poniedziałek, 5 marca 2012
Tree of Heaven (Drzewo Życia)
Dla każdego dziecka ogromnie traumatycznym przeżyciem jest śmierć jednego z rodziców. Hana (Park Shin Hye) jest półkoreanką mieszkającą w Japonii ,która straciła w wieku 10 lat ojca. Wraz z matką, ciotką i jej córką prowadzą mały ale bardzo klimatyczny hotel z naturalnymi ciepłymi źródłami. Mama Hany pragnie sobie ułożyć życie i wychodzi za mąż ponownie za Koreańczyka. Dziewczyna zyskuje nie tylko ojca ale także brata. Bo trzeba wspomnieć że Hana jest niezwykle optymistycznie nastawiona do prób ułożenia sobie życia przez matkę. Do małego hoteliki zjeżdżają więc nowi członkowie rodziny. Nowożeńcy właściwie wpadają tylko na chwilkę by ruszyć na miodowy miesiąc. Hana i jej nowy brat zostają pod opieką ciotki.
Pomimo najszczerszych chęci nasza bohaterka nie może porozumieć się z tym o 2 lata starszym chłopakiem. Po pierwsze, bariera językowa. Mimo że jej ojciec był Koreańczykiem, nie zna koreańskiego.Po drugie Yoon Suh (Lee Wan ) zachowuje się jak człowiek autystyczny. Nie odzywa się w ogóle, robi najbardziej dziwne rzeczy w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Jest agresywny, nieobecny i kompletnie niezainteresowany otaczającą go rzeczywistością. Hana walczy, chce do niego dotrzeć. Ze słownikiem w ręku, ze szczerością w sercu, próbuje pomóc swojemu bratu a przede wszystkim go zrozumieć. Drobne postępy rzeczywiście zostają wypracowane. Tajemnica takiego dziwnego zachowania także zostaje powoli odkryta, a ma ona źródło w traumie z powodu śmierci matki. Obydwoje stracili rodziców i to ich jeszcze mocniej wiąże.
Kłopot z Yoon Suh, to nie jest jedyny problem w domu z jakim przyszło się zmierzyć dziewczynie. Ciotka po wyjeździe nowożeńców, postanawia przejąć hotel a właściwie go sprzedać aby spłacić swoje hazardowe długi. Z miłej ciotuni przeobraża się w babsko które wykorzystuje na każdym kroku swoją bratanicę , faworyzując własną córkę. Obraz jak z kopciuszka. Biedna Hana nieustannie pracująca ponad siły, dostaje najgorsze jedzenie i jest nieustannie poniżana, często dochodzi także do rękoczynów. Ciotunia kontroluje także rozmowy telefoniczne z matką, tak aby niecny plan sprzedania hotelu za szybko się nie wydał. Czym bardziej agresywna jest rodzina w stosunku do Hany tym Yoon Suh zaczyna się do niej zbliżać i chronić ją. Zachowuje się trochę jak pies, który ciągle ją obserwuje, chce z nią przebywać a w razie niebezpieczeństwa bronić.
Dziewczyna powoli gubi się w swoich uczuciach, co prawda wzdycha z połową szkoły do niejakiego boskiego Ryu, ale to brat jest nieustająco przy niej. I zaczyna się dla niej zmieniać, trudno to Hanie nie zauważyć. Jego oddanie, chęć chronienie jej i opieki. Hana wpada w coraz większą rozpacz na myśl o tym, że się w sobie zakochują. Przecież to społecznie nieakceptowalne, potępiane i nie do przyjęcia. Za wszelką cenę i wszystkimi siłami broni się przed tym uczuciem, raniąc Yoon Suh. Ostatecznie decyduje się na ucieczkę i wyjeżdża do Tokio by pracować w hotelu uroczego Ryu.
I naprawdę ta historia do tego momentu jest ciekawa. I z psychologicznego punktu widzenia bardzo interesująca. Przyznaje że pojawienie się po 2 latach zupełnie odmienionego Yoon Suh, także robi na mnie wrażenie. Ale cała dramę jedno pytanie cisnęło mi się na usta: "o co właściwie im chodzi?". Jestem nawet w stanie przyjąć do wiadomości że niespokrewnione rodzeństwo ma moralne opory aby nie dać porwać się uczuciu. Dlaczego jednak tak się ranili, ciągle piętrzyli przed sobą kolejne przeszkody? Tego nie umiem już wydedukować. Ale orderu logiczności tej dramie z pewnością nie można przyznać. Fabuła jest najeżona totalnymi bezsensami w swej konstrukcji. Ale to nie jest ważne bo ona głównie opiera się na uczuciach, ale jakich!!! To nie są normalne sceny przeplatane wzruszeniami, to jest nieustanne szarpanie, rozdzieranie szat, bazowanie na wszystkim możliwych wzruszeniach. Nie dla osób o słabszych nerwach. Ja co prawda nie uroniłam ani jednej łzy, ale te potoki które spływały z oczu aktorów, to właściwie okoliczne większe akweny by wypełniły. Od 1 do 10 odcinka płakali non stop, czy się cieszyli, czy było im smutno, okazji tragicznych było oczywiście dużo więcej. Ilość tanich i prostych chwytów mających na celu widza totalnie rozwalić, była przerażająca. Nie chce jednak w sarkastyczny sposób podchodzić do tej dramy, bo brnęłam wraz z bohaterami przez ich tragiczną miłość, towarzyszyłam im we wszystkich zwrotach w ich życiu, a historia przyznaje że mnie interesowała, choć swoją dramaturgią przytłaczała.
Wcześniej nie czytałam niczego o tej dramie. Park Shin Hye jest mi znana oczywiście z You're Beautiful , ale nie była ona źródłem mojego wyboru. Właściwie ten śnieg na plakatach przyciągał mnie. I rzeczywiście przez pierwsze odcinki otrzymałam piękne śnieżne plenery a sam biały puch odgrywał nie małe znaczenie w życiu bohaterów. Już po kilku scenach poczułam że ta drama jest inna, jakaś taka japońska w swoim klimacie. I bynajmniej nie chodziło o to że toczyła się na wyspach i mnóstwo dialogów było po japońsku, ale właśnie to pokazywanie emocji, napinanie strun wzruszenia, to potrafią tylko Japończycy. A jeśli dodam że muzyka przepiękna, rozdzierająca duszę, oparta często na liniach melodycznych klasycznych utworów, to mamy właściwie melodramat w japońskim wydaniu. Po czwartym odcinku zajrzałam do szczegółowych informacji i rzeczywiście jest to produkcja wiązana stacji koreańskiej SBS i japońskiej Fuji Tv. I z wszystkich koreańskich seriali które do tej pory widziałam ta drama była ewidentnie pod japońskich widzów nakręcona i to się czuje podczas oglądania.
Nie było łatwym zadaniem zagrać w tym filmie, spływającym potokami łez.Park Shin Hye radziła sobie, na swoim niezłym poziomie. Co do Lee Wan'a to oprócz bardzo dobrej gry muszę koniecznie zwrócić uwagę że ma niesamowite spojrzenie, jakaś tajemnica i głębia się za nim kryje. Kiedy zawieszał gdzieś wzrok w przestrzeni to jakby cały wszechświat się w tych oczach mieścił. Niesamowite uczucie.
Ten obraz podarował mi kolejny epizod z cyklu "jak ze swojego rywala zrobić najbardziej oddanego przyjaciela". Uwielbiam to w tych azjatyckich produkcjach i nie wiem czy to nawet nie robi na mnie większego wrażenie niż opowieść o kolejnej wielkiej miłości z przeszkodami.
Oceniając fabułę to trochę słabo wypada, sama historia też mocno naciągana dla uzyskania maksymalnego efektu dramatyzmu. Jakby prawdziwe uczucie nie istniało bez licznych tragedii, ale podobno one je wzmacniają. Tak z pewnością było w przypadku tych bohaterów. Twórcy podarowali nam kilka naprawdę niezłych scen romantycznych ale przesadzili w kwestii wzruszeń, co za dużo to nie zdrowo. Przynajmniej dla mnie. Film dla fanów katowania się nieszczęśliwą miłością. I dla osób uczących się podstaw koreańskiego. Można wraz z Haną poznawać ten język, bo powoli i wyraźnie na początku dramy wymawia podstawowe słowa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O tym, że Japończycy lubują się w mega melodramatycznych historiach, przekonałam się, oglądając Koizorę, która w Japonii odniosła niesamowity sukces, a była tak przedramatyzowana, że głowa mała.
OdpowiedzUsuńJednak przyzwyczaiłam się już do tego na tyle, że czasem nawet z przyjemnością oglądam tego typu dramy, więc może sobie obejrzę w wolnej chwili.
Koizora to pikuś przy tym ;) No może taki w połowie pikuś. Myślę że lepiej zahaczyć o bardziej wybitne dzieła koreańskie :D
OdpowiedzUsuń29 year-old Speech Pathologist Rheta Capes, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Colonel Redl (Oberst Redl) and Skimboarding. Took a trip to Wieliczka Salt Mine and drives a Ferrari 250 GT SWB "Competition" Berlinetta Speciale. mozesz sprobowac tego
OdpowiedzUsuń