Tak się jakoś złożyło, zupełnie tego nie planowałam, że ten blog stał się jak na razie pamiętnikiem dramowym. Jego powstanie przypadło na okres w którym rozpoczęłam oglądania produkcji azjatyckich i siłą rzeczy, to one opanowały treść tego dziennika.
Cieszę się że mobilizuje się na tyle by opisywać niektóre z oglądanych, przeczytanych rzeczy, to jest z pewnością mój osobisty sukces. Ja trochę jak Ritsuka muszę gromadzić wspomnienia w obawie przed ich utratą. Mam ogromne problemy z pamięcią nawet na poziomach normalnego funkcjonowania. Dlatego przepraszam za momentami kulawe teksty ale już dojrzałam do tego by w ogóle pisać niż się przejmować formą wpisów.
I dlatego czynie to podsumowanie roku. Roku niepodobnego do żadnego wcześniejszego, a mam już ich za sobą naprawdę sporo. Zdecydowanie nastąpił azjatycki atak na mnie. Tak tak wcześniej się uchowałam i prawie nic nie słuchałam nic nie oglądałam i w nieświadomości żyłam. A przez ten rok dowiedziałam się tylu rzeczy o sobie że pewnie nawet profesjonalna psychoanaliza by mi tego w tak jasny sposób nie zdiagnozowała. Po pierwsze okazała się że jestem otaku. Zachłysnęłam się światem mang i anime. Oczywiście ulubionym gatunkiem jest yaoi, tak więc dołączyłam do całego grona yaoistek, "sekty" znienawidzonej przez resztę mango-animożerców. Trudno, ale żaden gatunek nie wchodzi tak mocno w relacje międzyludzkie, nie rozkłada mnie tak głęboko na poziomach emocjonalnych. Zresztą dla mnie to żadne odkrycie akurat, mam temat mocno przerobiony w literaturze. Mangi mi uświadomiły jedynie jak mogą być atrakcyjni niektórzy bishouneni i jak działają na moją podświadomość. Przeszłam pewien naturalny trening i już byłam na podatnym gruncie gdy zaczęłam oglądać dramy. I tutaj nastąpiło kolejne uderzenie w moją psychikę. Właściwie w dramach podoba mi się wszystko zaczynając od specyficznej formy a kończąc na absurdach. Przyjmuje je z całym dobrodziejstwem i ogromnie mnie bawią. Tym bardziej że w dramach odnalazłam nowych idoli czyli Flower Boys. To oni mnie przede wszystkim kręcą w tych produkcjach, choć przyznaje że zapodanie sobie 16 czy 20 odcinków naprawdę dobrej dramy wprowadza mnie w specyficzny stan euforii. Uwielbiam to po prostu, gdy świat się kręci wokół kolejnego odcinka, wszystko zaczyna być nieważne poza tą rzeczywistością.
Nie mogę nie wspomnieć o muzyce która towarzyszy wszystkich oglądanym przeze mnie produkcjom i która także miesza mi nieźle w głowie. Ale to miłe zamieszanie i może trwać nic nie mam przeciwko.
Najistotniejsze jest jednak to że dzięki tym wszystkim produkcjom poznaje kulturę azjatycką , a to jedno z najprzyjemniejszych doznań, zgłębianie nowych nieodkrytych obszarów.
Pod tym względem to był piękny rok :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz