjawia się w odpowiednim momencie by pomóc dziewczynie. Tym razem zamiast konia jest biały motocykl ale właściwie wszystko poza tym się zgadza.

Wspólne kłopoty i problemy zbliżają tę dwójkę do siebie. Zaczynają się przyjaźnić i odkrywać nawzajem. Ling chociaż postrzegany przez wszystkich jako wyluzowany chłopak, tak naprawdę boryka się z trudną i skomplikowaną przeszłością. Walczy ze swoją porywczą naturą i tragicznymi wspomnieniami. Qi Luo nie mniej została zraniona kilkanaście lat temu. Obydwoje próbują poukładać swoje pogmatwane życia i staję się dla siebie ogromnym wsparciem w walce o normalność i tą niełatwą miłość. Miłość która daje im niesamowitą siłę do zmian a jednocześnie tak bardzo mającą wpływ na ich zachowania. Ona staje się odważniejsze i zaczyna walczyć o Linga. On wprost przeciwnie, gdzieś przy niej traci całą swoją pewność za to zagląda w takie zakamarki swojej duszy których obecności się nie spodziewał.

Ciekawy zabieg został dokonany w tym filmie. Ling miał tak naprawdę dwa alter ego. Nie chce zdradzać do końca fabuły, w każdym bądź razie obecni są dwaj bohaterowie, którzy byli ogromnie ważni w jego życiu a stanowili odzwierciedleniem jego natury. Jeden spokojniejszy wyważony, zdolny i wrażliwy, zamknięty w sobie i nie radzący sobie ze swoimi problemami. Drugi kompletnie wyzbyty uczuć, bawiący się innymi, ich strachem i naiwnością. Za nic mający swoje życie oraz innych. I Ling pomiędzy nimi, doskonale ich obydwu rozumiejący ale pragnący wybrać swoją własną drogę.

Ta drama miała tą ogromną zaletę,że czym dłużej trwała tym bardziej przyciągała uwagę. Rozplanowanie emocji na wiele odcinków, to się udało twórcom "Marsa", właściwie większych przestojów nie było. Muzyka oraz atmosfera, trochę zahaczająca o thriller psychologiczny, to następne mocne punkty tego obrazu. Wady głównie istniały na poziomie scenariusza i finezji budowania pewnych kwestii ważnych dla akcji. Trochę wyglądało tak, że nagle scenarzysta wpadł na pomysł np. że wprowadzi jakąś postać i bach ni z tego ni z owego ona się pojawiała i od razu nasz bohater był z nią w zażyłych stosunkach. Gdyby dopracować takie kwestie i nie biec czasami na skróty naprawdę byłby to mistrzowski film, ponieważ porusza tyle ważnych spraw. Istotnych z punktu całego życia człowieka, nie tylko relacje z rówieśnikami, rodziną ale przede wszystkim z samym sobą. Ta tytaniczna praca którą wykonują główni bohaterowie by zacząć normalnie funkcjonować, te poświęcenie która ponoszą w imię tej normalności i szczęścia drugiej osoby, to naprawdę coś nad czym warto się zatrzymać. To także następna lekcja z cyklu życie i tak wszystko zweryfikuje trzeba się momentami nagiąć ale także walczyć o pewne kwestie. A zmiany zawsze są możliwe, tylko czasami na Twojej drodze musi stanąć osoba która będzie impulsem do nich.


W centrum uwagi przez cały film niewątpliwie jest postać Linga. To on zabiera całą przestrzeń, to on jest osobą w której dokonują się ogromne zmiany, który próbuje zrozumieć przeszłość a także swoją dziwną miłość do tej cichej i spokojnej dziewczyny. Tutaj muszę pogratulować twórcom że obsadzili Zhou Yu Min w tej roli. Bez niego ta postać nie byłaby tak wiarygodna, bez niego ten film by nie istniał i nie miał takiego emocjonalnego przekazu. Ta energia którą wygenerował ten aktor ma ogromny wpływ na odbiór tego filmu. A jego przystojność naprawdę może przyprawić o szybsze bicie serca i jest dodatkowym atutem ale ta rola wymagała czegoś więcej niż tylko wyglądania.

Początkowo trochę razi maniera takiego kreowania bohatera na siłę, jak w filmach z lat 90-tych. On piękny, na pięknym koniu zrobi wszystko dla niej. Ale w miarę towarzyszenia Lingowi i Qi Luo przekonujemy się, że nic nie jest piękne i doskonałe, a bohater na białym motocyklu musi pokonać demony przeszłości i dopiero odkryć, że może być prawy, sprawiedliwy i mieć cel w życiu. A ewentualne niedociągnięcia fabuły, przerysowania i uproszczenia nie przesłaniają przekazu tego filmu.
Pomimo tylu tragedii które przewijają się przez tę dramę, o czym pragnę uprzedzić, tak naprawdę wrażenie jest pozytywne. Jakaś nadzieja bije na przyszłość dla bohaterów i to wprowadza człowieka w dobry nastrój. Warto było przejść te wszystkie trudne chwile by znaleźć się w tym punkcie gdzie Ling i Qi Luo zaczną nowe wspólne życie, może nie najłatwiejsze ale razem, odnosi się wrażenie że są w stanie stawić czoła wszystkiemu.

Moja ocena 8/10

niedziela, 3 czerwca 2012

BigBang Still alive


No i dokonał się precedens dzięki tłumaczeniu Cleo, które przed chwilą umieściła na blogu tutaj, następny utwór Big Bang przyklejam jeden po drugim. Zrozumiałam że ta piosenka to mój hymn. Jest taka moja aż do bólu.

Już w mini albumie, ten krótki fragmencik robił na mnie wrażenie i cieszył ucho, a teraz w pełnej wersji i do tego z tymi wszystkimi pięknymi, mądrymi, gorzkimi i tak prawdziwymi słowami trafia prosto we mnie. I naprawdę z łatwością ten tekst mogę zinterpretować pod własną osobę. To jest właśnie geniusz przekazu.


sobota, 2 czerwca 2012

BigBang - Monster



Nowa piosenka, nowy teledysk i uaktywnienie bigbangowego wirusa :)

Ale co tu dużo pisać, chociaż chłopaki się starają i to widać i słychać ja jestem sfokusowana tylko na jednego słusznego, czyli G Dragona. W każdym wydaniu go kocham i w tym z rogiem który mi kompletnie nie przypomina rogu a uszko,i w tym czerwonym irokezie. A już szczególnie w tym białym garnku na głowie, jest niestety taki seksowny. Te włosy w zwolnieniu robią niesamowite na mnie wrażenie a on sam i kadry z nim to jak żywcem wyjęte wszystko z anime.


I muszę też się pozachwycać nad ekspresją, która naprawdę do mnie przemawia, ale zdaje sobie sprawę z mojego nieobiektywizmu. Końcówka MV scena z "I think I'm sick"
to dla mnie mistrzostwo, mogę odtwarzać to naokrągło. Wiem nie jestem normalna ale na szczęście widzę te tłumy towarzyszące mi w tym szaleństwie i tak jakoś mi raźniej.


O samej piosence, na razie mogę napisać że mi się podoba, totalnie może mnie nie zmiotła, ale ja na początku zawsze tak mam, a potem przychodzi olśnienie, może i ta okaże się takim. Cleo jak zwykle zrobiła błyskawiczne tłumaczenie - zapraszam

Wiem, że skupiam się na stronie wizualnej ale ona jest dla mnie równie ważna jak muzyka i tym także się nakręcam i zachwycam.