piątek, 4 listopada 2011

Klub Hipochondryków


Dawno nie byłam w teatrze więc warto może odnotować ten fakt, że jednak próbuje się trochę chociaż ukulturalniać. Przyrzekam na wszystko, że nie czytałam wcześniej o czym jest ta sztuka, właściwie sam tytuł wszystko sugerował.

Trzech panów, mieszka sobie wspólnie i przechodzi kryzys wieku średniego. Jak łatwo można się domyśleć osią wszelkich zabawnych sytuacji były wyimaginowane schorzenia oraz dodatkowo komplikacje ogólnożyciowe. Właścicielem mieszkania jest niejaki Leo, który właśnie próbuje wyjść z depresji po rozstaniu z Benem. Leo dzieli mieszkanie ze swoim bratem Tomem, podstarzałym amantem oraz Kenem który właśnie jest w trakcie rozwodu i chwilowo nie ma gdzie mieszkać. Na szczęście wolny czas i smutki rekompensują sobie rozpoznawaniem u siebie nowych chorób.

Napiszę szczerze, sala śmiała się cały czas. Ja tylko czasami. I naprawdę myślę że ze mną jest coś nie tak. Jak ja mogę pokładać się ze śmiechu na dramach a tu ledwie mi usta drgną. To znaczy na moje usprawiedliwienie. Akcja dla mnie przewidywalna. Ta hipochondria nie aż tak przekonywująca. Właściwie ten aspekt był nudny jak dla mnie. Bardziej interesujące były właśnie te komplikacje życiowe. Ale żeby nie było, nie aż tak żebym zapomniała o bolących plecach od niewygodnego siedzenia.
Na usprawiedliwienie, dobrze zagrane, miło spędzony czas. A hitem będzie dla mnie aktor który zagrał Bena i taniec który odstawił na scenie. Śledzę , jak się nazywa bo to z całą pewnością nie ten z oficjalnej obsady. Jak znajdę to na pewno dopiszę.

Miało być kulturalnie i odstawienie pewnych tematów, a tu jak zwykle ... hahahah ale nie żałuje, przynajmniej mam własne zdanie na temat tej sztuki. Na dwójkę czyli Klub Hipochondryków 2 nie wybieram się, ale plakat wstawiłam, żeby pamiętać kto grał. Aaaa i reżyseria Malajkat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz