niedziela, 8 lipca 2012

You are my pet



Do tego filmu można podejść poważnie i bardzo się zawieść, albo potraktować z przymrużeniem oka i się nim bawić. Ja jestem gdzieś po środku. Bawiłam się nieźle, ale nie mogę powiedzieć że "You are my pet" mnie oczarował.


Pewna redaktorka ważnego pisma jest już lekko zawiedziona swoimi związkami z mężczyznami. A samotność biedaczce zaczyna doskwierać. Koleżanki nieustająco zachwalają instytucję zwierzaka w domu, jako wiernego i oddanego towarzysza. A przede wszystkiego takiego, którego można kontrolować. To się wydaje idealnym rozwiązaniem dla Ji Eun Yi (Kim Ha Neul) i zaczyna się rozglądać za małym szczeniaczkiem. Do zakupu jednak nie dochodzi, bo brat przyprowadza do domu przyjaciela. Tancerza który aktualnie nie ma się gdzie podziać. Eun Yi jest przeciwna ale po drobnych pertraktacjach zgadza się żeby ... został. Stawia jednak warunek, chłopak ma wejść w rolę jej psa o wdzięcznym imieniu Momo. Piesek jak to piesek, musi całkowicie się podporządkować właścicielce inaczej dosięgną go dotkliwe kary. Desperacja lokalowa lub urok młodej pani, a zapewne jedno lub drugie, sprowadza Kang In Ho (Jang Geun Suk) do roli domowego pupilka. Wywiązuje się z tego zadania na tyle dobrze, że właścicielka zapomina momentami, że to jednak człowiek. Mimo wszystko wygląda na to, że obydwoje bawią się doskonale. On jako słodki piesek, ona jako groźna i wymagająca pani , nie zapominająca o potrzebach swego podopiecznego.
Dziwny układ? To mało powiedziane. Ale tworzący mnóstwo zabawnych sytuacji, które nadają lekkości tej komedii.


Od razu uprzedzam, że miałam obawy przed obejrzeniem tego tytułu. Po pierwsze Suk, zapędzony mocno w androgeniczny wizerunek. Nie lubię go aż tak wystylizowanego. Po drugie znowu Suk, który był w apogeum chyba swego wychudzenia i przemęczenia pracą. Reanimacje kroplówkami na planie filmowym, to już mocna przesada. Entuzjazmem więc nie pałałam by ten film zobaczyć. Nie było jednak tak źle jak się spodziewałam. I naprawdę nie wiem czy to Sukki ,i chęć matkowania mu hahahaha, po raz kolejny wprowadziło mnie w doskonały humor. Fabuła sprzyja by ponownie przygarnąć biednego pieska i się nim zaopiekować. Psy jednak kiepsko tańczą, więc niech się lepiej nie zabierają za takie wyzwania jeśli nie muszą ;)


Tak naprawdę to komedia jakich wiele, z nie do końca przemyślanym scenariuszem, troszkę pourywanymi wątkami, ale spokojnie bez problemu podąża się za koncepcją, która jest mało skomplikowana. Nie analizując głębiej zakrętów psychiki ludzkiej, których meandry momentami są aż nazbyt zagmatwane, można sięgnąć po ten film i miło i nie zobowiązująco spędzić czas.

Moja ocena 6/10

5 komentarzy:

  1. mam bardzo podobne zdanie co do tego tytułu... cholera muszę się wziąć za uzupełnianie recenzji, bo ciągle odkładam na później...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem i rozumiem że trudno zabrać się za recenzję, ja mam kilka co najmniej do tyłu. Ale może teraz odrobinę nadrobię.

      Usuń
  2. Ja oglądałam ten film na fali oryginalnej japońskiej dramy (ona miała tam 10 odcinków) i zaskakująco dla siebie samej, jakoś się bardzo wkręciłam w ten dziwaczny układ. Drama mi się (znów zaskakująco dla mnie samej) bardzo podobała, więc byłam ciekawa, jak Koreańczykom uda się wepchnąć całą tą akcję w 2-godzinny film.
    Porównując do Japońskiego pierwowzoru: tutejszy piesek był obdarzony zdecydowanie większym charakterem... Te sceny, jak tak groźnie zdąża w stronę swojej właścicielki... mrrrr!
    Ale jednak to japońska wersja była dużo lepsza, po przede wszystkim uniknięto, jak to napisałaś, urwania wątków i scenariuszowej plątaniny. Tam nic nie brało się z powietrza i lepiej można było zrozumieć dziwaczną relację pomiędzy głównymi bohaterami i co ich motywowało, by takie role przyjąć.
    Obawiam się, że ten tytuł jest przeznaczony tylko dla tych, którzy już zostali "spaczeni" wschodem i koncepcja i nie odrzuca. Po powiedzmy sobie szczerze, każdego zdrowego człowieka powinna... Ach, jestem stracona dla społeczeństwa! ;)
    I co gorsza, wcale mi z tym źle nie jest ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo sobie myślałam, ze to takie wschodnie i właściwie fajne te relacje ;) Tylko ten film jakiś taki sam w sobie, można chyba było zrobić to lepiej ale problem pewnie tkwił w ściśnięciu tego wszystkiego w dwóch godzinach. Właściwie jestem ciekawa tej wersji japońskiej, ale o boziu kiedy ja bym miała czas na 10 odcinków. Ciągle to samo jęczenie w temacie .... :P

      Usuń
    2. ano, never ending story ;p
      pewnie gdybyśmy tyle samo poczasu poświęcały na oglądanie, a nie jęczenie, że nie mamy kiedy, to i by się miejsce na 10-odcinkową dramę znalazło ;p

      Usuń