środa, 30 listopada 2011

Postman to Heaven


Listy do osób które odeszły. Piękny sposób komunikowania się ze zmarłymi. Czasami lepiej coś przelać na papier, to pomaga, to koi duszę gdy można napisać co się czuje. Ale czy te słowa rzeczywiście trafiają do adresatów? Każdy kto wrzuca list do zagubionej skrzynki gdzieś pośród bezkresnego pola, żyje nadzieją że właśnie tak jest.
Jo Ha Na (Han Hyo Joo) rozpacza po utracie ukochanego, odwiedza często skrzynkę by wrzucić kolejne pełne bólu słowa. Któregoś dnia spotyka w tym miejscu chłopaka, który wybiera listy i zaczyna je czytać. Dziewczyna jest oburzona że ktoś narusza ten intymny dialog. Chłopak jednak zaczyna opowiadać dziwne rzeczy; o tym że to jego praca, że przekazuje listy do nieba, że nie jest człowiekiem a duchem i że Jo Ha Na używa za dużo złych słów w swoich listach do swego ukochanego. Dziewczyna oczywiście nie wierzy w ani jedno słowo, tym bardziej że po chwili dostaje propozycję pracy- pomocy przy tej "niebiańskiej" korespondencji. Łamie się na szczęście nie za długo, by przekonać się do czego służą informacje zawarte w listach. To wskazówki jak pomóc tym co żyją, tym co pozostali i cierpią. I całym sercem angażuje się w zadania dla niebiańskiego posłańca.


To piękna baśniowa opowieść, o utracie najbliższych, o pamięci o nich, ale przede wszystkim jak żyć tu i teraz po bolesnej stracie. Wspomnienia i życie przeszłością jest ważne ale nie mogą stać się istotą istnienia. I że musimy sobie zasłużyć aby ktoś za nami tęsknił gdy odejdziemy.

Uwielbiam takie metafizyczne filmy, tym bardziej gdy wszystko mi pasuje, historia, aktorzy, tło muzyczne oraz zdjęcia. Do tych rzeczy będę wzdychać, bo pokochałam je. Mam świadomość pewnych niedoskonałości w fabule, ale nie przeszkadza mi to. Liczy się tylko ta kompozycja z pięknymi plenerami, magicznymi zdjęciami. To przepiękna opowieść o miłości na wielu poziomach. Jej emocjonalny wymiar i przekaz. OST już sobie słucham i powiem szczerze że nawet bez obrazu robi na mnie wrażenie a w filmie po prostu doskonale go dopełnia.




No i Hero Jaejoong który wcielił się w niebiańskiego posłańca. Po prostu idealny do tej roli. Ogromnie mi się podobało to wycofanie, minimalistyczna gra w jego wykonaniu. Był zawieszony mentalnie gdzieś pomiędzy niebem a ziemią i o to przecież chodziło. I jeszcze jakby tego było mało, to odkryłam ze to on śpiewa "For you it's goodbye, For me it's waiting " http://youtu.be/lupxATUYf_o w Sungkyunkwan Scandal.


Co tu dużo pisać od wczoraj stałam się fanką tej dramy. Polecam wszystkim którzy kochają takie nierealne a przepiękne historie.

wtorek, 29 listopada 2011

Miłość o smaku orientu /Ramen Girl


Amerykanka przyjeżdża za chłopakiem do Japonii. Szybko się przekonuje że związek na odległość dawno przestał istnieć i może liczyć tylko na siebie. W obcym kraju, załamana rozstaniem, trafia do małego baru gdzie kompletnie się rozkleja, szlochając opowiada o swoich nieszczęściach nic nie rozumiejącej obsłudze. Nie jest to jednak zwykły bar a miejsce serwujące ramen czyli tradycyjną potrawę japońską. Dziewczyna knajpkę odwiedza coraz częściej i postanawia nauczyć się przygotowywania tego dania. Jej determinacja w tej kwestii jest ogromna, ani rola sprzątaczki, ani chłodne traktowanie nie zniechęcają ją by swój cel osiągnąć.

Może co mi się nie podobało. Jednak takie amerykańskie podejście do tematu. Choć udało się moim zdaniem trochę przemycić azjatyckiego ducha. Ogólnie, jak zwykle, amerykanie radzą sobie wszędzie i zawsze będzie dobrze.;) Takie przesłanie.
Świetnie za to w tym filmie był przedstawiony kontrast kulturowy. Trochę uparta przemądrzała dziewczyna i mocno zakorzeniona tradycja. Trzeba się nagiąć, trzeba zajrzeć w siebie gdzieś głębiej żeby stać się mistrzem gotowania ramen. To nie zwykłe dodawanie składników ale i swoich emocji. A także przykład na to że zawsze i wszędzie ludzie potrafią się porozumieć mimo różnic mentalnych czy bariery językowej. Potrzebna jest tylko dobra wola, tylko tyle i aż tyle.




Bardzo przyjemny film na długie zimowe wieczory w sam raz. Do polecenia znajomym którzy może by chcieli coś więcej się dowiedzieć o Japonii a dram nie można im jeszcze polecić, nie dojrzeli do tego :P Amerykańską wersje ramen z pewnością łykną.


P.S Tak naprawdę to chyba nie dowiedziałam się jak się robi ramen. Raczej uzyskałam więcej informacji o kulturze tego dania i jaką estymą darzą ją Japończycy

Circlesquare - 7 Minutes

No i tak jakoś.Nie dość że ta piosenka której oczywiście nie pamiętam z queerków, to jeszcze to zdjęcie. hmmm utwór nie chce się odczepić.
To moja obecna decyzja nie mam czasu i nie będę znowu ich oglądać. Ale to zdjęcie... Jest ciężko nie powiem. Dlaczegóż ja trafiłam na ten utwór na YT?

poniedziałek, 28 listopada 2011

Starry Starry Night



Z całą pewnością był to jeden z piękniejszych filmów jakie ostatnio widziałam. Produkcja taiwańska z 2011 roku po prostu zachwyca. Ale nie jest to zachwyt prosty, ot ładny wizualnie film. To jest ten rodzaj sztuki który dotyka na wielu poziomach, obrazu, dźwięku oraz duszy. Zaczynam mieć podejrzenia i to coraz bardziej uzasadnione że tak pięknie i z wyczuciem o uczuciach opowiadają tylko Tajwańczycy.

Historia podąża za 12 letnią Mei, która mieszka wraz z rodzicami w mieście. Serce jej zostało gdzie indziej, w chatce w górach gdzie żyje jej ukochany dziadek. Dom Mei jest na wskroś sterylnym miejscem w którym ojciec i matka bardziej są zajęci swoimi problemami w związku, niż tęsknotą córki za życiem w górach. Wrażliwa dziewczynka zamyka się w swoim świecie, marzeń, obrazów i puzzli. Nie sprawiająca kłopotów w szkole, grzeczna i ułożona w domu. W jej życiu pojawia się ktoś jeszcze, nowy uczeń Jay Chou. Droga do zaufania nowego kolegi nie jest prosta ale Mei udowadnia, że może walczyć o prawdziwą przyjaźń.



Wydawałoby się że fabuła to banał, ale jakże pięknie opowiedziany? Z niezwykłą delikatnością przedstawiona pierwsza miłość, ten okres zawieszania pomiędzy dorosłością a światem dziecięcych marzeń i wyobrażeń. W naturalny sposób wkraczają odrealnione wizje, które są równie istotne jak świat rzeczywisty który otacza bohaterów. Autorzy filmu cały czas prowadzą dialog z widzem: " Czy pamiętasz ten czas, kiedy maskotka była czymś więcej niż bezużyteczną zabawką na półce?", " Czy pamiętasz ucieczki w inne światy gdy było Ci naprawdę źle?". Metafory i symbole- jest ich wiele, nie przytłaczają ale tworzą cudowny magiczny klimat. Jedną z nich jest układanie puzli. Tych małych elementów które tylko w idealnym porządku tworzą piękną kompozycję. Tak jest przecież z nami, że ciągle układamy od nowa puzzle naszego życia i tak jak Mei często gubimy gdzieś niektóre elementy a obraz jest ciągle niedoskonały. Czasami pojawia się jednak osoba która wskazuje nam gdzie mamy szukać tego czego nam brakuje.


W tym filmie pojawiło się to co lubię najbardziej, odwołania do sztuki a konkretnie do malarstwa. To kolejny film po Snach Kurosawy, kiedy mogę otoczyć się wizualnie obrazami, i znowu jednym z ważniejszych motywów są dzieła Van Gogha. To malowanie obrazem filmowym tutaj osiągnęło niezwykły artystyczny poziom. Poetycka narracja, baśniowa sceneria, oraz mistrzostwo w kreowaniu emocji to wszystko sprawia że pokochałam ten przepiękny film.

Full House




Napiszę szczerze, nareszcie przebrnęłam. Do tej pory nie rozumiem skoro tak mnie już pod koniec nudziło dlaczego nie przestałam oglądać? Chyba miałam nieustającą nadzieję że jednak coś mnie zaskoczy, jakaś scenka złapie za serce. Chyba niczego takiego jednak nie doświadczyłam. A tak dobrze się zapowiadało.

Han Ji Eun straciła wszystko. Została w perfidny sposób oszukana przez przyjaciół, którzy poczuli nieodpartą potrzebę powiększenia swojego majątku kosztem swojej znajomej. Tak więc biedna Han Ji Eun, sierotka nadmieniam, została bez domu i pieniędzy za to z długami. Postanawia jednak walczyć o swój piękny dom z którym jest emocjonalnie mocno związana. Sprawa tym bardziej trudna bo trafia on w ręce bogatego przemądrzałego aktora Lee Young Jae. Okazuje się jednak, że znajduje się wyjście z tej sytuacji. Półroczny kontrakt małżeński z aktorem w zamian za odzyskanie domu.




Wymarzony grunt do tego by wygenerować nieustające życiowe komplikacje, małżeństwo i wspólne mieszkanie dwóch prawie sobie obcych osób. Początek dramy był obiecujący i właściwie co do samego pomysłu nie zmieniam zdania. Niestety film byłby o wiele lepszy gdyby miał 6 odcinków a nie 16. W połowie filmu i pod koniec na pęczki nudnych nic nie wnoszących scen. Nawet śmieszne początkowo kłótnie obydwojga bohaterów, powoli trąciły nudą. Dodatkowo drażniły mnie niesamowicie usta Song Hye Kyo grającej Ji Eun. Jakoś źle zrobione były, po prostu obrzydliwie-niesmaczne.
Co do panów, hmm nie padłam na kolana z powodu Bi, za to Kim Sung Soo i owszem i owszem.




Nawet nie chce mi się za bardzo pisać o tej dramie, odhaczona i tyle. Ciekawa jestem jak wyjdzie nowy sequel zapowiadany na marzec 2012. Aż z ciekawości zajrzę czy ponownie zepsują ten wątek czy jednak będzie miłe zaskoczenie.


P.S Jedno jednak muszę podkreślić. Operator ma u mnie duży plus, te kadry z odbiciami, mniam. Zauważyłam obsesję u Pana i bardzo mi się ona podobała

Tekst piosenki Перепетый Чайф (из к/ф "Стиляги") - Шаляй-Валяй



Перепетый Чайф (из к/ф "Стиляги") - Шаляй-Валяй

Не гони нас, дядя, из подъезда.
Мы не будем больше громко петь.
Мы не будем больше пить, материться и курить.
Ну а если вдруг захочешь сам, лучше нас не приглашай.
Мы прощаемся сегодня с ним.

Я думал, у нас в запасе
еще как минимум лет пять.
Я был просто уверен, что у нас хватит время
попить пива и поболтать.
Но вот я вижу твою спину с трафаретом «Не скучай»,
Стой, задержись, хотя б на день,
Шаляй-валяй!

До свиданья, милый друг
Шаляй-валяй
Ты уходишь как-то вдруг
Шаляй-валяй
Ты уходишь не простившись, ты уходишь невзначай,
Так до свиданья, милый друг,
Шаляй-валяй!

Ты знаешь, ведь все неплохо,
Этот стиль побеждает страх.
Эта дивная, злая, смешная эпоха
Нас с тобою не стерла в прах.
Давай запомним эти лица и у пластинки острый край…
И пусть хранит всех нас любовь.
Шаляй-валяй…

До свиданья, милый друг
Шаляй-валяй
Ты уходишь как-то вдруг
Шаляй-валяй
Ты уходишь не простившись, ты уходишь невзначай,
Так до свиданья, милый друг,
Шаляй-валяй!

piątek, 25 listopada 2011

Стиляги/ Bikiniarze



Za filmwebem

Moskwa, połowa lat 50-tych, czasy głębokiego komunizmu. Dorośli z entuzjazmem oddają się utrwalaniu władzy sowieckiej, młodzież rozwija właściwe postawy społeczne w ramach Komsomołu - młodzieżówki komunistycznej. Ład i porządek? Nie do końca! Otóż grupa młodych ludzi, nazywanych Stiliagami z nieskrywanym lekceważeniem traktuje narzucane przez partię wzorce zachowań. Stiliagi na przekór wszystkiemu kolorowo się ubierają, słuchają hałaśliwej muzyki prosto z USA, tańczą boogie, śmieją się i oddają urokom życia. Ten styl bycia przypada do gustu Melsowi (Anton Shagin), członkowi Komsomołu. Postanawia on zerwać z komunistami i dołączyć do barwnego towarzystwa Stiliag, aby jak oni bawić się, tańczyć i śpiewać, ale przede wszystkim, by znaleźć jak najbliżej pewnej uroczej dziewczyny i zdobyć jej serce.



Bardzo przyjemny musical który obejrzałam w ramach festiwalu filmów rosyjskich. Fabuła nie zaskakiwała, same schematy ale niezłe piosenki, piękne kostiumy, kolorowo, tanecznie i muzycznie. Doskonale pokazany kontrast pomiędzy szarym stłamszonym tłumem a wyzwoloną młodzieżą. Z przesłaniem oczywiście że wszyscy mają prawo do wyrażania siebie, tak jak tego pragną. No i ten specyficzny rosyjski humor i w tym filmie go nie zabrakło. Jeśli ktoś lubi ten gatunek myślę że warto sięgnąć po Bikiniarzy

Największe wrażenie zrobiła na mnie ta piosenka



No i może jeszcze ta finałowa

Jang Keun Suk & Park Shin Hye

Kocham ich razem. Kocham jego.
Reklama jak dla mnie na najwyższym poziomie. Ja wiem wstrzelili się, ale trudno ja jestem dokładnie w tym targecie i mogę to oglądać naokrągło.



czwartek, 24 listopada 2011

Hei Chao( Black Tide)


"Czarny Przypływ" został zrealizowany na potrzeby edukacyjne młodzieży tajwańskiej. W bardzo przejrzysty i przystępny sposób opowiada o problemie depresji. Najczęstszej genezie jej występowania u młodych ludzi oraz jak sobie z nią radzić.

Głównego bohatera poznajemy w momencie kiedy zaczynają się wokół niego piętrzyć problemy. Na studiach nie otrzymuje kwalifikacji na wymianę zagraniczną, dowiaduje się że jego ojciec jest ciężko chory, a dziewczyna zaczyna go unikać. Także jego stosunki z kolegami w zespole rockowym psują się. Całe życie boryka się z kompleksem starszego zdolnego brata, którego rodzice nieustająco podają za przykład do naśladowania.Pragnie za wszelką cenę udowodnić ojcu że i z niego będzie on któregoś dnia równie dumny. Postanawia, że wraz z zespołem zawalczą o nagrodę na przeglądzie młodych kapel rockowych. To marzenie jednak się nie spełnia i jest przysłowiową ostatnią kroplą która przelała kielich. Problemy rodzinne, brak kontaktu z matką zajętą chorym ojcem, utrata bliskiej osoby plus oparcia w swojej pasji, naprawdę świat może się załamać

W filmie bardzo trafnie jest pokazany moment kiedy musi w sprawy osoby pogrążającej się w totalnym przygnębieniu wkroczyć ktoś z zewnątrz. To nie tylko przekaz pt. uważaj jeśli zaczniesz się tak czuć musisz coś z tym zrobić. To także informacja żeby zwrócić uwagę na osoby w naszym najbliższym otoczeniu, na zmianę ich zachowania i zwyczajów. A jak ta historia się kończy? Myślę że jeśli ktoś jest zainteresowany tematem depresji może poświęcić 36 minut na ten obraz. Uważam że to bardzo fajna forma edukacji w tych trudnych kwestiach psychiki ludzkiej.

Requiem dla Wojaczka

Fonetyka przygotowała nową płytę, ale za to jaką!!! To interpretacja muzyczna poezji Rafała Wojaczka. Utwór promujący oraz video do niego zawładnęło moją świadomością. Uważam że w każdym calu doskonałe, będę się zachwycać ... będę kontemplować, będę zażywać.



środa, 23 listopada 2011

Eternal Summer



Jeśli do czegoś wracam świadczy to o tym że podobało mi się. Jeśli wrócę i się zachłysnę to znaczy że już jest niebezpiecznie. Tak było w przypadku tego filmu. Mój powrót nastąpił po trzech miesiącach i całkowicie wpadłam.


To opowieść o trójkącie? Z pewnością.
To opowieść o przyjaźni? Niezaprzeczalnie.
To opowieść o miłość? Tak



I można by było jeszcze tak długo, ale przecież takich filmów jest wiele. Dlaczego ten wydaje mi się wyjątkowy? Zapewne wszystko to sprawa klimatu, narracji jaką zaproponował reżyser. Widz jest subtelnie poprowadzony przez skomplikowaną historię uczuć trójki młodych ludzi.



Jonathan(Bryant Chang) i Shane(Hsiao-chuan Chang) znają się od lat. Ten pierwszy to wzorowy grzeczny uczeń,otrzymuje zadanie opiekowania się Shanem który ma problemy z nauką i jest szkolnym rozrabiaką. Ich przyjaźń z dzieciństwa wytrzymuje próbę czasu razem przechodzą wszystkie szczeble edukacji i planują wybrać się wspólnie na uniwersytet. Shane bardziej niż dobrymi ocenami jest zainteresowany sportem, ale jego przyjaciel niezmiennie pomaga mu w nauce.

W ich życie wkracza ktoś jeszcze.

Jonathan poznaje Carry (Kate Yeung),szybko jednak orientuje że nic z tego związku nie będzie, choć dziewczyna nie jest mu zupełnie obojętna. Coraz wyraźniej uświadamia sobie że to co czuje do Shane'a to coś więcej niż przyjaźń. Postanawia jednak wszystko zachować w tajemnicy i nie zdradzać się ze swoimi uczuciami. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej kiedy dowiaduje się że Carry i Shane są parą. Wkroczenie dziewczyny w relacje dwóch przyjaciół było katalizatorem zmian, momentem stawiania pytań co tak naprawdę ich łączy.

Banalne? Zapewne ale w jakże piękny sposób opowiedziane, jakże świetnie zagrane. Emocje budowanie napięcia to wszystko w cudowny sposób przekazane. Całość dopełniają świetne plenery oraz mistrzowska muzyka Jeffreya Chenga, która nieustająca krążyła w mojej świadomości.

To obraz o dojrzewaniu, o strachu przed samotnością, przyjaźni, niełatwych wyborach, potrzebie afirmacji uczuć.



To piękny film którego siły na pewno nie umiem ubrać w słowa. Za to mogę zrealizować się w ruchomym obrazie, co też uczyniłam. To kolejne moje dzieło ale pierwsze nie w postaci slajdów a filmu.

My Boyfriend is Type B


Bardzo mnie interesuje ten aspekt azjatyckiego przeświadczenia, że grupa krwi świadczy o charakterze człowieka. U nas o grupach krwi właściwie się nie mówi, przypominamy sobie je może jedynie w aspekcie czysto medycznym. Czasami jakieś poradniki zahaczają o kwestie naszych preferencji żywieniowych powiązanych z tymi antygenami. Miałam nadzieję że może w tym filmie odnajdę kilka odpowiedzi na pytanie : czy grupa krwi to rzeczywiście wyznacznik naszych zachowań?




Yeong-Bin (Lee Dong-gun) jest prawdziwym niebieskim ptakiem. Żyje chwilą, marzeniami, uważa że wszyscy powinni go kochać, bo jest po prostu doskonały w tym co robi. A robi naprawdę niewiele, głównie kręci, kombinuje i wpada w finansowe kłopoty. Jest przystojny i ma swoisty urok osobisty, więc zawsze znajdzie się kobieta która go z opresji poratuje i jeszcze mu za to podziękuje. W taką pułapkę złapała się właśnie Ha-Mi (Han Ji-hye). Bo Pan playboy zwrócił na nią uwagę i kolanka się pod nią ugięły. Nieważne że szybko wprowadził się do jej domu bo nie miał gdzie mieszkać, na każdym kroku wykorzystywał ją finansowo, zresztą nie tylko ją ale jej przyjaciół także, ważne było to że Ha-Mi była zakochana. Miłość zaślepiła ją do tego stopnia że była oczarowana każdym przejawem dobrej woli z jego strony, najczęściej spełnianym tak naprawdę za jej pieniądze lub z czysto egoistycznych pobudek.



Główna bohaterka miała jednak kuzynkę która zajmowała się kojarzeniem par na podstawie grup krwi. Od pierwszego momentu było wiadomo, Pan z grupą B czyli Yeong-Bin i Pani grupą A Ha-Mi, nie wróży niczego dobrego. Bo faceci z grupą krwi B są okropni, egoistyczni, bufonowaci i kompletnie nie zwracają uwagi na potrzeby swoich partnerek. Według Pani swatki to samo zło i błaga kuzynkę by ta zerwała z tym nieodpowiednim kandydatem.
A kandydat potwierdza ten stereotyp na każdym kroku. Sceny w których przebywa z Ha-Mi są wypisz wymaluj z instrukcji jak wykorzystać naiwną zakochaną kobietę a do tego nie czuć się winnym bo moje potrzeby są najważniejsze. Ba niech się cieszy że zaszczyciłem ją swoją cenną uwagą.




I właśnie na tych scenach bawiłam się najlepiej, perfekcyjnie zilustrowane. Całość oceniam na średnie trzy plus. Może to trochę przerysowane ale przezabawne. No i przynajmniej mam dość dobrze opanowaną grupę B u mężczyzn ;) Ciekawe czy na kobiety to także się w pewien sposób przekłada, bo ja też jestem jak najbardziej B i odnajduje w sobie pewne cechy Yeong-Bin'a

Taiikukan Baby


Przed Junem świetlana kariera pływaka. Jest naprawdę dobry i na poziomie lokalnym często wygrywającym zawodnikiem. Liczy na to że stypendium sportowe pozwoli mu dostać się do dobrej szkoły, by mógł dalej trenować. Niestety podczas kolejnych zawodów traci w wodzie przytomność a życie ratuje mu jego największy rywal Naoki. Diagnoza po dokładnych badaniach okazuje się prawdziwą tragedią dla młodego sportowca. Choroba serca eliminuje go z czynnego uprawiania sportu. W ten emocjonalny chaos dodatkowo wchodzi Noaki, ze swoją prośbą by Jun został jego trenerem. Determinacja byłego rywala oraz groźba że on także przerwie swoją karierę pływacką jeśli kolega nie zacznie go trenować przełamują opór Juna. Wieczorne treningi dają możliwość Naokiemu zbliżenia się do Juna i określenia swoich uczuć
I jeszcze jest ten trzeci Katou, przyjaciel Juna, który widząc rodzące się uczucie postanawia wkroczyć pomiędzy chłopaków. Zaczyna walczyć o Juna.



