Miałam opisać dwie konferencję ,ale w tym wpisie skupie się jedynie na IntoKorea zorganizowana przez koło naukowego krakowskiego UJ. Następna, na której byłam także w maju, obiecuje, że dostanie oddzielny wpis.
Odniosłam wrażenie, że ilość prelekcji jakie pojawiły się na tej konferencji niestety nie przeszła w jakość. Bardzo nierówne i dziwne były niektóre prezentacje. Doceniam wysiłek wszystkich, którzy zaprezentowali swoje tematy, ale część z nich raczej była mało profesjonalnie przygotowana.
Szkoda bo potencjał tematu był ogromny. Wątkiem przewodnim była kobieta w Korei. Zagadnienie niezwykle fascynujący i w kontekście Korei i procesów się wewnątrz tego kraju się toczących.
Wspomnę może o kilku prelekcjach, które mi osobiście utkwiły w pamięci. Pozostałe jeśli je już w tej chwili nie umiem odtworzyć, zapewne nie wyróżniały się niczym szczególnym.
Agnieszka Polewczyńska opowiadała nam o Haenyo- kobietach poławiaczkach owoców morza. Ponieważ w XIX w. opodatkowano wszystkich mężczyzn, okazało się, że ciężar pracy i utrzymania rodziny spadł na kobiety. Jednym z najbardziej opłacalnych zajęć była praca w morzu, głównie przy pozyskiwaniu owoców morza. Pracujące w ten sposób kobiety musiały nurkować po swoje zbiory nawet do 20 m, wstrzymując oddech na 2 min. Oczywiście, aby dojść do takiej wprawy nie obyło się bez treningu, który rozpoczynały dziewczyny kilkunastoletnie. Niezwykle ciężki był to kawałek chleba a także związany z ogromnym ryzykiem. Wiele kobiet jednak nie miało wyjścia i aby utrzymać rodziny właśnie w ten sposób zarabiało. Około roku 1930 szacowano, że poławiaczek na wyspach koreańskich jest około 23 tyś. Obecnie zawód ten zanika i jedynie 5 tyś pań zajmuje się nim na co dzień. W tej chwili to zajęcie jest postrzegane jako spuścizna historyczna Korei i część osób pragnie kontynuować wielowiekowe tradycje i ten cel im przyświeca a nie chęć zarobkowania w ten sposób.
Większość kobiet, które nadal czynnie zajmują się wyławianiem owoców morza, jest już w mocno zaawansowanym wieku, co niestety rokuje dalszym spadkiem ilości Haenyo. Dla Koreańczyków te kobiety są kojarzone z odwagą, ciężką pracą i poświęceniem dla rodziny. Także nigdy nie zapomniano, że tworzyły wspólnotę, która umiała się przeciwstawić okupantowi japońskiemu i stały symbolem patriotyzmu koreańskiego.
Następną prelekcją, która utkwiła mi w pamięci była "Ubóstwiane i znienawidzone- Idolki jako odrębna kategoria koreańskich kobiet" . Może nie wniosła w moje dotychczasowe wiadomości jakiejś niezwykłej wiedzy, ale trzeba przyznać, że Marta Matusik świetnie sobie poradziła z tematem. Myślę, że dla osób spoza środowiska k-popowego było to podane w odpowiednio skondensowanej formie z podkreśleniem najważniejszych kwestii.
