czwartek, 29 marca 2012

Drunken to Love You (Pijana miłość)


Oglądanie tej dramy odrobinę przypomina właśnie upojenie alkoholowe. Na początku jest fajnie i zbiegiem odcinków coraz zabawniej i ciekawie, potem już właściwie zatracono kontrolę nad tym o czym właściwie jest ten serial i poleciało z górki, a lądowanie było z lekkim niesmakiem. Ale nie mam kaca, tutaj pragnę uprzedzić. Ta drama ma taki sam problem jak wiele innych. Jest bardzo nie równa i za długa, a jak się nie ma pomysłu czym ten przydługi czas wypełnić, efekt jest co najmniej taki sobie.


Zawrzeć związek małżeński można w różnych okolicznościach. Lin Xiao Ru i Song Jie Xiu zrobili to naprawdę w niestandardowy sposób, byli mocno ale to mocno wstawieni. Na tyle zamroczeni alkoholem że kompletnie nie wiedzieli co robią. Niemożliwe? Jak widać na Taiwanie bardzo możliwe bo tylko urzędnik w obecności dwóch świadków decyduje czy wystawi dokumenty o ślubie. O gdybyż jeszcze ta para w ogóle się znała? Ale nie. Widzieli się parę godzin wcześniej a potem los ich zjednoczył nad kieliszkiem. Xia Ru wylewała smutki po utracie swego narzeczonego, który w bezczelny sposób się z nią rozstał. Jie Xiu topił w alkoholu swoją rozpacz po odrzuceniu oświadczyn. Jak najbardziej dobre powody żeby się upić, tylko konsekwencje tej jednej wesołej popijawy były długofalowe. Gdy młoda para odzyskała świadomość, ona leżała w szpitalu a on dostawał nieustające gratulacje na nowej drodze życia.



Odrobinę czasu zajęło odtwarzanie zdarzeń, chwilowe przerażenie a potem, szybka decyzja o rozwodzie. Tych dwoje właściwie totalnie się znienawidziło, obwiniając drugą stronę o ten niecny czyn. Ale na pomoc przyszła niedoszła żona Song Jie Xiu. Ai Wei, która także oprzytomniała na drugi dzień i stwierdziła że ogromnie kocha tego faceta którego oświadczyny odrzuciła. Tylko ma w tej chwili mały problem, jako aktorka rozpoczynająca właśnie swoją karierę nie może się wiązać, ba żeby utrzymać pozory przyjaźni z Jie Xiu, najlepiej jakby ten na razie się nie rozwodził. Dodatkowo dla wzmocnienia przywiązania, Lin Xiao Ru zaproponowano pieniądze, aby przez 3 miesiące poudawała kochającą małżonkę, co przypieczętowano kontraktem. Nie ma jak jedna wielka rodzina. Kontrakt, On i ich dwie. Prawie sielanka , gdyby nie to że małżonkowie jednak za bardzo zaczęli wczuwać się w swoje role.


Śledzenie rodzącego się uczucia i prób rozstania się emocjonalnego z byłymi partnerami to było to co ta drama miała najlepszego do zaoferowania. Pierwsze kilka odcinków oglądałam z wielkim zainteresowaniem, zgrabnie a przede wszystkim ciekawie prowadzona fabuła i wzbudzający sympatie bohaterowie. W miarę upływu czasu robiło się coraz nudniej i coraz bardziej absurdalnie. Trzeba uprzedzić że ta drama ma momentami taki klimat animowy, gagów i zabawnych sytuacji. Czasami jest śmiesznie, częściej w mojej ocenie jednak nie, do mnie nie trafili z tym poczuciem humoru. Za to jak najbardziej przekonał mnie początek tego uczucia. Te wszystkie nieuświadomione reakcje. Miło było szczególnie patrzeć na miotającego się ze swoimi emocjami Jie Xiu, a przede wszystkim jak się wspinał na wyżyny w tym aby zdobyć serce ukochanej.


Miałam kilka przeżyć natury osobistej związanych z oglądaniem tej produkcji. Nie wiem dlaczego ale imię Ai Wei za każdym razem kiedy było wypowiadane, budziło we mnie jakieś przyjemne skojarzenia. Chyba w poprzednim wcieleniu tak się nie nazywałam. Może? :D Drugie to totalny sprzeciw mojej percepcji na oglądanie w azjatyckiej dramie, aktorów o rysach zbliżonych do rasy kaukaskiej czyli naszej. Chyba mi się na tyle pogorszyło z Azją że nie toleruje już takich europejskich typowo rysów. Denerwowało mnie to niesamowicie i sama była zdziwiona swoją reakcją a dwoje głównych aktorów, właśnie ten typ urody przedstawiało: Tiffany Xu grająca Ai Wei i Tom Price Jestem obiektywna byli piękni obydwoje ale nie do azjatyckiej dramy.

Zapewne nie padło by w ogóle na wybór tego tytułu gdyby nie główny sprawca Zhang Xiao Quan vel Joseph Chang, którego już miałam przyjemność oglądać w Eternity Summer. To prawda że może nie mdleje w obszarze jego przystojności ale facet ma to coś w sobie, co "jednakowóż" zwiększa jego atrakcyjność męską. Zdecydowanie u mnie jest w stanie zawładnąć całym ekranem gdy się pojawia. Niczego złego nie mogę napisać na główną aktorkę Yang Cheng Lin , śliczna i dobrze sobie radząca z rolą, jak najbardziej trafnie dobrana. Zresztą cała obsada dobrze obsadzona, wszyscy byli na swoim miejscu. Gorzej że scenariusz który nie udźwignął tego tematu.




Podczas oglądania tej dramy po raz kolejny przeżywałam zachwyt nad tym jak to w tych azjatyckich filmach zawsze zmierza akcja do szczęśliwego rozliczenia z wrogami. I tutaj każdy nieprzyjaciel i znienawidzona osoba po pewnym czasie stawała się przyjacielem. Co za cudowne podejście do życia, nie dość że nie niszczyć, nie unikać to jeszcze znaleźć wspólną płaszczyznę. Ta drama zdecydowanie brylowała w tych punktach.
Miała też małe smaczki, które wprawiły mnie w rozbawienie. Tekst pt " Nie zachowuj się jak w dramie koreańskiej" uważam że jeden z lepszych. Podobnie jak " Jestem twoim byłym mężem, obecnym chłopakiem i przyszłym mężem, więc chyba mi wolno". No ale to nie wystarcza abym wpadła w jakiś zachwyt nad "Drunken to love you". Moim zdaniem spokojnie można się skusić na pierwsze 7-8 odcinków, dalej na własną odpowiedzialność.

7 komentarzy:

  1. Zaczęłam ją oglądać i dotrwałam do historii z wypadkiem jego matki. W tym miejscu dopadła mnie irytacja i przestałam ją oglądać. Jeśli chodzi o głównego aktora, to zdecydowanie zgadzam się z Tobą w kwestii posiadania tego czegoś.
    A Rainie Yang to dla mnie jedna z aktorek kilerów - grała w wielu dramach, z czego mnóstwo z nich to główne role.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama się zastanawiam, czy to obejrzeć, bo z jednej strony lubię tajwańskie romanse, fabuła nie przedstawia się tak tragicznie, ale z drugiej strony, główną rolę gra tam Rainie Yang, a ja jakoś nie mogę jej zdzierżyć. Może dlatego, że po prostu wszędzie jej pełno i już mam przesyt jej osobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to jakiś must do obejrzenia i jeśli Yang cię drażni to podaruj sobie.

      Usuń
  3. Wydaję mi się, że drama ta jest takim powrotem Rainie Yang do świata skomasowanej kablówki oraz ogólnej kinematografii. O wiele bardziej wolę ją jako piosenkarkę. Niechęć do wszystkich jej dram ma podstawy z czystym subiektywizmem opartym na niczym - nie lubię jej i tyle. Dlatego też niechętnie podchodzę do jej dzieł (skutek Devil beside you). W każdym bądź razie, Drunken to Love You wydaje się być debiutem po roku, jeśli nie więcej, nieobecności w świecie telewizji.
    Mimo wszystko, jestem na nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja oglądałam jeden odcinek ze względu na główną aktorkę, którą bardzo lubię :)
    Następnie nie było tłumaczenia i przestałam oglądać hi
    Ogladałaś to gdzież z tłumaczeniem ;P??

    OdpowiedzUsuń
  5. Męczyłam się okropnie przy tej dramie. Lubię obojgu aktorów - są świetni i ich gra jest na wysokim poziomie. Fabuła niby ciekawa, itd, no ale do mnie nie przemówiło. Obejrzałam może 4 odcinki, a po roku kolejne 3 i znowu stanęłam. O ile początek jest bardzo fajny i ciekawy o tyle cała reszta już oklepana ... Wielka szkoda.

    OdpowiedzUsuń