Czyli on jeden piękny a ich dwóch. On niezdecydowany a oni w nim zakochani. Basen, tragedia, choroby, tajemnica z przeszłości, pogubiony ojciec. Zazdrość, miłość, dojrzewanie i samookreślenie swoich preferencji. To wszystko oferuje ten film ale mam wrażenie że niewiele więcej. Tak jak do roli Juna granego przez Yuichi Nakamura nie mam żadnych zastrzeżeń i jest mocnym punktem tego filmu, tak do Naokiego (Yuta Takahashi) i owszem. Jakaś taka miałka płaczliwa gra a poza tym w moim odbiorze kompletnie niedopasowany aktor do tej roli. Pomijając ten fakt moim zdaniem mimo wysiłków atmosfera także gdzieś odpłynęła, żeby użyć odpowiedniej metafory. Najbardziej kibicowałam Katou, to najciekawsze postać i cieszę się że trochę namieszał.
Widziałam lepsze obrazy z gatunku BL, ten jest raczej do zaliczenia niż do głębszej analizy i zamyślenia się na dłużej.


My Fair Lady


Kang Hye Na(Yoon Eun Hye) to dziedziczka ogromnej fortuny, żyjąca w luksusie, otoczona liczną służbą. Jest oczkiem w głowie swojego dziadka który niepokoi się o to czy będzie ona godną jego następczynią w prowadzeniu rodzinnej firmy. Niepokój jak najbardziej uzasadniony, bo ta 24 letnia dziewczyna kompletnie żyje oderwana od rzeczywistości z poczuciem że wszystko jej się należy a świat powinien się kręcić wokół niej. Arogancka, impertynencka, uważająca że pieniądze które posiada zwalniają ją kompletnie z jakichkolwiek wysiłków w kontaktach międzyludzkich. Nikomu nie udaje się okiełznać jej diabelskiego charakterku. Aż pojawia się on. Seo Dong Chan (Yoon Sang Hyun), to prosty chłopak którego przeznaczenie zetknęło z młodą dziedziczką. Jest równie temperamentny jak ona i zdeterminowany by osiągnąć swój cel. Praca kamerdynera Kang Hye Na oraz plan uwiedzenia spadkobierczyni ma wybawić go z ogromnych długów.


Najbardziej w tej dramie podobały mi się zmiany jakie zachodziły w głównej bohaterce. Tę ewolucję choć przewidywalną na pewno warto prześledzić bo to najciekawsza część tego filmu. Parę głównych bohaterów bardzo przyjemnie się oglądało, były świetne odcinki kiedy naprawdę między nimi iskrzyło, były i słabsze gdy zaczynało lekką nudą wiać, bo już na tyle poznaliśmy kamerdynera i jego panią że mało zaskakiwali.
Za to naprawdę było na czym oko zawiesić jeśli chodzi o rywala Seo Dong Chan. Prawnik Lee grany przez Jung Il Woo niestety nie posiadał aż tyle charyzmy ale na księcia z bajki jak najbardziej pasował. Szczególnie kiedy wystąpił na białym koniu :D


Obejrzałam tę dramę ze względu na Yoon Eun Hye, której rola w Coffee Prince zapadnie mi na długo w pamięci. Co do kreacji młodej dziedziczki, mam mieszane uczucia. Nie mogę napisać że była zła ale z pewnością nie porywająca. Wydaje mi się że duży w tym udział ma jednak ręka reżyserska.Tutaj moim zdaniem czegoś zabrakło a materiał wyjściowy przecież był świetny. Mało interesujące wydało mi się także samo środowisko rozgrywanej akcji. Osobiście odebrałam go jako sztuczne życie ludzi z wyższych sfer. Lubię gdy dramy pokazują perypetie zwykłych osób i tak pewnie podkoloryzowane ale jednak w moim odczuciu dużo ciekawsze. Seria My Fair Lady to propozycja ciekawa ale z pewnością nie porywająca i nie przyprawiająca mnie o palpitację serca.

środa, 16 listopada 2011

Tokyo Boy




Każdy z nas posiada różne osobowości. Jesteśmy przecież zmiennymi istotami. Niektórzy mają zdolność zachowywania się odmiennie w zależności od sytuacji. I nawet można to nazwać normą dopóki ma się nad tym kontrolę.