Dość ciekawym za to odkryciem była dla mnie informacja o ogromnej popularności e-sportu w Korei o którym mówił Mateusz Falczak. Co prawda odniosłam wrażenie, że te kobiety były jedynie tłem do opowiedzenia nam o tym, jak niezwykle rozbudowany przemysł kryje się pod słowem e-sport. To naprawdę gospodarczo bardzo silna gałąź, bardzo prężnie się rozwijająca. Kobiety istnieją, ale szczerze sobie powiedzmy jest to jedynie margines. Także w tym aspekcie zaznaczyły się niewyobrażalne różnice np. kontraktowe dla kobiet i mężczyzn. Dla uświadomienia dla tych, którzy tak jak ja nie śledzą tematu e-sportu. W Korei istnieją bardzo rozbudowane ligii graczy, ale to nie jest aż tak zadziwiające, bardziej, że są budowane specjalne stadiony do rozgrywek na żywo, że jest kilka stacji telewizyjnych, które prowadzą relację z rozgrywek, w tym jedna tylko zajmująca się tym sportem. Powiem szczerze, że kompletnie nie miałam świadomości na temat siły e-sportu w Korei. Najlepsi gracze są traktowani jak idole k-powi a kontrakty reklamowe często są większe niż w przemyśle muzycznym.
Panel poświęcony obecności kobiet w filmie koreańskim szczerze pisząc zahaczył o takie tematy, które kompletnie mnie nie zajmowały. Była prowadzona analiza filmu "Pokojówka" i jego kolejnym remake'ów . W następnej części był omawiany motyw mścicielki we współczesnym kinie koreańskim na podstawie trylogii zemsty Park Chan Wooka. Czasu było mało, to prawda, ale uważam, że nie tylko w twórczości tego artysty ten wątek silnie się zaznacza. Tak przecież piękne i jedyne w swoim rodzaju są postacie mszczących się bohaterek, zdesperowanych teściowych, które imają się wszelkich sposobów by nie dopuścić do szczęśliwego zakończenia dramy, aaaa i cała rzesza zadrosnych i mszczących się heter, które też stają na drodze wiecznego szczęścia. Ok, ale to może na inną konferencję...
Panel o Korei Północnej- hmm niewiele wyniosłam, jakoś tak blado wypadł przy prelekcjach na które chodziłam podczas konferencji na koreanistyce w Warszawie. Ciekawie z werwą poprowadzona prezentacja o kobietach Kim Jong Una. Niewiele na ten temat można było powiedzieć tak więc z wiadomych względów merytoryczna zawartość uboga.
Niezaprzeczalnie dla mnie najlepszym wykładem była prezentacja Marceliny Kim poświęcona Wianobu czyli kobietom, które były zmuszane do praktyk seksualnych przez wojsko japońskie w czasie okupacji. To jest temat ogromnie bolesny i przez wiele lat nie ujawniany przez same pokrzywdzone, ze względy na obawę przed potępieniem przez społeczeństwo. Żeby sobie uzmysłowić, jaka to skala zjawiska, to przytoczę dane szacunkowe, które były podane na wykładzie. Oczywiście są to liczby przybliżone bo nikt nie prowadził dokładnych statystyk. W latach 1928-1945 prawdopodobnie w ten sposób było wykorzystywanych od 50-200 tyś kobiet.
Japończycy tworzyli tgz, "Domy pocieszenia" - cóż za perfidna i pokręcona nazwa. Czym one były? Otóż pod tą metaforą, kryły się domy publiczne, objazdowe lub stacjonarne, które towarzyszyły armii.
Po co je zakładano ? Pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa dla miejscowych kobiet, czyli czytaj jak napadali na jakieś miasto to przynajmniej nie gwałcili, teoretycznie. Miało to być wsparcie psychologiczne dla żołnierzy, profilaktyka chorób wenerycznych, zabezpieczenie przed wydostawaniem się ważnych informacji poza armię. Racjonalne do bólu podejście kosztem okupowanego kraju.
Ponieważ w Korei w latach trzydziestych i w czasie wojny była ogromna bieda, tak więc werbowano wiele kobiet do pracy, oczywiście nie informowano, gdzie i jak będą pracować. Jeśli już się znalazły w takim domu nie było z niego właściwie powrotu. A ponieważ płacono im, teoretycznie oczywiście, tak więc Japończycy właściwie do dnia dzisiejszego nie widzą problemu, właściwie króluje cały czas hasło"Same tego chciały". Cóż za zbieżność poglądów i idei z tym co niektórzy uważają o gwałtach.
Sorry, ale mnie ponosi. Bo w momencie kiedy ogarnie się całe spektrum tej sytuacji i przynajmniej częściowo wyobrazi co przeżywały te kobiety, to krzywda wydaje się niewyobrażalna. Część z nich oczywiście zostało uwolnionych po II wojnie światowej, wróciły do Korei, ale ich życie były nieustająco naznaczone piętnem tamtych zdarzeń. Milczały, bo to była jedyna droga do tego by ukryć to czego społeczeństwo, rodzina czy mąż by nie zaakceptowali. Wyobraźcie sobie, że pierwszy raz o sprawie zaczęto mówić dopiero na początku lat 90-tych. Wtedy już Panie w bardzo zaawansowanym wieku, postanowiły przerwać milczenie. Rozpoczęły protesty i żądania zadośćuczynienia wyrządzonym krzywdom. Japonia na początku milczała, potem wykonała lekkie ruchy w celu podjęcie rozmów w tej sprawie, pojawiły się przeprosiny a po pewnym czasie wycofała się z tego. Do tej pory jest to kwestia sporna pomiędzy Koreą Płd a Japonią. Nawet w tym roku przedstawiciele japońskiej dyplomacji naciskani znowu powtórzyli mniej więcej to samo "Nikt tych kobiet nie zmuszał" . Bardzo bolesna i trudna kwestia, która jest niewątpliwie ważną kwestią rozliczania się i porządkowania przeszłości koreańskiej.
Może, ze względu na tematykę poprzedniego wykładu, tak niezwykle ważną, prelekcja na temat "Wizerunku współczesnej kobiety kreowany przez koreańskie firmy kosmetyczne" wydała mi się banalna i jakby niezgodna z założeniami. Otrzymaliśmy kilka kolorowych fotek produktów kosmetycznych i porównania non stop z zachodnimi kosmetykami. Oczekiwałam raczej omówienie procesu zmian a poza zbiorem kolorowych zdjęć i omówieniem kilku produktów i tego kto w jakiej reklamie występował, niewiele otrzymałam. Chyba ten wykład najbardziej mnie rozczarował.
Bardzo oczekiwałam na poruszenie zagadnienia dotyczącego operacji plastycznych w Korei. Sama przez chwilę miałam pomysł aby o tym pisać w jednej z moich prac zaliczeniowych w tym semestrze, ostatecznie się wycofałam, ale z dużym zainteresowaniem wysłuchałam tego co miała do powiedzenia Aneta Kurlata na ten temat. Było oczywiście o modelu kobiety, który jest możliwy do kreowania przez zabiegi chirurgiczne. Co najczęściej jest wykonywane w Korei, poza standardami o którym zapewne wszyscy wiemy: czyli biust, powieka, nos czy w ogóle twarz, dowiedziałam się także że wiele Koreanek operuje sobie nogi aby je wyszczuplić, odnerwiane są poszczególne partie mięśniowe aby np. łydka nie była tak mocno zaznaczona. Rzeczywiście Korea jest potęgą w operacjach, a obywatele tego państwa zabiegi chirurgii estetycznej zaczynają traktować jak wizytę u dentysty.
Mnie osobiście o wiele bardziej interesuje zjawisko popularności zabiegów chirurgicznych poprawiających wygląd wśród mężczyzn, które w Korei jest największe na świecie. Temu zagadnieniu na pewno chętnie bym się przyjrzała bliżej. Ale to z pewnością nie była tematyka tej konferencji.
Jestem zadowolona, że konferencja IntoKorea doszła do skutku, że mogłam w niej uczestniczyć, że wiele nowych obszarów dotknęła, które były mi mniej znane lub miałam szczątkowe informacje ma ich temat. Pomimo tego, że było ogromnie nierówno i obok naprawdę niezwykłym prelekcji były te mniej zajmujące, to cieszę się, że mogłam cały dzień spędzić w koreańskich klimatach.