poniedziałek, 28 maja 2012

Rooftop Prince


Ta drama była dla mnie hitem wiosennego sezonu. Każda produkcja związana z podróżami w czasie niezmiennie mnie kręci, ale jeśli jest to serial koreański ze wszystkimi schematami to mogłam się spodziewać uczty. I rzeczywiście tak było, komedia i melodramat w jednym. Niezapomniana drama, ja ją zaliczam z pewnością dla klasyków. Czyli trzeba koniecznie zobaczyć.

Za górami, za lasami a właściwie 300 lat temu, w okresie Joseon w którym dzieją się zawsze wszystkie wątki historyczne, żył sobie książę i dwie panny, dobrze i bogato urodzone. Młodsza jeszcze w latach beztroski dziecięcej została przeznaczona na jego żonę. Starsza jej pozazdrościła i siostrę oszpeciła, zajmując miejsce u boku księcia Lee Gak (Micky Yoochun). Cudowne małżeństwo kończy się z dniem tajemniczej śmierci księżniczki. Książę wpada w rozpacz i za wszelką cenę pragnie wyjaśnić co było tego przyczyną. Zabiera swych 3 kamratów i rusza w poszukiwaniu prawdy. Nie wie jeszcze, że droga do jej odkrycia skręca nieoczekiwanie w inne stulecie. W tajemniczy i magiczny sposób on i jego trzej przyboczni słudzy przenoszą się do Seulu roku 2012. Lądują na poddaszu mieszkania Park Ha (Han Ji Min). Każdy by się mocno przestraszył lub co najmniej zdziwił gdyby nagle w jego pokoju zmaterializowało się czterech mężczyzn, co prawda niczego sobie, ale wyglądających jakby właśnie uciekli z planu historycznego filmu. Po chwilowym szoku z obu stron, Park Ha, kobieta zaradna radząca sobie nie w takich opresjach, wpada na jedyny właściwy pomysł, trzeba natychmiast pozbyć się intruzów. Wywozi ich pod wskazany adres, czyli najbardziej okazały pałac w mieście, gdzie jak się upiera "przywódca" tej szajki, czyli niejaki "Wasza wysokość" książę, właśnie tam rezyduje. To zapewne tak jakby ktoś w Krakowie podał adres zamieszkania po prostu Wawel. Dla Park Ha wszystko się zgadza, ekipa filmowa pewnie kręci jakiś film i pełna ulgi pozostawia "historyczne" towarzystwo. Kiedy wydaje się że już ich się pozbywa, niestety na skutek różnych perturbacji wracają jak bumerang na jej skromne poddasze.



Park Ha postanawia zagospodarować chłopaków. Skoro nie mają się gdzie podziać są bez pieniędzy a ona właśnie rozkręca warzywny interes mogą trochę popracować u niej. Radzi sobie nawet z przemądrzałym i aroganckim "Wasza Wysokość" przebiera swoich nowych robotników w gustowne dresiki i zapędza do pracy. Nie są to najłatwiejsi w opanowaniu pracownicy, ale nadzwyczajną siłą , groźbą szantażem oraz krzykiem udaje się opanować w miarę trójkę, "Wasza wysokość" się opiera, co irytuje pełną dobrej woli dziewczynę. Książę jednak jest już pochłonięty nową sprawą, właśnie dostrzega swoją księżniczkę, dziewczynę identycznie wyglądającą jak jego zmarła żona. Wpada w euforie jest przekonany o tym że to aktualne wcielenie jego ukochanej i to znak, że uda mu się rozwiązać zagadkę z przeszłości. Aby widz się nudził, trzeba wspomnieć, że szacowny przybysz z przeszłości zostaje pomylony z Yong Tae Yong, do którego jest łudząco podobny. Tae Yong niefortunnie zaginął 3 lata temu w USA i rodzina jest przeszczęśliwa z cudownego odnalezienia a brak pomięci wstecznej u tego nieszczęśnika, bynajmniej nikogo nie dziwi. Akurat z tego nieporozumienia Książe raczej jest zadowolony, ponieważ zaginiony młodzieniec jest spadkobiercą ogromnej fortuny, co odpowiada jakby statusowi i pozycji dobrze urodzonego szlachcica. Sytuacja naprawdę jest dużo bardziej skomplikowana, bo za równo współczesna księżniczka jak i Park Ha są spokrewnione. Dla wszystkich wielbicieli wątków detektywistycznych, zagadek wszelkiego rodzaju materiału na snucie teorii kryminalnych z pewnością nie zabraknie


Najciekawsza dla mnie jest zawsze konfrontacja podróżnika w czasie z obcym mu terenem. To zderzenie i szok, który musi przeżywać osoba niespodziewaniem wrzucona w zupełnie obcy jej świat. I tutaj najlepsze momenty dramy, te najśmieszniejsze i te najbardziej łapiące za serce miały płaszczyznę tego zderzenia dwóch epok. Epickie sceny, prześmieszne próby odnalezienia się czterech przybyszów z przeszłości we współczesności, tym stał początek dramy i za to pokochały ją setki tysięcy widzów. Trzeba jednak bohaterom oddać hołd że wyjątkowo szybko i sprawnie ujarzmili za równo zawiłości techniczne jak i obyczajowe XXI w. W czym niewątpliwie pomogła im Park Ha z którą się zżyli a Książe, wbrew swej ogromnej miłości do księżniczki, zaczął czuć coś więcej niż przywiązanie. Jego pochodzenie i kultura w której się wychował naturalnie predysponuje "Jego Wysokość" do zachowań aroganckich, dumnych i nie znoszących sprzeciwu, ale przeszedł niezłą szkołę we współczesnym świecie i udało mu się złamać część swoich barier by się przystosować. Robił to jednak po swojemu w cudowny - cudaczny sposób, który z miejsca pokochałam



Muszę przyznać, że w kwestii Yoochun'a w tej dramie popadałam w radosne zdziwienie. Rozpoczęłam oglądanie Rooftopa bez większej nadziei że "Kamienna Twarz" jaką charakteryzowała się jego rola w "Sungkyunkwan Scandal" może coś z siebie wykrzesać. O jakże się myliłam, z maski nic nie wyrażającej którą zapamiętałam po poprzedniej dramie , otrzymałam świetną pełną emocji grę aktorską. Ta przemiana najpierw wprawiła mnie w zdumienie, potem oszołomienie i śledzenie każdego ruchu Yoochuna. Niespodziewanie przeszło to w uwielbienie, zaczynające się od stóp w górę, bo proszę państwa, och te nogi, nie można od nich wzroku oderwać. Poza tym powinien dostać Oskara za zagranie warzywa. Zdecydowanie wyraz artystyczny kamiennej twarzy w tej kreacji zasługuje na laury.
Co do roli żeńskiej Han Ji Min, to ja zauważyłam u siebie następującą prawidłowość, że nie zwracam ogólnie uwagi na Panie dopóki mi nie przeszkadzają. Ta zdecydowanie mi nie przeszkadzała jako partnerka dla Yoochuna ale także jakoś szczególnie w żadnym punkcie nie zachwycała.

Muzyka to oddzielny temat w Rooftopie. Naprawę z prawdziwą przyjemnością słuchałam i wyłapywałam wszystkie bez wyjątku instrumentalne ilustracje muzyczne. Moim zdaniem ocierające się o mistrzowskie wyczucie nastroju tej dramy. Piosenki Z OST'a, tak naprawdę zapamiętałam dwie tą w wykonaniu ALi i Jay Park'a Happy Ending, która wprawia mnie za każdym razem w doskonały radosny nastrój.



Wątków i płaszczyzn ta drama miała naprawdę sporo, romansowy, historyczny, fantastyczny, metafizyczny i kryminalny, czasami mam wrażenie że scenarzysta lekko się gubił, aby to posklejać w jedną zgrabną całość. Dla mnie osobiście za duży nacisk był położony na te czarne charaktery, które oczywiście musiały być, ale ich postacie były wyraźnie przegadane. Wolałabym jednak oglądać panów podróżników w czasie. Ich przygody bardziej mnie zajmowały.I tak jak pierwsza połowa dramy jeszcze zachowywała równowagę pomiędzy wątkami humorystycznymi a pozostałymi tak w drugiej części już skupiono się głównie na romansie i sensacji z elementami melodramatu jedynie okraszonymi scenami komediowymi. Absurd który uwielbiam i królował na początku dramy został zepchnięty przez melodramat. Nie mogę jednak odmówić twórcom że potrafili grać na uczuciach widza, na tyle skutecznie, że ja niewiasta prawie nigdy nie roniąca łez w przedostatnim odcinku że zdziwieniem stwierdzam że mi oczy zawilgotniały. Chyba każdy z oglądających miał inny pomysł na rozwiązanie problemu pary głównych bohaterów, których daty narodzin dzieliło 300 lat a los perfidnie pozwolił się spotkać. Może zakończenie jakie zaproponowali twórcy nie w pełni mnie satysfakcjonuje ale przyznaje, że z punktu widzenia buddyzmu jak najbardziej wpisująca się doktrynę. Bo osią tej dramy są zagadnienia związane z reinkarnacją i wiara w przyczyny oraz skutki naszych czynów. Nie istnieją nagrody i kary są tylko wzajemne relacje nad którymi należy pracować. I uprzedzam pytania, nie ma jednoznacznej odpowiedzi czy ta drama kończy się dobrze czy źle. Każdy może zinterpretować to według własnego uznania.


Jestem jednak przekonana że wszyscy lubiący oglądać dramy koreańskie znajdą coś dla siebie i z pewnością nie będą się nudzili. Bo ten obraz jest epicki, absurdalny, romantyczny, dramatyczny czyli taki tytuł który wywołuje emocje u dramopożaraczy i się o nim nie zapomina. Mi osobiście będzie się na zawsze kojarzył z Joseon Power Rangers i kolorowymi dresami, kultowym jogurcikiem, dumną postawą księcia poruszającego się krokiem pawia ze założonymi rękoma do tyłu.

Chciałam napisać krótko, zwięźle ale jak zwykle mi się nie udało, bo nie umiem moich emocji związanych z tym tytułem zamknąć w kilku zdaniach. Najważniejsze jednak aby przeczytać wstęp i zakończenie, mam nadzieje że przesłanie dotrze i Ci którzy jeszcze nie oglądali jednak skuszą się na ten tytuł. Zachęcam. Na razie na gorąco przyznaje mocną dziewiątkę.




Moja ocena 9/10

środa, 23 maja 2012

5 najbardziej gorących gwiazd Hallyu Star

Tym razem ranking według obcokrajowców mieszkających w Korei. Inne spojrzenie, pewnie nam odrobinę bliższe. Myślę że pierwsze miejsce nie będzie dla nikogo zaskoczeniem :P

wtorek, 22 maja 2012

Leessang ft. Ali "I'm Not Laughing"

Anulak znalazła tę piosenkę a ja w nią totalnie wpadłam :) Leessang którzy współpracują z Drunken Tiger i tutaj w tym utworze z ALi. Nie dziwne więc, że te klimaty mnie pochłonęły tak mocno.
Piosenka jak i teledysk po prostu świetne.

Going Crazy Waiting / The Longest 24 Months


Dwa lata w wojsku wydają się ogromnie długim okresem i prawie nie do wytrzymania dla młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają układać sobie życie. Wyrwani z dotychczasowego środowiska, muszą się nauczyć funkcjonować pod rygorem, w nowym otoczeniu, wśród obcych sobie ludzi. A armia to nie wakacje, a tym bardziej służba wojskowa w Korei. Nie o tym jednak jest ten film a o relacjach uczuciowych które są wystawione na próbę żołnierskiego czasu.

To historia czterech żołnierzy którzy trafili do wojska w tym samym czasie. Każdy z nich był zaangażowany uczuciowo, każdy wierzył że jego związek przetrwa. Tym bardziej, że najbardziej rozpaczały dziewczyny z powodu ich odejścia. Rzeczywistość jednak powoli te relacje weryfikowała a czym bardziej uwięzieni w wojsku faceci potrzebowali jasnych sygnałów o zaangażowaniu, tym bardziej komplikowały się poszczególne sytuacje

Min-cheol to gitarzysta w zespole rockowym. Jest mocno zauroczony enigmatyczną wokalistką, która właściwie nie deklaruje żadnego zainteresowania nim, co mu nie przeszkadza wzdychać do swej muzy. Jest jednak inna dziewczyna w zespole Bo-ram, która od lat kocha się w swym koledze z kapeli. I kiedy chłopak trafia do wojska próbuje wykorzystać ten czas na to by go zdobyć. On jednak udaje że jej wysiłków nie zauważa.

Z kolei Hyo-jeong zostawia dużo młodszą narzeczoną w swoim mieszkaniu.Pewny całkowicie jej uczuć bo dziewczyna rozpacza ogromnie, że muszą się rozstać na tak długi czas. Ale właściwie łzy wysychają na granicy bazy wojskowej. Po jej przekroczeniu na pierwszej imprezie podrywa kolejnego chłopaka. I gołąbeczki sobie gruchają w mieszkaniu niczego nie świadomego Hyo-jeong'a

Łamacz niewieścich serc Won-jae (Jang Geun Suk) chce by jego dziewczyna wyszła za niego za mąż jeszcze przed wojskiem. Ona się waha i zastanawia, jest dużo starsza od chłopaka i tak naprawdę niepewna jego uczuć. Jej odkrycie kolekcji obrączek Won-jae po przednich związkach komplikują ich relacje. Zaczynają się wzajemne oskarżenia o brak zaangażowania z obu stron. Czas długich miesięcy bez kontaktu nie ułatwia uporządkowaniu spraw pomiędzy tym dwojgiem.

Student Eun-sok kocha się w wzajemnością w koleżance ze studiów. Szczęśliwy i pewny swojej przyszłości rusza do wojska wiedząc że dziewczyna z pewnością będzie na niego czekać. Dla pewności oddaje ją pod opiekę swego przyjaciela. Jak się łatwo domyśleć zbyt intensywne kontakty przyjaciela i dziewczyny wykraczają z czasem poza towarzyską płaszczyznę.

Z perspektywy ciężkiej służby, wszystko przeżywa się intensywniej, a każde niepowodzenie i brak poczucia stabilności na zewnątrz budzi ogromne frustracje. A w wieku dwudziestu paru lat 24 miesiące wydają się wiecznością. I dla twórców tego filmu ta wieczność jest nie do przebrnięcia dla dziewczyn. To mężczyźni właściwie są tymi poszkodowanymi, którzy nie dość że muszą służyć ojczyźnie to jeszcze za nic szacunku dla ich poświęcenia nie przejawiają partnerki. Oczywiście nie jest to przedstawione w prosty i płytki sposób ale między wierszami można tak właśnie odebrać ten film.
Oglądało mi się go jednak bardzo dobrze, uprzedzam że nie tylko z powodu obecności Sukkiego, którego na moje szczęście było mało, ale był był i to wystarczyło. :) Przyjemność z śledzenia losów tych młodych ludzi tkwiła w tym, że nie przesadzono z melodramatyzmem. Obraz porusza niewątpliwie ważne kwestie, ale nie popada w tony martyrologii. Mnie najbardziej poruszyła historia gitarzysty i dziewczyny z jego zespołu. Emocjonalnie najbardziej trafiająca we mnie jako w widza. Pozostałe historie są nie mniej ciekawe stawiające trudne pytania i prawdziwe dylematy przed bohaterami. Jeśli ktoś jest zainteresowany jak się poukładają losy chłopaków zachęcam do zarezerwowania sobie 108 minut. To naprawdę niewiele a film wart tego by mu ten czas poświęcić.

Moja ocena 7,5/10

poniedziałek, 21 maja 2012

Lie to me


Kłamstwo jako droga ku szczęściu. Tak przewrotnie można by opisać fabułę tej dramy. Oczywiście, nie jest aż tak różowo bo za nie mówienie prawdy i tutaj zostaje wymierzona odpowiednia kara, ale w ogólnym rozrachunku ten popełniony błąd przynosi jak najbardziej satysfakcjonujący finał.


Oficer, jak to dumnie brzmi, a bardziej po naszemu urzędniczka państwowa departamentu kultury i turystyki Go Ah Jung (Yoon Eun Hye) jest dziewczyną która wszystko bierze na żywioł. Właściwie zastana sytuacja wymusza na niej reakcje, nie zawsze do końca przemyślane co się odbija na jej życiu osobistym i zawodowym. Tak też się stało gdy spotyka swoją byłą przyjaciółkę Yoo So Ran, która jest szczęśliwą żoną jej wielkiej miłości z przeszłości. Ah Jung desperacko pragnie wywrzeć wrażenie, więc serwuje koleżance informacje, że ona także wstąpiła w związek małżeńskie nie z kim innym a Hyun Gi Jun (Kang Ji Hwan ) prezesem ogromnej sieci ekskluzywnych hoteli. Do tego kłamstwa zainspirowała ją notka w kolorowym czasopiśmie na temat właśnie tego Pana. Efekt został osiągnięty koleżanka i jej mąż przeżyli szok i natychmiast podzielili się tą szczęśliwą informacją z połową miasta. Plotka nabiera rozpędu a dziewczyna aby ją urzeczywistnić brnie w swych imaginacjach dalej, ale w pewnym momencie zaczyna brakować głównego obiektu. Jak się okazuje przeznaczenie już tych dwoje wcześniej zetknęło ze sobą, ale bynajmniej nie było to zbyt romantyczne spotkanie. Ona pijana, co tu dużo pisać w trupa i on wściekły na brata.


I tu tradycyjnie następuje cała masa sytuacji, gagów oraz pomyłek zmierzających do jednego celu, uczuciowego zaangażowania. Ta panna wykazała się nadzwyczajnymi umiejętnościami. Przekonała Pana Prezesa aby zaczął uczestniczyć w tej całej szopce pt. fałszywe małżeństwo. Dodatkowo jeszcze brat "męża" pomagał mocno w kreowanie całego przedsięwzięcia. Czyli "szwagier" był zaangażowany ale nie tylko w obszarze uwiarygodnienia tego kłamstwa. Ona jedna a ich dwóch, bynajmniej mnie jako widza to nie martwiło. A poza tym Prezes najpierw zły a potem coraz bardziej zauroczony panią oficer.


Świetnie oglądało się tą historię, ale napiszę szczerze do pewnego momentu. A tym przełomowym wydarzeniem było przejście dramy z komediowej w typowo romantyczną. Dopóki główna bohaterka, nie była tak mocno zaangażowana uczuciowo z prawdziwą przyjemnością śledziłam jej wysiłki aby utrzymać w tajemnicy to kłamstwo. Potem była już trochę taka bezwolna, mocno niezdecydowana, bujająca w obłokach, no niby wszystko się zgadza, problem że drama jakby straciła na tempie. Inaczej było z panem Prezesem. Lepsze wrażenie, oj naprawdę dużooo lepsze robił w tej romantycznej płaszczyźnie.
Muszę także jeszcze do jednego aspektu psychologicznego powrócić. Tutaj w sumie nie ma jasnego przekazu odnośnie kłamstwa, ale jakby to nie jest bajeczka umoralniająca, nie taki jej cel. Bardziej ciekawe jest to jak można daleko zajść na nienawiści a raczej ambicji żeby komuś coś udowodnić. Tu przez połowę historii głównym motorem napędowym była chęć pokazania swojej byłej przyjaciółce, jestem w innym lepszym punkcie niż ty. Ale to co kocham w dramach jest to, że pomimo tej zawiści, nienawiści obydwu pań, jednak przyjaźniły się i w konsekwencji tak naprawdę dbały o siebie. U nas prawie nie do pomyślenia.


Po raz kolejny z perspektywy muszę spojrzeć na pewnego aktora. Brata pana Prezesa grał w "Lie to me" Sung Joon, którego widziałam nie tak dawno w Shut Up: Flower Boy Band. Przyznaje,ze ta drama nie dawała aż takiego pola aktorskiego, bo po tej roli pewnie bym go nie zauważyła, dlatego tym bardziej doceniam to co zrobił w Shut Up. Tamta rola jest naprawdę wyróżniająca się.
Główna amant serii:). Nie będę przeczyć że Kang Ji Hwan mocno łapie za oko i nie tylko, za serducho także. Doskonale się sprawdzał w tych ekscytujących romantycznych scenach, ale czułam także momentami pewien brak swobody.
Za to cieszę się że Yoon Eun Hye, która grała tutaj główną rolę, otrzymała postać dość zwyczajnej, zakręconej dziewczyny. Takie bohaterki najwyraźniej bardziej jej pasują i mnie bardziej cieszą w jej interpretacji. Nie wiem dlaczego ale w momencie kiedy próbuje być damą, wydaje się trochę nieautentyczna, kiedy gra dziewczynę z sąsiedztwa to jest po prostu to. Cała ona.


"Lie to me" ma jedną ogromną zaletę, mnóstwo pięknych i romantycznych scen, czasami może nawet ciut przesadzonych. Cudowne sytuacje wygenerowane specjalnie dla nas kobiet, by wzdychać ach "jaki z niego książę". Ma także Yoon Eun Hye, której nigdy dość w takich rolach. Poza tym to był kolejny tytuł, który mnie widza z dalekiej Polski utwierdził w tym, że najpiękniejsze miejsce jeśli nie na świecie to na pewno w Korei to wyspa Jeju. Kuszenie w tym aspekcie trwa przez wszystkie produkcję i jestem pewna, już mnie zaprogramowali, że jeśli już w tamtym rejonie się człowiek znajdzie, musi koniecznie pojechać na tą wyspę wiecznej szczęśliwości. Piękne kadry, niezła muzyka, dobrze kończąca się historia, nie pozostaje nic innego jak tylko zachęcić fanki takiej stylistyki do sięgnięcia po tą dramę.

Moja ocena 7/10

środa, 16 maja 2012

Kazik na żywo "Polska jest ważna"

Mistrz , po prostu mistrz.

A ktoś twierdzi, że się kończy. Ja nie widzę, ja nie słyszę.

wtorek, 15 maja 2012

"W Korei" Anna Sawińska


Na polskim rynku wydawniczym jest niewielka ilość pozycji które przybliżyły by nam współczesną Koreę. Ten kraj egzotyczny i niezwykle intrygujący jest tak naprawdę niedopieszczony pod względem publikacji. Dlatego wszyscy zainteresowani tematem, prędzej czy później trafiają na blog Polki Anny Sawińskiej http://wkorei.blogspot.com, która żyje od przeszło 10 lat w Korei Południowej. Ciekawe spostrzeżenia które w sieci były gromadzone przez lata znalazły swoją godną oprawę w postaci wydanej książki. Dla mnie osobiście jest to niezwykły prezent, bo chociaż doceniam i kocham zasoby internetowe, to jednak nic mi nie zastąpi przyjemności z lektury na papierze.

Nie byłabym w stanie przebrnąć przeszłych wpisów na blogu w tak krótkim czasie w jakim przeczytałam książkę, która jest zbiorem esejów z lat 2003-2007. Takie rozciągnięcie w czasie daje inną perspektywę na toczące się zmiany. A one dokonywały się nie tylko w autorce, jej postrzeganiu kraju w którym przyszło jej żyć, ale także w samej Korei, państwa które nie tylko pod względem gospodarczym ale także kulturowym przechodzi gwałtowne przemiany. Wszystkie spostrzeżenia Pani Anna są niezwykle osobistym zapisem tego jak próbowała się odnaleźć w tej nowej dziwnej dla niej rzeczywistości. Choć ona sama twierdzi, że książka nie ma charakteru bardzo prywatnego, tak naprawdę jest niezwykle intymnym zapisem relacji, ja dziewczyna z Polski próbuje zrozumieć Ciebie Koreo. A bardziej obserwuje Ciebie z boku, przyglądam się zaglądam w twoje serce i coraz bardziej wtapiam się to co mi oferujesz.

A ta egzystencja obok siebie, zderzenie tych dwóch kultur, naszej naznaczonej indywidualnością i koreańską której siła tkwi w kolektywie, niesie wiele poświęceń przystosowawczych, nagięcia się do obowiązujących reguł. Oferuje jednak także bogactwo nowych doznań i emocji, które tak mocno uzależniają.
Ta książka to także doskonały weryfikator odrealnionej rzeczywistości, którą sprzedają nam produkcje koreańskie. To zderzenie jest niezwykle potrzebne by trzeźwo spojrzeć na ten kraj, nie tylko poprzez dramowy świat. Opisywane różne aspekty życia w Korei mogą nas dziwić czy zaskakiwać np. brak osobistej strefy, przejawiający się w popychaniu, dotykaniu, wpadaniu na drugą obcą osobę. Ta książka zawiera mnóstwo właśnie takich szczegółów które są istotne z pozycji egzystencji na co dzień. Rysuje nam się obraz niezwykle hermetycznego narodu, zupełnie pozbawionego potrzeby integracji z innymi nacjami. Choć zapewne sami Koreańczycy tego nie zauważają, ja podczas lektury widziałam mnóstwo stycznych schematów z Japończykami, które kreują poczucie patriotyzmu i dumy z własnego kraju. Nieustająca wiara w to, że wszystko co najlepsze produkują Koreańczycy, mają najpiękniejszy kraj, najlepsze jedzenie na świecie, najpiękniejsze zabytki i tak dalej... W odniesieniu do jednostki najważniejsze z tamtej perspektywy wydaje się zasobność finansowa oraz pozycja w pracy. To także jest pewnym wyznacznikiem zawierania związków małżeńskim. Przy naszym wyidealizowanym romantycznym podejściu do spraw małżeństwa wydaje się to trochę zaskakujące. Jednak czy mamy prawo oceniać cokolwiek w kraju który jest tak odległy nam kulturowo, nie filtrując wszystkiego przez uwarunkowania społeczne a przede wszystkim historyczne? Na pewno nie i tego też nie czyni Anna Sawińska w swojej książce. Dzieli się swoimi odczuciami, obserwacjami i nie klasyfikuje co jest właściwie a co nie. Bo ta ocena jest tylko uzależniona od perspektywy. Dużo ważniejsze dla polskiego czytelnika jest właśnie to spojrzenie naszej rodaczki, które umożliwia nam o wiele głębiej dotknąć istotę tego dalekiego kraju. Anna Sawińska staje się dla nas cennym pośrednikiem, któremu udaje się odsłonić pewną część twarzy narodu koreańskiego. Ale to jest proces nie skończony, tak samo jak wpisy na blogu nadal się pojawiają i pozwalają nam odkrywać ciągle nieznane obszary Korei.

Ja się ogromnie cieszę, że wydawnictwo "Kwiaty Orientu" zdecydowało się wydać tę pozycję. A także z tego, że dotarłam na spotkanie autorskie co dodatkowo zaopatrzyło mnie w mnóstwo szczegółów na temat życia w Korei i z Koreańczykami. Żałuje tylko że spotkanie z Panią Anną było tak krótkie. W nagrodę jednak mam autograf autorki i uzupełnienie wpisów w książce osobistymi uwagami. A to jest bezcenne :)
Dla wszystkich interesujących się tematem kulturowo-społecznych uwarunkowań które są obecne w tym azjatyckim kraju, lektura obowiązkowa.

Moja ocena 8/10

poniedziałek, 14 maja 2012

Kwiaty Orientu

Moje zdobycze z Targów Książki w Warszawie są liczne. Dzięki temu, że wydawnictwo zajmujące się promocją kultury koreańskiej miało swoje stoisko w Pałacu Kultury, miałam okazję siebie i wszystkich moich zainteresowanych znajomych zaopatrzyć w odpowiednią lekturę. A przede wszystkim uczestniczyć w spotkaniu autorskim z Panią Agnieszką Sawińską, która to przyjechała na promocję swojej książki "W Korei".Jeszcze cieplutka, prosto z drukarni a najważniejsze że na naszym polskim rynku. Czytam ją właśnie, niedługo napiszę więcej o tym tytule. Dodatkowo, o jakże się cieszę, upolowałam autografy autorki a także tłumaczki jednej z niżej wymienionych pozycji.

Moja radość jest ogromna, z powodu obecności na samych targach, spotkania z Panią Sawińską i przytargania do domu aż tylu książek z Koreą w roli głównej.

piątek, 11 maja 2012

Blind Love


Jako zdeklarowana na tym blogu yaoistka, muszę od czasu do czasu zaznaczyć temat i dać znać, że jak najbardziej sięgam do źródła wszelkiej przyczyny czyli do mang yaoi. "Blind Love" Akiry Kanbe jest naprawdę niezła w swojej kategorii ale nie do końca z tego powodu znalazła miejsce na blogu.

Fabuła, z pozoru tylko, nie jest w nadmierny sposób rozbudowana. Sprowadza się właściwie do schematów. On czyli Shou licealista niedoświadczony, zostaje siłą i perswazją zmuszony do seksu z Kunie-san. Właściwie trudno się zorientować czy mu się to nie podoba czy podoba, mówi i myśli jedno (jest niby przeciwny) a robi zupełnie co innego. Czyli schemat, ale wyjaśnijmy sobie po raz n-ty na tym blogu nigdy nie oburzałam się na schematy. I jest nawet interesujące z punktu widzenia psychologicznego, kiedy to ofiara uzależnia się od tego układu i właściwie trwa w nim przez tak długi czas. Co stwarza mnóstwo sytuacji "łóżkowych" wszelkiego rodzaju. Choć łóżkowe naprawdę wydają się określeniem na wyrost, bo jakby Panowie robią to w dość zaskakujących miejscach i sytuacjach.

Właściwie nie wiem czy to Was zachęci czy zniechęci do obejrzenia i przeczytania tej historii i nie z tego powodu, ta manga otrzymała wpis na tym blogu. Bo chciałam zachować ten tytuł z innego powodu. Istoty dylematów które toczyły się pomiędzy igraszkami pościelowymi.


Shou, urodził się i z takim przeświadczeniem żył, że będzie służył Taiki, synowi bossa ogromnie silnej grupy. Chociaż Taiki jest jego rówieśnikiem, nigdy po imieniu się do niego nie zwraca, tylko zwrotem grzecznościowym Paniczu. Był jego sługą ,przyjacielem, wybawicielem z każdej sytuacji i nigdy nie wyobrażał sobie innego życia niż związanego z młodym spadkobiercą. W tym układzie pociągały go i utwierdzały cechy przywódce młodego Taiki. Te same które zauważył u swego "dręczyciela" Kunie, notabene spokrewnionego z Paniczem. Poczucie winy nie opuszczało biednego Shou, bo jak on może wiązać się z kimś innym niż jego Taiki, chociaż wyjaśnijmy sobie to jasno, ten związek nigdy nie wchodził w jakieś intymne obszary, choć Shou po cichu o tym marzył. To były relacje na poziomie -wierny sługa, który jest w stanie zrobić wszystko dla swego młodego pana. A o tym jak mocna jest ta więź, wiedział najlepiej Kunie, który chciał zagarnąć dla siebie licealistę i dążył do rozluźnienia tego silnego układu.

I może nic by nie było w tym dziwnego gdyby akcja tej mangi rozgrywała się późnym japońskim średniowieczu lub chociażby XVI czy XVII wieku, kiedy to związki wasal i jego Pan były wszechobecne i stały się standardem społecznym. Mądre publikacje udowadniają, ze te układy z kolejnymi wiekami zanikały. Manga jednak nie dzieje się w zamierzchłych czasach a właściwie tu i teraz, wśród blokowisk, apartamentowców, barów i szkół wyższych. Scenografia pomimo wszystko ma małe znaczenie, bo liczą się tylko relacje pomiędzy tymi mężczyznami, żywcem wyjęte z zamierzchłych czasów. To podporządkowanie zwierzchnikowi miało wymiar wielopłaszczyznowy, nie tylko w zakresie powierzanych zadań, ale także ciała i umysłu. I ta zdrada, tych ideałów, była głównym źródłem wszelkich dylematów młodego Shou.


I trudno mi ocenić, czy podobne związki istnieją nadal, czy są fikcją autorki, patrząc jednak na filmy , dramy i wszelkiego rodzaju produkcje japońskie i nie tylko, zapewne są obecne. To nieustające zderzenie przeszłości z teraźniejszością jest tak w Japonii niezwykle frapujące, a jego przejawy nieustająco mnie fascynują. Dlatego wyłapuje takie perełki, które tym bardziej mnie utwierdzają, że duchem Japończycy żyją zanurzeni w przeszłości, co ogromnie mi się podoba.

Moja ocena 7/10

środa, 9 maja 2012

Bad Guy


Co się stanie kiedy to zemsta jest jedyną motywacją do działania i wszystko tylko jej zostanie podporządkowane? Czy można żyć nienawiścią i nie utracić samego siebie? Odpowiedzi niesie w sobie właśnie "Bad Guy". Była to drama z tej kategorii, że już po pierwszych odcinkach, mało zainteresowanym osobom wokół mnie, zaczęłam sprzedawać jej fabułę. A jest to niezaprzeczalny znak, że zdominowała moją świadomość. Nikt z mojego otoczenie oczywiście nie gustuje w dramach i jej nie obejrzy, ale tym którzy chcą się zmierzyć z trudnym tematem zemsty, serdecznie polecam ten tytuł.

Misterny plan układany przez lata, by się zbliżyć do jednej z bardziej wpływowych i bogatych rodzin w Korei, zaczyna się powoli realizować. Shim Gun Wook (Kim Nam Gil)z precyzją godną mistrza obiera cel i realizuje go. Na celowniku znajdują się interesy firmy, którą prowadzi rodzina Hong jak i sami jej członkowie. Gun Wook niby przypadkiem wpada ciągle na przebywające właśnie w hotelu dwie córki Prezesa firmy. On, wielce atrakcyjny i aktualnie pracujący jako kaskader robi nie małe wrażenie na młodszej z nich. Młode dziewczę z miejsca się zakochuje i tupiąc nóżką chce wymusić zgodę na spotykania się z tym chłopakiem, powiedzmy sobie szczerze z nizin społecznych. Rodzina jest przeciwna, ale od czegóż urok osobisty i trochę manipulacji ze strony Gun Wook'a, ostatecznie Prezes poddaje próbie młodego człowieka, proponuje mu pracę jako asystenta u swego młodszego syna Hong Tae Sung'a (Kim Jae Wook). To miało być wykończające zadanie bo synuś to czarna owca rodziny, arogancki, bezczelny typ, z którym nawet tak potężna rodzinka nie umie sobie poradzić. To dopust na biednego prezesa, który przyjął swego nieślubnego syna pod swój dach, a chłopak stał się w oczach pozostałej familii, niewdzięcznikiem który niszczy potężną firmę.