Minato to dziewczyna która jako dziecko traci rodziców a jej wychowaniem zajęła się babcia.Skromna i miła zwraca uwagę studenta Shu. Zaczynają się spotykać, ale wraz z pierwszymi randkami pojawiają się problemy. Kłopoty tym bardziej niezrozumiałe dla Minato, która jest dotknięta czasowymi utratami pamięci. Zależy jej bardzo na tym aby nadal widywać Shu i decyduje się wyjaśnić swoją sytuację. Ten zapewnia że chce jej pomóc, ale zaczyna dziewczynę unikać.
Jedynym oparciem dla zrozpaczonej Minato jest Naght, jej kolega z dzieciństwa. Przyjaciel bardzo bliski,specyficzny, ale ich kontakty ograniczają się tylko do korespondencji. Mimo że się znają od 10 lat nigdy wcześniej się nie widzieli. To on jest powiernikiem wszystkich radości i smutków dziewczyny, także tych związanych z nowym chłopakiem. I pomimo jego wcześniejszych sprzeciwów, postanawia się ujawnić i Minato pomóc.



Maki Horikita naprawdę bardzo dobrze zagrała problematyczną Minato. Film bardzo specyficzny oniryczny. Został tutaj zastosowany świetny zabieg perspektywy sytuacji z pozycji Shu i Minato, moim jednak zdaniem jeszcze można by było to wzmocnić. Ten film jest na poziomie poetyckiego opisu ewentualnie sytuacji mogącej się zdarzyć naprawdę. Problem na pewno nie zmyślony ale troszkę w tajemniczy i nierealny sposób przedstawiony. Przyznam że przyjemnie się oglądało ale nie poraziło mnie. Choć ja uwielbiam takie odrealnione trochę zawieszone w czasie zdarzenia.
No i jeszcze trzeba wspomnieć o tym symbolu jabłka, który tutaj także jest wszechobecny. To nie jest mój pierwszy obraz z jabłkami w roli głównej. A ja nadal nie wiem co to oznacza? Japońskie filmy i kultura jest dla mnie tajemnicą

wtorek, 15 listopada 2011

Hana Yori Dango/Kgotboda namja



Dramę obejrzałam jakiś czas temu, krótka notka się jej należy.

Ona jedna ich czterech. Elitarna szkoła, ona biedna oni bogaci. Ona sprawiedliwa i uczciwa, broniąca uciśnionych, oni no cóż, często zabawiający się kosztem innych. Za to ona bezsprzecznie odważna, słodka łapiące za serce. Muszę być komplikacje, nie ma innej opcji.


Widziałam że jest to klasyk, dlatego bardzo chciałam obejrzeć. Doczytałam się w sieci że jest wersja koreańska tej japońskiej dramy. Z miłości do koreańskich produkcji i żeby sobie nie zakłócać odbioru zaczęłam od Kgotboda namja. No cóż to okazało się błędem, po szóstym odcinku zrezygnowałam. Drażniły mnie nielogiczności, specyficzna gra aktorska a raczej prawie jej brak, rozciągnięte w nieskończoność historie, które mnie mało zajmowały. Miałam wrażenie że ta sama fabuła w innej obsadzie aktorskiej mogłaby się okazać naprawdę znośnym filmem. Tym bardziej że miał tam pierwotnie Sukkie grać. Za to zagrała Hye-sun Koo. Drażni mnie ta aktorka i to zdecydowanie, a moją opinię opieram na wcześniejszej produkcji w której ją widziałam. No ale zostawmy koreańską wersję, dla mnie osobiście niewypał, ale ma ogromne rzesze fanów, więc może nie jest tak z nią całkowicie źle.

Wersja japońska czyli Hana Yori Dango rzeczywiście okazała się o wiele lepsza. Aktorzy moim zdaniem właściwie bez zastrzeżeń, akcja szybsza i bardziej jak dla mnie logiczna. Chemia pomiędzy bohaterami, emocje które były zauważalne, atmosfera to wszystko jest na plus w tej klasycznej historii. Jak na razie przebrnęłam przez pierwszy sezon, pewnie kiedyś obejrzę ciąg dalszy, ale jeszcze nie teraz. Szkolne perypetie jakoś mnie widocznie mniej zajmują.

Zamek z bajki


To bajkowe zdjęcie po prostu mnie zmiotło. Powstało niedawno, 10 listopada 2011, wykonane przez Rolanda Becka, przedstawia zamek Hohenzollernów w Niemczech. Dodam że zamek jest własnością prywatną :)

sobota, 5 listopada 2011

Drunken Tiger

Od jakiegoś czasu słucham ich, a zapomniałam oddać im należne miejsce na tym blogu.
Grupa koreańska z liderem Tiger JK. Niektóre utwory nieustannie do mnie wracają. To następne moje odkrycie po Epikach koreańskiego rapu.





piątek, 4 listopada 2011

Islandia według Sputnika

Niedawno miałam okazję obejrzeć 4 filmy z projektu Is(Not). Strona Sputnik Photos Niesamowite wrażenia estetyczno- duchowo- wizualne. Oglądam je ponownie po kilku tygodniach i wszystkie emocje powracają do mnie jeszcze silniej. Ten projekt opiera się na współpracy pomiędzy polskimi fotografami oraz pisarzami i poetami islandzkimi. To magia wyspy zamknięta w obrazach i słowach.

To także ruchomy obraz przedstawiony z perspektywy fotografa z jego wrażliwością, wizualizacja prostych nadzwyczajnych rzeczy , tak ważnych dla wyspy i jego mieszkańców

Earth bleeds water from SPUTNIK PHOTOS on Vimeo.


Agnieszka Rayss/ text: Sigurbjörg Þrastardóttir

Untitled from SPUTNIK PHOTOS on Vimeo.

Michał Łuczak & Hermann Stefánsson

W samochodzie z R. from SPUTNIK PHOTOS on Vimeo.


Rafał Milach i Huldar Breidfjord

Na temat tego ostatniego filmu miałam małą dyskusję, to znaczy znowu wyszło z szydło z worka że jestem wariatką. Otóż podczas prezentacji Pan prowadzący spokojnie nas uprzedzał że temat może być dziwny, że oni mają trochę inne wierzenia i takie tam...ble ble. Ja oczywiście na to - że temat wcale nie jest dziwny, że już widziałam takie dokumenty. No a w ogóle że jest to nawiązanie do jednego z większych oszust w fotografii czyli sprawy z Connan- Doylem który dał się zwieść jak cała Wielka Brytania że dwie małe dziewczynki na początku XX w sfotografowały elfy.

A ponadto mam jeszcze w głowie film pt. Fotograf Elfów, piękny bajkowy i poetycki, jak najbardziej nawiązujący. I cóż tu dużo mówić ja wierzę że Ci ludzie widzą elfy.
Mój kochany Pan od focenia na szczęście był bardzo tolerancyjny i kulturalny, nic nie powiedział a grupa była w szoku.

THE VERY HIDDEN PEOPLE / LUDZIE (BARDZO) UKRYCI from SPUTNIK PHOTOS on Vimeo.


Adam Pańczuk / text: Sindri Freysson



Projekt zamyka album pt. Is (Not) Przepięknie i z pieczołowitością wydany zapis dialogu słowa i obrazu.

IS(not) from x on Vimeo.


Polecam oglądanie filmów na pełnym ekranie
http://vimeo.com/user7009904/videos/sort:date

Klub Hipochondryków


Dawno nie byłam w teatrze więc warto może odnotować ten fakt, że jednak próbuje się trochę chociaż ukulturalniać. Przyrzekam na wszystko, że nie czytałam wcześniej o czym jest ta sztuka, właściwie sam tytuł wszystko sugerował.

Trzech panów, mieszka sobie wspólnie i przechodzi kryzys wieku średniego. Jak łatwo można się domyśleć osią wszelkich zabawnych sytuacji były wyimaginowane schorzenia oraz dodatkowo komplikacje ogólnożyciowe. Właścicielem mieszkania jest niejaki Leo, który właśnie próbuje wyjść z depresji po rozstaniu z Benem. Leo dzieli mieszkanie ze swoim bratem Tomem, podstarzałym amantem oraz Kenem który właśnie jest w trakcie rozwodu i chwilowo nie ma gdzie mieszkać. Na szczęście wolny czas i smutki rekompensują sobie rozpoznawaniem u siebie nowych chorób.

Napiszę szczerze, sala śmiała się cały czas. Ja tylko czasami. I naprawdę myślę że ze mną jest coś nie tak. Jak ja mogę pokładać się ze śmiechu na dramach a tu ledwie mi usta drgną. To znaczy na moje usprawiedliwienie. Akcja dla mnie przewidywalna. Ta hipochondria nie aż tak przekonywująca. Właściwie ten aspekt był nudny jak dla mnie. Bardziej interesujące były właśnie te komplikacje życiowe. Ale żeby nie było, nie aż tak żebym zapomniała o bolących plecach od niewygodnego siedzenia.
Na usprawiedliwienie, dobrze zagrane, miło spędzony czas. A hitem będzie dla mnie aktor który zagrał Bena i taniec który odstawił na scenie. Śledzę , jak się nazywa bo to z całą pewnością nie ten z oficjalnej obsady. Jak znajdę to na pewno dopiszę.

Miało być kulturalnie i odstawienie pewnych tematów, a tu jak zwykle ... hahahah ale nie żałuje, przynajmniej mam własne zdanie na temat tej sztuki. Na dwójkę czyli Klub Hipochondryków 2 nie wybieram się, ale plakat wstawiłam, żeby pamiętać kto grał. Aaaa i reżyseria Malajkat.