środa, 22 lipca 2009
DOM NA KRAŃCU ŚWIATA Michael Cunningham
Mogłam się spodziewać, że literatura które oferuje Cunningham spodoba mi się. Znałam do tej pory „Godziny” i to o zgrozo tylko w wersji filmowej. Obraz bardzo mi się podoba ale zwlekałam z przeczytaniem książki. Przypadek sprawił że to „Dom na krańcu świata” był moim pierwszym spotkaniem z tym autorem.
Na historię opowiedzianą w tej książce spoglądamy oczami czterech narratorów. Jonathana- odrobinę przewrażliwionego, inteligentnego chłopaka, żyjącego z nieustająco obawą przed stałym związkiem. Clare- ekscentrycznej trzydziestoparolatki, z powiewem hipisowskiej przeszłości w jej zagmatwanym świecie. Bobbiego- poszukiwacza bezpiecznego domu, wiecznie nieobecnego na granicy rzeczywistości i metafizyki. Oraz Alice, która jest matką Jonathana, kobiety niespełnionej w swoim małżeństwie , obawiającej się wolności.
Co łączy te wszystkie osoby? Skomplikowane relacje które poznajemy na przestrzeni kilkunastu lat. Towarzyszymy nastoletniemu Bobiemu i Jonathanowi w okresie kiedy się poznają. Ich dojrzewanie, wzajemną fascynację możemy oglądać nie tyko z ich własnej perspektywy, ale także obecnej w ich życiu Alice. To daje czytelnikowi niezwykły wgląd w zmiany które zachodzą w bohaterach. Dom rodzinny Bobbiego, prawie nie istnieje, dlatego w niepostrzeżenie dla wszystkich, staje się nim rodzina Jonathana.. Wtapia się w nią by wreszcie zamieszkać na stałe. Przebywa w nim długo, dużo dłużej niż prawowity syn Alice, który wyjeżdża do collegu a potem układa sobie życie w Nowym Yorku. Ta nowa rodzina jednak po latach rozpada się. Alice ze względu na stan zdrowia swojego męża przenosi się do innego Stanu. Opuszczony Bobby szuka wsparcia u Jonathana, rusza do Nowego Yorku.
Jonathanowi wydaje się że poukładał swoje dorosłe życie. Ma dobrą pracę, uciech cielesnych dostarczają mu przygodni spotkani mężczyźni, a stabilizację emocjonalną zapewnia mu Clare, z którą wiąże go niezwykłe duchowe porozumienie. Pojawienie się Bobbiego wprowadza napięcie w małe mieszkanko na Manhatanie. Powstaje trójkąt o przedziwnych relacjach. Clare jest zakochana w Jonathanie , uwodzi Bobbiego , który ją fascynuje ale i staje się uzupełnienie jej przyjaciela. Jonathan jest zazdrosny o Clare, a także czego nie może przyznać przed samym sobą o Bobbiego. Sam Bobby jest najmniej skomplikowaną osobowością , a może najbardziej, kocha z równą siłą i Jonathana i Clare. Uffff. To nie dające się wtłoczyć w żadne schematy trio, podejmuje próbę uporządkowania zagmatwanych relacji i stworzenia prawdziwego domu.
Michael Cunningham łamiąc wszelkie schematy dotyczące rodziny, nie chce szokować swoich czytelników. Stawia za to mnóstwo pytań: czym jest tak naprawdę rodzina, kto ją może stworzyć? Czy bycie szczęśliwym razem, jest warte ceny odsunięcia poza nawias społeczny? Czy jesteśmy na tyle silni by dokonywać właściwych wyborów? Czy współczesne społeczeństwo, a raczej społeczeństwo wysoko uprzemysłowione, wyzbyło się wszelkich norm dotyczących tworzenia rodzinnego domu? Czy wprost przeciwnie mamy doczynienia z powrotem wartości rodzinnych ale może na innych zasadach?
Książka wciąga w wir myśli i uczuć czwórki narratorów. Jesteśmy wewnątrz nich jesteśmy obok nich , a wszystko poprowadzone ręką mistrza. Bardzo podobało mi się jak autor kreśli uczucia jak eksponuje wszelkie radości i obawy związane z poszukiwaniem swego miejsca na ziemi. Pomimo tego, nie ma jakiegoś zadęcia, książkę czyta się z zadziwiająco szybko, lecz obrazy , słowa, myśli – pozostają.
To dziwne ale po skończonej lekturze pomyślałam, że dla mnie mogłaby istnieć tylko pierwsza część, byłaby to opowieść doskonała. Jakaś tajemnica snuje się w początku tej powieści. Podróż do Nowego Yorku lekko mnie przytłoczyła. To nie znaczy, że powieść od tego miejsca była nieciekawa ale wyraźnie inna.
Obejrzałam także ekranizację. Najlepszym określeniem będzie; ciut rozczarowująca. Scenariusz co prawda napisał sam Michael Cunningham, ale zabrakło tego co najpiękniejsze w tej książce, anatomii uczuć i odczuć. Jeszcze raz X muza nie obroniła się. Książkę uważam za dzieło zdecydowanie lepsze. Za to Collin Farrel w roli Bobbiego rewalacyjny, dokładnie tak sobie wyobrażałam tę postać, wiecznie nieobecną, trochę nieśmiałą, zawieszoną gdzieś pomiędzy tu i tam. I właściwie jedynie dla tej roli warto sięgnąć po ten film.
Autor:Michael Cunningham
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron:428
Rok wydania: 2003
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz