wtorek, 10 lipca 2012

Love of Siam


Upały ewidentnie mają taki wpływ na mnie, że za dużo oglądam filmów w tematyce około yaoistycznej. Zapewne ma to jakiś związek, ale jest za gorąco aby to analizować ;) Wracam do starych tytułów sięgam po nowe. Jednym z nich jest "Love of Siam", którego nigdy wcześniej nie widziałam. Obyczajowe niezłe kino, z dobrą grą aktorską. Co w taiwańskich filmach wcale nie jest regułą. Historie są ciekawe ale realizacja i poczynania aktorów często dają wiele do życzenia. Ten obraz do takich na szczęście się nie zalicza.

Tong (Mario Maurer) i Mew (Witwisit Hiranyawongkul) są sąsiadami. Razem się wychowują i razem chodzą do szkoły. Opiekują się sobą nawzajem. Mew ma ukochaną babcię która jest jego mentorem i powiernikiem w życiowych problemach. Tong posiada szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Każdy z chłopców czuje się bezpiecznie w swoim małym świecie. Ten spokój jednak ulega zachwianiu. Starsza siostra Tong'a ginie bez wieści. Długie miesiące poszukiwań nie przynoszą rezultatu. Rozpacz i ból po tym co się wydarzyło kompletnie burzy normalne relacje w domu Tonga. Chłopak w tym wszystkim jest mocno zagubiony, ale zawsze może liczyć na swojego przyjaciela Mew. To jednak także zostaje mu odebrane, rodzice decydują się na przeprowadzkę. Mew i Tong tracą kontakt ze sobą.



Mija kilka lat, które w życiu każdego z chłopaków wprowadziło same zmiany. Mew stoi u progu kariery muzycznej, ma swój zespół, nagrywa pierwsze utwory. Tong z kolei nadal się boryka z problemami rodzinnymi. Nic odkąd jego siostra zaginęła, nie wróciło do normy. Ojciec właśnie zapija się na śmierć, matka próbuje utrzymać męża przy życiu, ale tak naprawdę funkcjonuje gdzieś obok, chowając głęboko swój ból po stracie córki. W tym momencie los ponownie pozwala się Mew i Tongowi spotkać, przypadkowo na ulicy wielkiego miasta.



Nie wiem jak dla innych ale dla mnie nie jest to tylko film o budzącej się świadomości swoich preferencji. Bo bohaterowie są bardzo młodzi i wszystko rozgrywa się na poziomie niewinnych nastoletnich zauroczeń. Ich wątku nie odbieram jako wiodącego i wyłącznie głównego. Bo od momentu kiedy chłopcy ponownie się spotykają, za równo ich uczuciowe rozterki jak i domowe problemy Tonga są równie istotne. W jednym i drugim przypadku zostało właściwie wszystko rozłożone na części pierwsze i w piękny i mądry sposób opowiedziane. Rozpacz rodziców po stracie dziecka, odsunięcie na bok syna, który nadal wymagał zainteresowania, ale jego potrzeby przestały istnieć. Chłopak szukał pocieszenia i wsparcia. U dziewczyny go nie znalazł, bo była tak naprawdę obcą mu osobą. U Mew, który znał go wiele lat i owszem.


W tym filmie jest kilka naprawdę interesujących postaci, które dają takie poczucie, że jest to film azjatycki, że ludzie zachowują się zgodnie z wrażliwością tamtego regionu świata. Chociażby przyjaciółka Mew, która jest beznadziejnie i bez wzajemności zakochana w młodym piosenkarzu a pomimo świadomości że nic z tego nie będzie wspiera nieustająco Mew. Czy też June, młoda agentka która zgodziła się udawać, właściwie zagrać rolę zaginionej dziewczyny, by wesprzeć ojca Tonga w walce z chorobą. I matka Tong'a która w rozpaczy że znowu świat jej się wali pragnie za wszelką cenę zapobiec rodzącemu się uczuciu pomiędzy Mew i Tongiem, ale ostatecznie mówi piękne słowa: "Wybierz synu to co dla ciebie jest najlepsze".

Echhh są w tym filmie takie sceny i takie sentencje które zapadają w sercu człowieka. Widziałam lepsze filmy ale przyznaje, że momentami magia w tym obrazie jest. Nie dziwne że nastolatkowie szaleją za tym tytułem. A takie wyznanie miłości jakie napisał Mew, naprawdę robi wrażenie. Scenka dla tych co się chcą pospamować tutaj.Piosenka niezwykła w swym przekazie!
Przyznaje że chłopak grający Tonga czyli Mario Maurer, zwrócił moją uwagę i słusznie jak się okazuje bo za tą rolę dostał jakąś ważną nagrodę. A na marginesie po tych kilku latach nieźle się prezentuje, sprawdziłam to sobie:)



Historia ładnie i sprawnie opowiedziana. Poprowadzona w delikatny i mądry sposób z charakterystyczną azjatycką wrażliwością na potrzeby innego człowieka. Moim zdaniem dobry obyczajowy film. Jeśli ktoś lubi takie klimaty i nie broni się przed wątkami Boys Love, chociaż tutaj naprawdę jest wszystko potraktowane z wyczuciem, może z pewnością sięgnąć po "Love of Siam"

Moja ocena 7/10

1 komentarz:

  1. Ja nie mam nic przeciwko filmom BL więc bardzo chętnie obejrzę ten tytuł:) Sama tematyka też jest ciekawa. Tak naprawdę przełamywanie samego siebie, walka z konwencją oraz nieustanny wysiłek aby jednak znaleźć kogoś kto Ciebie zrozumie, kto wypełni pustą przestrzeń jest fascynującym procesem do oglądania. Ja często w ten sposób tylko utwierdzam się w przekonaniu ,że nie wszystko jest takim jakim sie wydaje być na pierwszy rzut oka.

    OdpowiedzUsuń