piątek, 6 kwietnia 2012

Binjip (Pusty dom)




Nie chodzę na drogi krzyżowe, nie spełniam pokutnych obrzędów. Wszystko odbywa się w mojej głowie i jeśli nawet nie sama tradycja wielkiego piątku to mam wewnętrzną potrzebę właśnie dzisiaj zatrzymania, zastanowienia się nad życiem, śmiercią i cierpieniem. Nad snem i rzeczywistością.
Niespodziewanie dla mnie samej w taki stan wprowadził mnie "Pusty dom" Film, który spokojnie mogę zaliczyć do tych które mną wstrząsnęły, wprowadziły na inny poziom na którym się dzisiaj unoszę.



Te najpiękniejsze historie zawsze opowiadają o miłości.

On Tae-suk (Jae Hui), to bezdomny roznoszący ulotki. Włamujący się do domów które zostały opuszczone na czas wyjazdu właścicieli. Ale nie są to włamania w celach rabunkowych. Tea-suk wypożycza mieszkania by się wykąpać, coś zjeść, przespać. Opiekuje się opuszczonymi domami, pod nieobecność właścicieli. Naprawia zepsute sprzęty, podlewa kwiatki. Jednocześnie wkraczając w intymne sfery ludzi którzy tam zamieszkują. Przygląda się sekretom, które są skrywane w zaciszu domowym.
Tae-suk za każdym razem sprawdza dokładnie czy nikogo nie ma w mieszkaniu. W jednej z willi kogoś jednak przeoczył. Jego poczynania obserwuje piękna kobieta, jak duch wędrująca za nim, będąc przed nim zakryta. Nie wszczyna alarmu, nie krzyczy nie wzywa pomocy, tylko przygląda się. Ona Sun-hwa (Lee Seung Yeon), jest tak naprawdę więźniem tego domu. Bita i poniżana przez swego męża, już tak naprawdę z życia zrezygnowała. To jest tylko egzystencja od jednej awantury do drugiej. Ten intruz, który pojawił się w jej zamkniętym świecie, wcale ją nie przeraża raczej ciekawi, po co i dlaczego się tu znalazł. Kiedy ujawnia swoją obecność, Tae-suk na chwilę znika, by się pojawić w chwili powrotu męża Sun-hwa do domu. Mąż jest wściekły i natychmiast wzywa policję, jednak chłopak chce ukarać mężczyznę za cały ból, który sprawia kobiecie. Wymierza odpowiednio dotkliwą karę. I obydwoje z Sun-hwa uciekają.




Od tej pory żyją razem w opuszczonych domach, willach i mieszkaniach. Żadne zasady się nie zmieniają, nic nie kradną, starają się nie naruszać bezpiecznej przestrzeni czyjegoś życia. Pożyczają ją tylko na chwilę. Tę parę łączy tak silna więź, że nie potrzebują słów aby się porozumiewać między sobą. Przez cały film on i ona, nie wypowiadają ani jednego słowa. Wszystko rozgrywało się pomiędzy mową ciała, spojrzeń i gestów. Ta idealna egzystencja pasująca obydwojgu, jednak ma swój kres. Zostają złapani przez policję. Ale to nie koniec historii ona trwa nadal i zaskakuje kolejnymi zdarzeniami.





Naprawdę niezmiernie trudno opowiedzieć fabułę która się rozgrywa w sferze emocjonalnej a nie na płaszczyźnie akcji. Ale ten obraz nie nudzi, jest jak narkotyk i udawanie się coraz głębiej w marzenia senne, które są zamknięte w obszarach rzeczywistości. Widz jest kuszony, omamiony prawie odrealnionymi scenami, ale to wszystko zamiast niepokoić, koi, daje poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Tak jak w przypadku cierpienia które jeśli przekroczy pewne granice już nie przeraża, ale nadchodzi uwolnienie i poczucie wolności. Czyż nie na takie poziomy nie wznosili się wielcy męczennicy? Ale ten film jest piękny w swoim stonowaniu i spokoju, jednocześnie emocjonalnie ogromnie porusza.

Każdy obraz który opowiada o cienkiej granicy pomiędzy jawą a snem, pomiędzy tym co realne a nierealne, zawsze wywiera na mnie takie wrażenie. Pojęcie rzeczywistości jest bardzo względne i ogromnie subiektywne. I to odwieczne pytanie, czy sen jest prawdziwym życiem, czy też życie jest jedynie snem? Czy to był tylko sen umęczonej psychicznie i fizycznie kobiety? A może to był sen samotnego i opuszczonego przez ludzi i społeczeństwo chłopaka? Nie ma jasnych odpowiedzi. Ja chcę wierzyć, idąc za wizją reżysera, że jednak to wszystko zdarzyło się naprawdę.




Nie wiem czy to temat, ten klimat, piękna arabska muzyka towarzysząca tym dwojgu, gra aktorów, ujęcie tej historii, wprawiło mnie w taki niesamowity stan. A może te setki godzin oglądanych emocji w azjatyckim wydaniu uwrażliwiło pewne obszary mojego odbierania uczuć. Zapewne wszystko razem sprawiło, że uważam "Binjip" za najlepszy film koreański jaki do tej pory widziałam. Jeszcze długi czas po obejrzeniu miałam dreszcze, a dzisiaj, dzisiaj nadal nie mogę wrócić do rzeczywistości...


Za wskazanie tytułu podziękowania dla Cleo

6 komentarzy:

  1. A ten film z wielką chęcią obejrzę, chociaż za głównym autorem niespecjalnie przepadam (skutek Color of Woman, które u siebie zrecenzowałam). Twoja recenzja jest jednak niezwykle pozytywna, więc z pewnością obejrzę, może nawet w poniedziałek :D
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ten film każdemu mogę spokojnie polecić, nawet osobom nie będącym zaangażowanym w azjatyckie kino.
      A dla tych co dużo oglądają filmów z Azji? Pozycja obowiązkowa :D

      Usuń
  2. Wreszcie udało mi się znaleźć spokojny wieczór i obejrzałam wczoraj (a właściwie dzisiaj w nocy ;) ten film.
    Był tak niesamowity, że ciężko mi coś konstruktywnego powiedzieć! Tym bardziej respect, że udało Ci się tak pięknie ująć go w słowa.
    Obraz jest przepiękny, poruszajacy, liryczny i przenikający widza do głębi, jak wiosenny chłód.. Z jednej strony zimny i przerażający, z drugeij dający nadzieję i piękny, bo przecież wiemy, że zaraz będzie ciepło, wstanie nowy dzień i świat obudzi się do życia.
    Zgadzam się w 100% że to jeden z najlepszych filmów, jaki oglądałam. Nie tylko z kina azjatyckiego. Inny film Ki-Duka, który widziałam "Wiosna, lato, jesień, zimna i wiosna" również jest utrzymany w takim lirycznym i przenikającym ludzką psychikę natroju. Kolejna pozycja warta obejrzenia, a dla miłośników kina koreańskiego - mus! :)
    Muszę się rozejrzeć na innymi tytułami tego reżysera, bo dla mnie to obecnie bóg dziesiątej muzy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to absolutnie magiczne dzieło. Nie da się przejść obojętnie obok tego filmu- daje do myślenia. Ten genialny klimat balansujący hmm między snem, a jawą. Wszystko zwieńcza cudna muzyka..ach..
    AA i ta scena, którą wrzuciłaś na ostatnim obrazku- jedna z piękniejszych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam tylko, że udało mi sie w kinie obejrzeć Wiosnę, Lato, Jesień, Zimę i Wiosnę, tego samego reżysera, także było to niezapomniane, pełne refleksji przeżycie. Niestety nie udało się zrecenzować, bo... jak zwykle czas okrutny goni, ale..
      Głośmy więc wszem i wobec dobrą nowinę koreańskiego kina, jest tego warte. :D

      Usuń
  4. Podoba mi się Twoja recenzja. Ja też chce wierzyć, że to między nimi wydarzyło sie naprawdę. Szkoda że jest dostępnych tak nie wiele interpretacji tego dzieła...

    OdpowiedzUsuń