Gun Wook spełnia się w roli asystenta i nieustająco krąży wokół rodziny Hong i z tego właśnie powodu na skutek małego nieporozumienia, zostaje pomylony z synem prezesa Tea Sung'eim. Bo ktoś inny także ma pewien plan w stosunku do tych ludzi z wyższych sfer. Moon Jae In (Han Ga In ) postanowiła że wyrwie się z tej biedy, z obskurnego mieszkania na przedmieściu, braku pieniędzy i poważania. Najlepsza droga wydaje się przez małżeństwo z bogatym dziedzicem, ma jednak pecha, myli się w swoich kalkulacjach i zaczyna uwodzić nie tego mężczyznę. Gun Wook widzi jej desperację i zaczyna dostrzegać możliwość wykorzystania nieświadomej dziewczyny w swoich planach. Problemem zaczyna się gdy zdaje sobie z tego sprawę, że coraz bardziej lubi Jae In. Na to jednak nie może sobie pozwolić, musi trzymać się swoich zadań.



Każde działanie Gun Wook'a w obrębie rodzny Hong jest naznaczone zemstą, każdy krok ma go zbliżyć do upragnionej chwili zniszczenia jej członków. Krzywda jakiej doznał w dzieciństwie nigdy nie straciła na sile. To co wyparli ze swojej pamięci i świadomości on przeżywa każdego dnia, poniżenie i rozpacz małego chłopca którego przyjęto pod ten dach wielkiej rezydencji a potem wyrzucono. Czas pozwolił zmienić się zewnętrznie na tyle, że nie są go w stanie rozpoznać, ale nie pozwolił uwolnić się od poczucia wyrządzonej krzywdy.
A w jej imię, główny bohater jest w stanie ponieść wszelkie ofiary by wypełnić swoją misję. Z utraconą tożsamością i brakiem poczucia swojego miejsca, trzyma się tylko jednego, zemsty której musi dokonać.


Jest mnóstwo rzeczy w tej dramie które są godne tego by je docenić. Przede wszystkim sam plot akcji, naprawdę, poza wyjątkami świetnie prowadzony. Co prawda denerwowało mnie to nieustające niezdecydowane głównej bohaterki Moon Jae In, ale uważam że rola nieźle zagrana i nie będę się mocno czepiać. Mam wrażenie że ta kobieta czasami nie wiedziała co robi tylko miała jakaś niejasną wizję, że chce wejść do tej wpływowej rodziny. Za to mistrzowsko pokazane relacje rodzinne, układy i zależności i jak siła rodziny, którą z jednej strony się nienawidzi by stała się najwyższą wartością. Obraz i przestroga jak łatwo można być zmanipulowanym, kiedy wie się w jakie punkty uderzyć. Prawie bez wyjątku bohaterowie świetnie zarysowani i jeszcze lepiej zagrani, może najbardziej taki bezosobowy był prezes, ale nad pozostałymi postaciami mogę tylko się zachwycać. Zaczynając od Gun Wook'a, który pozwolił się wykazać Kim Nam Gil'owi i jestem jego rolą zachwycona. Co prawda, ja tak zwykle mam, widziałam już tego aktora w "No Regret", ale tam mi przemknął. W "Bad Guy" z odcinka na odcinek wtapiał się w obraz tajemniczego, wszystko mogącego, o niezwykłym uroku mężczyznę, który cokolwiek by nie zrobił, ja mu wierzę, bo czuje że on wie czego chce.Tutaj po prostu odcisnął się w mojej świadomości i na długo zapamiętam tą jego rolę. Tak samo jak kreację syna marnotrawnego Kim Jae Wook'a. Czy wspominałam, że jest on jest dobrym aktorem i sypie popiół na głowę po raz kolejny, że dopiero po raz trzeci to piszę. Czwarty film z Jae Wook i jestem oczywiście pod wrażeniem. On chyba nie wybiera słabych projektów.


I mistrzowska postać, zaszczytne miejsce w panteonie heter po wieczność. Królowa matka i teściówka w jednym Pani Shin (Kim Hye Ok ). Oskara dla tej Pani po prostu, tak znienawidzonej postaci dawno nie widziałam. A doznania wokalne i rejestry na jakie wchodziła, tego nie da się opowiedzieć, to trzeba wysłuchać i się wpienić na maksa żeby zrozumieć. Samo zło w czystej, prawie nie naruszonej formie, ewenement chyba na skalę nawet dram koreańskich.
To co jest ogromną siłą tej dramy to, że poza tą jedną postacią, nikt nie jest jednoznacznie zły ani jednoznacznie dobry. Ona nie jest w czarno-białych kolorach o jej wyjątkowości świadczą właśnie te przenikające się szarości, oraz stawiane kwestie. Jak kontrowersyjne było wszystko to co robił główny bohater w imię pamięci swojej rodziny, niszczył inną a przy okazji destrukcja i jego samego zaczęła dotykać. A tu już krok aby napisać, że ta historia mogła się zdarzyć naprawdę. To jest taka opowieść nad którą nie sposób się nie zatrzymać i jej nie przemyśleć, zadać sobie pytanie na temat istoty zemsty, czy wymierzona kara tak naprawdę nie będzie tylko iluzorycznym zwycięstwem.



Ach i jeszcze nie wypada nie wspomnieć, że te wszystkie doznania dodatkowo wzmacnia muzyka, taka rozdzierająca duszę. Nie przepadam za balladami ale tutaj doskonale się komponowały w nastrój tej dramy, klimat tajemniczości i trudnych wyborów. Również ilustracje instrumentalne to najwyższy poziom, naprawdę postarano się w tej kwestii.

