wtorek, 15 listopada 2011

Hana Yori Dango/Kgotboda namja



Dramę obejrzałam jakiś czas temu, krótka notka się jej należy.

Ona jedna ich czterech. Elitarna szkoła, ona biedna oni bogaci. Ona sprawiedliwa i uczciwa, broniąca uciśnionych, oni no cóż, często zabawiający się kosztem innych. Za to ona bezsprzecznie odważna, słodka łapiące za serce. Muszę być komplikacje, nie ma innej opcji.


Widziałam że jest to klasyk, dlatego bardzo chciałam obejrzeć. Doczytałam się w sieci że jest wersja koreańska tej japońskiej dramy. Z miłości do koreańskich produkcji i żeby sobie nie zakłócać odbioru zaczęłam od Kgotboda namja. No cóż to okazało się błędem, po szóstym odcinku zrezygnowałam. Drażniły mnie nielogiczności, specyficzna gra aktorska a raczej prawie jej brak, rozciągnięte w nieskończoność historie, które mnie mało zajmowały. Miałam wrażenie że ta sama fabuła w innej obsadzie aktorskiej mogłaby się okazać naprawdę znośnym filmem. Tym bardziej że miał tam pierwotnie Sukkie grać. Za to zagrała Hye-sun Koo. Drażni mnie ta aktorka i to zdecydowanie, a moją opinię opieram na wcześniejszej produkcji w której ją widziałam. No ale zostawmy koreańską wersję, dla mnie osobiście niewypał, ale ma ogromne rzesze fanów, więc może nie jest tak z nią całkowicie źle.

Wersja japońska czyli Hana Yori Dango rzeczywiście okazała się o wiele lepsza. Aktorzy moim zdaniem właściwie bez zastrzeżeń, akcja szybsza i bardziej jak dla mnie logiczna. Chemia pomiędzy bohaterami, emocje które były zauważalne, atmosfera to wszystko jest na plus w tej klasycznej historii. Jak na razie przebrnęłam przez pierwszy sezon, pewnie kiedyś obejrzę ciąg dalszy, ale jeszcze nie teraz. Szkolne perypetie jakoś mnie widocznie mniej zajmują.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz