Przyznaje że nie wpisuje się kanon dobrego wychowania i najlepszy kamerdyner na świecie z pewnością by krytycznym okiem na mnie spojrzał. Kupuje anulak mangę Kuroshitsuji i premedytacją ją czytam, a potem beztrosko jej daje w podarku. Ale dzięki temu, że jest już w Polsce papierowa wersja, przyjemność ze śledzenia przygód Ciela i Sebastiana jest ogromna. Okazji do przeczytania tej mangi nie wolno przepuścić, ponieważ jest moim zdaniem o wiele lepsza a przede wszystkim zabawniejsza niż anime, które miałam okazję wcześniej oglądać.
Sięgnęłam jakiś czas temu po ten tytuł, zafascynowana ilością fanaartów które królują w sieci. Coś musi być w tej historii takiego co ludzi fascynuje, pomyślałam. Fenomen Pana i jego sługi w anime tak do mnie nie przemówił, jak właśnie w mandze.
Ta manga opiera się na kontrastach które tak kochają japońscy odbiorcy. Idealny sługa Sebastian, doskonały pod każdym względem, który jest w stanie każdą sytuacje uratować, każdy kłopot rozwiązać z ogromną gracją a przy tym zachować wszelkie zasady savoir vivre.Ten perfekcjonista z oddaniem służy swemu Panu Cielowi, chłopcu który jest głową potężnego rodu Phantomhive. Ciel tylko posiada wygląd dziecka, jego psychika, zachowanie i stosunek do życia raczej bardziej pasują do zgorzkniałego 60-latka. Prowadzi bardzo dobrze prosperującą firmę a przy okazji rozwiązuje niezwykle trudne i skomplikowane zagadki kryminalne. Jego oddany kamerdyner dzielnie mu pomaga w tych zadaniach. Można by powiedzieć że jest aniołem małego Ciela, ale Sebastian zalicza się raczej do ciemnej strony mocy, bo cholernie dobry z niego demon, nie tylko kamerdyner.
Autorka bardzo sprytnie umieściła akcję w Anglii, co prawda miesza tak wiele spraw i epok, ale nikomu to chyba nie przeszkadza, bo wszyscy są skupieni na Sebastianie i jego wyczynach. To oddany sługa który jest w stanie spełnić wszystkie życzenia, poczynając od najbardziej wymyślnego wyrobu cukierniczego a kończąc na skutecznym unieszkodliwieniu jakiegoś wroga, przy tym jest dokładny, punktualny, elegancki i rozsądny. Tylko napomknę o tym że jest zabójczo przystojny. Któż u swego boku by nie chciał mieć takiego służącego, który właściwie nie dyskutuje ale tylko sugeruje, a wszystko wykonuje po jednym krótkim "Yes, my lord". I jeszcze ten wspaniały kamerdyner ma jedną zaletę, chroni martwi się i dba o swego małego Pana.
Ich związek emocjonalny istnieje z całą pewnością i jest przypieczętowany kontraktem. Autorka ewidentnie ma pewne tendencje do sugerowania że ta wieź, to jest coś więcej, ale spokojnie nie nerwowo, mangę mogą czytać mało domyślne starszaki. Na tych bardziej domyślnych i będących w temacie nie zrobi to wrażenia a się będą dobrze bawić. Gdy się nie ma za sobą całego zaplecza w podobnej stylistyce historii, pewnie nawet by się na te teksty nie zwróciło uwagi. Za to wyobrażam sobie jaką frajdę sprawiają japońskim panienkom.
Poza głównymi postaciami przewija się kilka innych indywiduów , a jednym z nich jest mój ulubiony Pani śmierć. Specjalnie mieszam w rodzajnikach, bo tłumaczenie także to robi. W każdym bądź razie świrus pełną gębą i jak większość czytających także okrutnie zakochany w Sebastianie
Manga, przynajmniej te pierwsze tomy, bardzo sprawnie napisana, jeszcze lepiej narysowana a przede wszystkim pełna humoru. To właśnie ona pozwoliła mi zrozumieć fenomen fascynacji hostami a szczególnie tym jednym, najdoskonalszym. Ma sporo zalet i jedną najzupełniej fizyczną cechę, można ją dotknąć, powąchać papier i przewracać z lubością kartki. Taką frajdę polskim czytelnikom sprawiło wydawnictwo WANEKO.