Przyrzekam, chciałam naprawdę to zrobić i dać tej dramie 10. Jednak po krótkiej sprzeczce z samą sobą nie uczynię tego.Po pierwsze, przyznaje że nie z winy producentów, skrócili serię o 3 odcinki, na czym ewidentnie ucierpiała fabuła. Takie przeskoki akcji, jakieś połatane sceny, przestało to się trzymać najzwyczajniej w świecie kupy, i końcówka w diametralny sposób odbiegała od poziomu pierwszych kilkunastu odcinków. Po drugie nie dyskutuje z twórcami nad ich wizją, ale tutaj się nie zgadzam, po prostu się nie zgadzam na to zakończenie, rozumiem je i dotarło do mnie przesłanie, ale jest we mnie totalny opór przed zarejestrowanej tego co zobaczyłam. Dla bohaterów z którymi się tak zżyłam, chce nadziei na przyszłość a jej nie otrzymałam. Pozostała taka niezapełniona przestrzeń którą nie wiem jak mam wypełnić.

Moja ocena 9/10


niedziela, 6 maja 2012

L'Arc-en-Ciel



Naprawę widziałam dzisiaj rano o godzinie 6-stej tęczę a to znak, że trzeba napisać coś o tym zespole, który wczoraj mi wpadł w oko. Tak wiem jestem opóźniona w temacie ale wcześniej ich nie słuchałam. A dzisiaj cały dzień należał tylko do nich :) Bardziej podobają mi się te nowsze utwory, a zespół działa od 1991 roku co wydaje mi się prawdziwym wyczynem. W każdym bądź razie i muzyka i charyzmatyczny wokalista ogromnie mi się podobają.

Mój ulubiony utwór to "Chase", ale osadzić go w poście nie można ale posłuchać zawsze:)
Chase

I pozostałe dwa które także wpadły mi w ucho. :)



Byousoku 5 cm (5 Centimeters per Second)



Dziwny tytuł, ale nabiera znaczenia w tym czasie Sakuro i chyba jest odpowiednią pozycją w wiosenne dni kwitnienia drzew. Pięć centymetrów na sekundę, tyle wynosi szybkość z jaką opadają płatki kwiatów wiśni. Kontemplować można wszystko, nawet tak proste zjawiska a Japończycy są mistrzami dotykania zwyczajnych rzeczy w nadzwyczajny sposób.


Ogromne trudno zamknąć fabułę tego anime w kilku zdaniach. Bo można uciec się do spłaszczenia, że przedstawia historię związku Takaki i Akiry na przestrzeni kilku lat. Nie jest to jednak prosta narracja do której jesteśmy przyzwyczajeni. To zaledwie migawki z życia, zdarzenia które miały znaczenie ale na płaszczyźnie emocjonalnej. Trzy rozdziały, opowiadają o wzajemnych relacjach tych dwojga w wieku 13lat , następnie około 18 i w życiu dorosłym. Oczywiście tak jak czas gna do przodu tak i związek tych dwojga jest za każdym razem w innym punkcie. Sama akcja ma tutaj drugorzędne znaczenie bo to anime rozgrywa się na płaszczyźnie przeżyć wewnętrznych. Jest sensoryczne, poetyckie, niezwykle uczuciowo rozbudowane. Zachwyca tymi wszystkimi drobnymi z pozoru nieistotnymi szczegółami które składają się na to jak odbieramy wszystko co nam los przynosi. I to atmosfera jest siłą tego obrazu, bo w wątkach można lekko się pogubić.


Główni bohaterowie nieustannie znajdują się w potrzasku przeszkód by być razem. Na początku to czynniki zupełnie niezależne od nich stają na drodze ich związku, potem oni sami stawiają wewnętrzne bariery. I te przeszkody wydają się dużo trudniejsze do pokonania niż odległość.Z całą pewnością odbiór tego obrazu jest ściśle skorelowany z bagażem własnym doświadczeń, czym więcej stycznych przeżyć, tym z pewnością przedstawione zdarzenia będą nam bliższe.

Nie można odmówić "Byousoku 5 cm" wyjątkowości. Nie tylko na płaszczyźnie emocjonalnej, ale także na poziomie wizualnym. Kreska postaci, przyznaje szczerze że mnie nie zachwyciła. Za to wszystko co zostało skonstruowane poza bohaterami po prostu jest przepiękne, tak realistyczne w szczegółach że popadłam w prawdziwy zachwyt, nie tyle nad przedstawianą historią ale w jaki sposób tego dokonano. I to dodatkowo buduje atmosferę tego trudnego w odbiorze, niezwykłego anime. A była to próba uchwycenia tego co się znajduje pomiędzy niebem kwiatów a ziemią, a co się zamyka tylko w tych 5 centymetrach na sekundę. Czy się twórcom udało? Myślę że każdy udzieli innej odpowiedzi. Dla mnie tylko zbliżyli się do istoty rzeczy, ale jej do końca nie przeniknęli. Biorę jednak poprawkę na moją perspektywę zachodniego człowieka, nie do końca styczną przecież z japońską.


Moja ocena 7/10

środa, 2 maja 2012

5tion Rebith



Bardzo się ucieszyłam z tego odkrycia. Powód prozaiczny. Pierwszy raz od dłuższego czasu udało mi się zobaczyć nowy zespół, który mi się spodobał i nie podlegam ograniczeniom prokuratorskim. Panowie już swoje lata mają, co nie znaczy że nie wyglądają, a poza tym naprawdę nieźle sobie radzą. 5tion reaktywowało się po kilkuletniej przerwie, dokoptowało trochę świeżej krwi i wydało nowy mini album "Rebirth" Przyznaje że dość przyjemny, przesłuchałam i oprócz Deep Slow, która wraz z teledyskiem robi wrażenie, oj robi, podoba mi się także bardzo 우리 결혼까지 하자- cokolwiek to znaczy, wklejony w poście jako drugi utwór. Chyba największe wrażenie robią na mnie te rapowane wejścia.
Myślę że warto poświęcić chwilkę panom z 5tion, może i Wam się spodoba to co ostatnio wyprodukowali :)


Deep Slow



우리 결혼까지 하자


I trzeci utwór, który mam wrażenie zrobił na razie największą karierę wśród słuchaczy Papillon