niedziela, 19 lipca 2009

MIŁOŚĆ PEONII Lisa See



Z wielkim entuzjazmem sięgnęłam po tę książkę. Temat od początku wydawał mi się wielce ekscytujący; miłość sięgająca poza ramy życia, a wszystko zawieszone w XVII-wiecznych Chinach.

Cały pomysł powieści Lisa See oparła na „Pawilonie Peonii” XVI-wiecznej operze. Nie był to jednak zwykły utwór, a dzieło kultowe wywierające niepokojący wpływ na młode dziewczęta. Siła jego była tak wielka, że wzorując się na bohaterce opery, nastolatki pragnęły tak jak ona, umierać z miłości. Dlatego też w wiek później, zabroniono druku i upowszechniania „Pawilonu Peonii”. Owoc zakazany smakuje jednak najlepiej, a brak dostępu do niego rozpalał wyobraźnie czytelniczek.

Tytułową Peonię poznajemy w dniu w którym słucha opery. „Pawilon Peonii” zna i kocha ale po raz pierwszy słowo pisane ogląda w wykonaniu aktorów. To nie tylko dzień uniesień i spełnienia marzeń ujrzenia tego utworu, to także dzień spotkania z miłością swego życia. Młody poeta staje się źródłem westchnień 16- letniej Peonii. Jej radość z tego uczucia jest tym większa, bo ukochany odwzajemnia tą miłość. Od tego momentu, młoda dziewczyna dzieli swoje życie pomiędzy dalszym studiowaniem opery oraz rozmyślaniem nad swym uczuciem do poety. Obok, prawie niezauważalnie dla niej samej, toczą się przygotowania do jej ślubu. Jak każda kobieta z dobrego domu, od dawna ma już wybranego męża. Nie zna go, ale jako dobra córka akceptuje wybór rodziców. Peonia poddaje się bezwolnie temu wszystkiemu, powoli umierając z miłości do ukochanego. Kilka dni przed datą ślubu odchodzi ze świata żywych, wkracza w świat duchów by tam z zaskoczeniem i przerażeniem stwierdzić, rzecz przed nią wcześniej zakrytą; przeznaczonym na jej męża mężczyzną był ów poeta którego tak kochała. Czy jako duch będzie miała możliwość zmiany losów jej i jej najbliższych? Towarzyszymy Peonii w nieustannym przenikaniu się świata żywych i umarłych, świata duchowego i realnego.

Czuje jednak rozczarowanie, rozwiązaniem tematu oraz poprowadzeniem narracji. To prawda że zalała mnie fala informacji na temat świata duchów w dawnych Chinach. Fala miejscami jednak była za wysoka i miałam problem z uporządkowaniem tej ogromniej wiedzy. Może to towarzyszące czytaniu upały, problemy ze skupieniem uwagi, brak wartkości akcji i jej przewidywalność, z kartki na kartkę zniechęcały mnie do lektury. Nie wywiązała się między mną a Peonią żadna nić porozumienia. Wydawała mi się od początku naiwną, egoistyczną osobą, która tak kieruje swoim i cudzym życiem by wypełnić je kolejnymi aktami żywcem wyjętymi z jej ukochanej opery. I to nawet miejscami stawało się większym priorytetem niż miłość do ukochanego poety. Ta dziewczyna mimo upływających lat niewiele się zmieniała i uczyła.

Co innego przykuło moją uwagę w tej opowieści. Przede wszystkim chęć zaistnienia na drodze artystycznej kobiet. Czas przebudzenia się tych wszystkich matek, córek, kochanek i konkubin, poprzez utwory poetyckie, komentarze do wielkich dzieł. To one, kobiety z wyższych sfer, zamknięte w swych wielkich posiadłościach- autonomicznych państwach których nigdy nie opuszczały, czuły, kochały i cierpiały. Odkrywały ze te uczucia można zamknąć w słowie, które może ulecieć z tych złotych klatek. Nigdy nie były wolne, całkowicie uzależnione od mężczyzna, a dodatkowo jako klasa uprzywilejowane miały od małego krępowane stopy, bo taki był kanon ówczesnego piękna. Ta ułomność uniemożliwiała praktyczne samodzielne poruszanie się. Wolność odnalazły właśnie w literaturze. W XVII nastąpiła fala utworów publikowanych przez kobiety, nie tylko na potrzeby rodzin, ale trafiały one także do szerszego grona czytelników. Zagadnienie to jest marginalne dla całej powieści ale bardzo interesujące w aspekcie społecznym.

„Miłość peonii” zmusiła mnie także do refleksji na temat anoreksji. To była przypadłość na którą umarła sama Peonia oraz jak można podejrzewać wiele młodych dziewczyn ówcześnie żyjących. Poetycko nazwana „Chorobą miłości” budziła strach i ogromny smutek u najbliższych. Problem musiał przybierać na sile, bo wiele wzmianek w ówczesnych kronikach donosiło o tym niepokojącym zjawisku.O tym że anoreksja nie jest chorobą nową, ale dotykała młode dziewczęta i kobiety już od setek lat wiedziałam wcześniej. W średniowieczu pod zasłoną pokutnych głodówek odchodziły z tego świata uświęcone dziewice. W historycznym aspekcie anoreksji zawsze przywołuje postać Klementyny Sobieskiej, wnuczki naszego króla Jana. Źródła podają że jadła mało lub w ogóle, żyjąc praktycznie samą wodą. Umarła z niedożywienia. Wcześniej jednak wydała na świat dwóch synów, i jeden z nich Karol Stuart, odegrał nie małą rolę w historycznych zawieruchach Europy. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego że nadal bardzo trudno leczyć tą straszna choroby, wiemy o niej więcej, co pozwala nam uratować choć część młodych istnień.


Nie chce nikogo zniechęcać do tej powieści, bo pewnie nie zasługuje ona na to. Przekonajcie się sami czy „Miłość Peonii” Was porwie, mnie ledwie musnęła swoim skrzydłem, a to za mało.

Na półce czeka następna powieść Lisy See „ Kwiat śniegu i sekretny wachlarz”. Chyba jednak muszę zrobić pauzę, wejść w inne światy by powrócić z nowymi siłami do bohaterów Lisy See.

Autor: Lisa See
Wydawnictwo:Świat Książki
Liczba stron:400
Rok wydania: 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz