Nie ukrywam że z ogromną niecierpliwością czekałam na nową płytę Dragona. Pierwsza piosenka plus MV jakoś do mnie nie przemówiły, za to ta jak najbardziej. Cieszy, buja i ma przekaz który bardziej mnie osobiście rusza niż w One of a King.
To nieplanowane wypikowanie słowa (sk...wiel) wyszło tylko tej piosence na dobre, przynajmniej ja tak uważam :)
Tłumaczenie polskie można przeczytać u Cleo
piątek, 31 sierpnia 2012
Lovely Complex anime
Uwielbiam takie produkcje w których człowiek jest w stanie totalnie się zanurzyć. Pochłaniać odcinek za odcinkiem, ściskając kciuki za głównych bohaterów. I tak mniej więcej wyglądało moje oglądanie "Lovely Complex". Czyli świetnie się bawiłam na tym anime.
Żyjemy w świecie w którym wszystko musi być doskonałe inaczej zostanie wyrzucone poza nawias. A jeśli nawet nie doskonałe to nie odbiegające zbytnio od normy. Niestety Reisa Kazumi odbiega i to bardzo od przeciętnej wzrostu dla zwykłej dziewczyny w Japonii. Gdy ją poznajemy na początku liceum mierzy już 170 cm i ciągle rośnie. Staje się to przyczyną licznych żartów kolegów ze szkoły i wiecznego kłopotu w znalezieniu odpowiedniego chłopaka. Reisa ma także pewną tendencję do wpadania w kłopoty, jej trochę proste żeby nie nie napisać prostackie podejście do pewnych zagadnień pakuje ją w kłopoty. Ale jak każda nastolatka chce być akceptowana przez otoczenie oraz koniecznie się zakochać ale tak na zawsze i bez żadnych ale po przecinku.
Jednak kandydatów wokół brak, a na dodatek z gimnazjum do liceum trafia także jej wróg z którym jest w odwiecznym konflikcie Atsushi Otani. Chłopak z kolei zawsze był najniższy w klasie i obydwoje byli wyśmienitym celem do żartów, co się przekładało w nieustanne konflikty pomiędzy nimi, nieustające przytyki względem siebie. Te relacje natychmiast się przenoszą na nowe środowisko. Ich kłótnie bawią rówieśników i nawet są okrzyknięci parą komików „All Hanshin Kyojin”. Dla wszystkich jest to zabawane poza Reisą i Atsushi, muszą jednak obok siebie egzystować. A to wspólne przebywanie nie jest jednak do końca złe,okazuje się że mają mnóstwo wspólnych tematów i zainteresowań i chociaż oni tego nie zauważają to tak naprawdę poza epizodycznymi utarczkami świetnie się dogadują.
Jak łatwo się domyśleć, to zmierza w jednym tylko kierunku, uczucia które rodzi się pomiędzy tym dwojgiem. Pierwsza doznaje olśnienia Reisa, że ten karzełek stał się dla niej kimś naprawdę ważnym w życiu. Kiedy nieśmiało zaczyna robić podchody, a raczej w swój specyficzny Reisowy sposób pragnie na siebie zwrócić uwagę, nie do powtórzenia z mnóstwem komicznych sytuacji, na horyzoncie pojawia się ta trzecia, czyli była dziewczyna Atsushi. Zaczyna się walka o uczucie, próba udowodnienia że nic się nie liczy poza tym co jest pomiędzy nimi. Problem polega na tym że chłopak nie widzi w Reisie kandydatki na dziewczynę a tylko świetną kumpelkę z którą miło można się powygłupiać.
Miłość jest ślepa i to jest właśnie świetne podsumowanie tej historii. Gdy tak naprawdę rodzi się uczucie nie jest przecież ważne; czy ktoś jest wysoki czy niski, gruby czy chudy,ważne jest to co jest pomiędzy dwojgiem ludzi. Kompleksy gdzieś znikają lub nie urastają do problemów nie do pokonania. Główna bohaterka to tak naprawdę alter ego większości nastolatek z mnóstwem problemów na swój temat. W tym anime i mandze jest świetnie pokazany cały skomplikowany proces rodzącego się uczucia. Jak trudno czasami przejść ze stopy przyjaźni na poziom relacji głębszej uczuciowo.
Lovely Complex wyróżnia się nie tylko świetną bohaterką ale też całą plejadą doskonałych postaci drugoplanowych. Gdyby nie one pewnie temat by się szybko wypalił a tak, mamy kilkanaście naprawdę ciekawych odcinków. Końcówka trochę przybierała formę kręcenia się w kółko z fabułą ale nie zmienia to ogólnie świetnego wrażenia po obejrzeniu tego anime. Nie jestem jakąś znawczynią techniki kręcenia filmów animowanych. Mogę tylko napisać że sama kreska była przyjemna ale nie zachwycała mnie w żadnym punkcie. Najważniejsze że postacie mi się nie myliły, a to u mnie już duży plus. Myślę jednak że tu wizualne aspekty schodzą na drugi plan, ważniejszy jest ogólny przekaz tej historii, bardzo prawdziwy i życiowo ważny.
środa, 22 sierpnia 2012
LEDApple Time is up
Niedawno odkryłam, niedawno wsiąkłam więc się z Wami dzielę następnym energetycznym przebojem :)))
Może chłopcy nie wyginają się mega ale piosenka po mało obiecującym początku naprawdę porywa :)
Może chłopcy nie wyginają się mega ale piosenka po mało obiecującym początku naprawdę porywa :)
niedziela, 19 sierpnia 2012
BIG
Naprawdę masę czasu zbierałam się żeby obejrzeć tę dramę do końca i właściwie końcówkę oglądałam jednym okiem. Poświęciłam jej jednak zbyt wiele uwagi, szczególnie na początku, więc jakaś notka jej się należy.
Początek był wielce obiecujący. Poznaliśmy Panią nauczycielkę Kil Da Ran (Lee Min Jung)która jest zakochana w przystojnym lekarzu Seo Yoon Jae (Gong Yoo). Obserwujemy jak dziewczyna się miota, jak jest zaangażowana, wpatrzona w swego narzeczonego. Tego samego nie można niestety powiedzieć o wybranku. Na dodatek kręci się koło niej a raczej nieustannie wpada na nią nowy uczeń Kang Kyung Joon (Shin Won Ho ). Przybywa prosto z Ameryki a jego bezczelne i aroganckie zachowanie irytuje Yoon Jea. Trudno się nie domyśleć że coś ten młody w tym związku zamiesza. I tak się staje ale na takiej płaszczyźnie, której nikt chyba się nie spodziewa. Nowy uczeń i doktorek są uczestnikami wypadku samochodowego w wyniki którego obydwaj wpadają do jeziora. I wtedy właśnie dochodzi do magicznej zamiany ich dusz. Ciało młodego nie odzyskuje przytomności a uwięziony zostaje w nim Yoon Jae. Cielesna powłoka wraz z zawartością w postaci Kyung Joon'a budzi się z letargu. Oczywiście doznaje szoku, oczywiście jest zrozpaczony, ale dzielnie zaczyna sobie radzić z sytuacją.
A ona jest coraz bardziej skomplikowana. Po pierwsze, jego zachowanie, umiejętności i wiedza ogranicza go niezmiernie w możliwości całkowitego wcielenia się w doktorka. Po drugie jest jeszcze Da Ran, która dość szybko domyśla się że coś jest nie tak. Dziewczyna wpada w panikę bo za kilka tygodni ma się odbyć ich ślub. Obydwoje nie tracą nadziei, że Kyung Joon odzyska przytomność i prawowici właściciele powrócą do swoich ciał. Na razie jednak trzeba uczestniczyć w tej zwariowanej maskaradzie udawania że wszystko jest w porządku. I się nie pogubić we własnych uczuciach. A to jest najtrudniejsze. Da Ram przecież codziennie widzi swego narzeczonego który nim nie jest, a młody czym więcej przebywa ze swoją nauczycielką tym bardziej próbuje ukryć swoje uczucia. Obydwoje za wszelką cenę chcą odkryć tajemnicę tej magicznej zamiany.
Nie wiem nawet czy sami twórcy filmu ogarnęli cały potencjał tej dramy, bo był ogromny i tak strasznie niewykorzystany. Bo co my tu mamy: zamiana ciał - świetnie, doktorek trzydziestoletni zaczyna się zachowywać jak małolat, a jeśli by jeszcze dano możliwość małolatowi zachowywania się jak poważny facet na poważnym stanowisku, to by było coś. Jest jeszcze klasyk w postaci starsza nauczycielka i trochę młodszy chłopak, świetnie można dużo wycisnąć, próbowana ale tak nie do końca przekonywająco. Mamy "dziewczynę" młodego która jest rezolutną pannicą, a w niej zakochany brat naszej bohaterki. To wszystko jednak czym dłużej trwa drama tym bardziej rozmywa się gdzieś w przestrzeni, akcja się coraz bardziej gmatwa, powstają prawie absurdalne powody dla których tych dwoje zamieniło się ciałami. I największy błąd którego nie mogę wybaczyć, dlaczego, dlaczego nie wykorzystali lepiej postaci Kang Kyung Joon w tej dramie, dlaczego nie dali pograć Shin Won Ho, który by z pewnością podkręcił akcję jak i samą nudną końcówkę tej dramy.
Wszystkie gromy muszę zebrać siostry Hong. One do których się modlimy za You're beautiful, Greatest Love czy chociażby Gumiho. Jak one mogły nam to zrobić? Tyle oczekiwań włożonych w tą dramę, świetnie dobrani aktorzy i coście nam uczyniły drogie Panie? Wyszedł niestety przy długi nudnawy serial z naprawdę fajnym i dynamicznym początkiem,ale na coś więcej nie starczyło pomysłów. I chociaż oddaje mistrzostwo Gong Yoo, który na wieki pozostanie w panteonie gwiazd po Coffee Princie, to on sam na miłość boską nie jest w stanie dźwignąć kiepskiego scenariusza. Tym razem za tą klapę w pełni i to widać na nawet z tej odległej Polski są odpowiedzialne scenarzystki. Chyba tak szybko nikt nie wyda pieniędzy na nowe ich projekty. A może się mylę?
Dla kogo ta drama? Hmmm dla osób które lubią Gong Yoo, on nie zawiódł. Dla osób które chcą obejrzeć świetną grę i nieźle wyglądającego Shin Won Ho, ale mogę poświęcić czas tylko na dwa pierwsze odcinki. Naprawdę ja się zmuszałam tak od 12 epizodu żeby śledzić tę historię, spuszczono kompletnie z niej powietrze i tak już było do końca. Mnie ogromnie rozczarował ten tytuł, poza 3 pierwszymi odsłonami. Miało być BIG, a tak niestety nie było.Pół punktu dodaje dla aktorów, którzy moim zdaniem wybrnęli, piękne plenery i stronę wizualną.
sobota, 18 sierpnia 2012
L.Stadt U.F.O.
L.Standt U.F.O.
Posłuchajcie tego, klikając w link. Ten zespół to L.Stadt z Polski i jest świetny oj świetny. Czuć moc i przestrzeń, już uwielbiam ten kawałek :)
A tu taeser do MV, nie widzę jednak nigdzie całego teledysku, tak więc tylko w kawałku, na górze jednak cała pieśń do posłuchania :D
Posłuchajcie tego, klikając w link. Ten zespół to L.Stadt z Polski i jest świetny oj świetny. Czuć moc i przestrzeń, już uwielbiam ten kawałek :)
A tu taeser do MV, nie widzę jednak nigdzie całego teledysku, tak więc tylko w kawałku, na górze jednak cała pieśń do posłuchania :D
Samsung series 9
Ja chce, ja chce takiego .... hahahahah
A na Europę puścili taką piękną wizualnie ale jakże monotematyczną w swym przekazie reklamę i co najważniejsze pozbawioną czynnika ludzkiego :D
A na Europę puścili taką piękną wizualnie ale jakże monotematyczną w swym przekazie reklamę i co najważniejsze pozbawioną czynnika ludzkiego :D
Mija właśnie rok
No nie zupełnie już dziś, ale właśnie mam dzisiaj czas żeby napisać kilka słów o tym że już taki przedział czasu bawię się na tym blogu. Sprawił mi tyle radości, przelałam w niego tyle emocji, że uważam że założenie go było jednym z lepszych moich pomysłów. Miałam już wcześniej kilka blogów, jeden nawet został przeniesiony w to miejsce, ale nigdy takiego osobistego miejsca, które prawie na bieżąco rejestrowała moje zainteresowania, głównie związane z Azją.
Właśnie za pośrednictwem tego bloga poznałam wielu fascynujących ludzi, których zapewne nie miałabym okazji nigdy spotkać. Ponieważ pisanie w pewien sposób identyfikuje mnie, umiejscawia w przestrzeni, określa w co aktualnie jestem zaangażowana i co mnie kręci i podnieca. Dzięki temu mam możliwość wymiany poglądów z osobami które interesują się podobnymi obszarami, a to jest rzecz dla mnie bezcenna. Dziękuje wszystkim czytelnikom, wszystkim komentującym, wpisy czytam na bieżąco, staram się odpowiadać.
Zdaje sobie sprawę, że część postów może nie jest napisane poprawną polszczyzną, można się czepiać tego i owego, tylko dla mnie ważniejsza zawartość, zatrzymanie chwili niż silenie się na poprawność. Co musicie mi wybaczyć, Wy kochani czytelnicy mojego bloga. Bardzo żałuje, że wielu rzeczy które mnie zajmują nie mam czasu przenieść w to miejscu. Najzwyczajniej czasowo nie jestem w stanie tego ogarnąć. Staram się ale życie toczy się swoimi prawami.
Muszę także z żalem donieść, że blog z pewnością zacznie zwalniać i to bardzo. Za to też jest odpowiedzialna po części Azja. Siła którą mi dała, obszary w które mnie wprowadziła wyposażyły mnie w wiarę w to że mogę zacząć coś nowego w moim życiu. Ruszam ponownie na studia, jedne z nich są związane właśnie z Azją. Czasowo ograniczy mnie to totalnie, dwa kierunki (prawdopodobnie), plus praca, na wiele życia pomiędzy po prostu nie starczy. Z jednej strony żałuje, bo wiem że to miejsce, filmy i muzyka są moim motywatorem, z drugiej strony muszę sobie podnosić poprzeczki aby nie stać w miejscu. Co prawda wszyscy wokół patrzą na mnie z przerażeniem, że niby zwariowałam - hhahaha, że nie dam rady hahahha, że mi odbiło z tą Azją. Może nie dam rady, ale muszę się przekonać, a to że jestem totalnie zakręcona w temacie, przyznaje im rację. Mam już swoje lata, i coraz mniej czasu, wiem jedno muszę łapać chwilę i wycisnąć z niej wszystko.
Właśnie za pośrednictwem tego bloga poznałam wielu fascynujących ludzi, których zapewne nie miałabym okazji nigdy spotkać. Ponieważ pisanie w pewien sposób identyfikuje mnie, umiejscawia w przestrzeni, określa w co aktualnie jestem zaangażowana i co mnie kręci i podnieca. Dzięki temu mam możliwość wymiany poglądów z osobami które interesują się podobnymi obszarami, a to jest rzecz dla mnie bezcenna. Dziękuje wszystkim czytelnikom, wszystkim komentującym, wpisy czytam na bieżąco, staram się odpowiadać.
Zdaje sobie sprawę, że część postów może nie jest napisane poprawną polszczyzną, można się czepiać tego i owego, tylko dla mnie ważniejsza zawartość, zatrzymanie chwili niż silenie się na poprawność. Co musicie mi wybaczyć, Wy kochani czytelnicy mojego bloga. Bardzo żałuje, że wielu rzeczy które mnie zajmują nie mam czasu przenieść w to miejscu. Najzwyczajniej czasowo nie jestem w stanie tego ogarnąć. Staram się ale życie toczy się swoimi prawami.
Muszę także z żalem donieść, że blog z pewnością zacznie zwalniać i to bardzo. Za to też jest odpowiedzialna po części Azja. Siła którą mi dała, obszary w które mnie wprowadziła wyposażyły mnie w wiarę w to że mogę zacząć coś nowego w moim życiu. Ruszam ponownie na studia, jedne z nich są związane właśnie z Azją. Czasowo ograniczy mnie to totalnie, dwa kierunki (prawdopodobnie), plus praca, na wiele życia pomiędzy po prostu nie starczy. Z jednej strony żałuje, bo wiem że to miejsce, filmy i muzyka są moim motywatorem, z drugiej strony muszę sobie podnosić poprzeczki aby nie stać w miejscu. Co prawda wszyscy wokół patrzą na mnie z przerażeniem, że niby zwariowałam - hhahaha, że nie dam rady hahahha, że mi odbiło z tą Azją. Może nie dam rady, ale muszę się przekonać, a to że jestem totalnie zakręcona w temacie, przyznaje im rację. Mam już swoje lata, i coraz mniej czasu, wiem jedno muszę łapać chwilę i wycisnąć z niej wszystko.
czwartek, 16 sierpnia 2012
Itsuka no Kimi e
Ten krótki film to naprawdę przemiłe zaskoczenie. Tak jakoś nie dawno jęczałam na blogu, że Japończycy nie umieją nic pozytywnego w temacie yaoi zekranizować. Nie prawda, cofam moje narzekania, potrafią i dowodem jest właśnie Itsuka no Kimi e.
Choć historia lekko zagmatwana, ze wszystkimi schematami tak ważnymi dla kultury dalekiego wschodu jej końcowy odbiór jest bardzo pozytywny.
Na zajęcia z fotografii przybywa nowy student. Jest totalnie a społeczny, a na dodatek bardzo uparty w wyznaczonych zadaniach- robi zdjęcia tylko sobie, co doprowadza nauczyciela do przysłowiowego szału. Noboru Fukami (Takumi Saito)oznajmia że ma jedną podstawową zasadę, fotografuje tylko to co jest dla niego ważne. Naprawdę trudno dyskutować z taką argumentacją, nauczyciel trzyma się tylko swojego programu, jest bardzo ograniczony w swojej ocenie i ten nowy student wyprowadza go z równowagi. Te wzajemne przepychanki obserwuje cała grupa, która niezbyt przepada za tym odludkiem Noboru. Kouhei Hayase (Ryunosuke Kawai), który także uczęszcza na zajęcia fotograficzne w bibliotece odkrywa w jednej z książek pozostawione przypadkowo zdjęcie Noboru jako nastolatka wraz ze swoim bratem bliźniakiem. Chce je oddać właścicielowi i na tym by może skończyły ich wzajemne kontakty, gdyby nie wypadek. Hayase podczas wspólnej przejażdżki kajakami z koleżanką wpada do wody i zaczyna się topić. Wyciągnięty na brzeg nie daje znaku życia, z pomocą rusza Noboru, który stosuje sztuczne oddychanie usta-usta, ta szybka akcja ratuje chłopakowi życie.
Ale nic nie jest proste po takiej sytuacji. Wieczny dług wdzięczności za ratunek plus ten "bezpośredni pocałunek" który może jest nie zamierzony ale jednak tkwi w głowie Hayase. Zaczyna uważniej przyglądać się temu odludkowi. Tym bardziej że pewnego razu udaje mu się poznać brata bliźniaka . Ryu jest zupełnym przeciwieństwem introwertycznego Noboru; rozrywkowy, wygadany, wyluzowany. W ciągu jednego wieczoru nad kolejnymi kuflami piwa Hayase zaprzyjaźnia się z tym wesołym chłopakiem. Na uczelni ma do czynienia z Noboru, który nie pała do niego sympatią ale coraz więcej z nim rozmawia, wieczorami bawi się z Ryu w pubach. Zaczyna jednak dostrzegać pewne sygnały, które świadczą o tym jak bardzo obydwaj bracia są psychiczne związani ze sobą a on gdzieś jest zawieszony po środku. Tak jakby mieli wspólną duszę,a tylko inne osobowości. A wiara w brak rozdzielności duchowej bliźniaków jest obecna w wielu kulturach.
Jak w każdym porządnym filmie z gatunku Boys Love, musi być tragedia. I tutaj mamy z nią do czynienia , tłumaczy ona doskonale zachowanie Naboru, który odizolował się od ludzi. Szuka on jednak podświadomie z nimi kontaktu, chociaż nie chce się do tego przyznać. Kwestie yaoi są tutaj potraktowane w bardzo lekki sposób, konwencja shounen-ai ogólnie można tak to określić z animowego słownika terminów. Sama fabuła pomimo wątków ciężkich nie jest przytłaczająca a wzajemne stosunki chłopaków i kolejne tajemnice które odkrywa Hayase by ostatecznie dotrzeć do Noboru, trzymają w napięciu całą akcję. Kilka scen naprawdę emocjonalnie na wysokim poziomie, wrażenie podobne jak przy czytaniu mang. Zresztą tym kodem się posługiwali twórcy przez cały film, scenki żywcem wyjęte po prostu z mangi. A jeśli to jest bardzo zagrane a tak rzeczywiście było, ten tytuł urasta do jednego z lepszych jakie udało się Japończykom wygenerować. Tym bardziej że nastawiali się na widza zorientowanego w tematach yaoi. Po sukcesie "Boys Love" i do tej produkcji zatrudnili Takumiego Saito. Tam był posągowy boski, tutaj zagrał rewelacyjne postacie dwóch braci, tak biegunowo różnych. Druga główna rola Ryunosuke Kawai, choć początkowo nie zrobiła piorunującego wrażenia w miarę trwania filmu stawała się w moich oczach coraz bardziej kawaii:D Chyba zgodnie z nazwiskiem aktora. Główny bohater taki odrobinę zagubiony w tej psychologicznej łamigłówce ale niezwykle słodki i pociesznie nieporadny. A jego nieświadomie wypowiedziane słowa "nie zostawiaj mnie Naboru" robią takie wrażenie, że scena pozostanie na długo w mojej pamięci.
Psychologicznie, wszystko w czym Japończycy znajdują przyjemność. Od strony uczuciowej, piękna historia. Od strony scenariuszowej, kilka rzeczy dosłownie do poprawki i by był ideał. Zarzut za krótko ale bez większych obciążeń dla biednego widza i dobrze się kończy, co jest dla wielu osób istotne. Jak ktoś lubi filmy z tego gatunku to polecam.
środa, 15 sierpnia 2012
Skrzypce z polską duszą i klasycznie na trawie
Czyli dwa koncerty na których byłam w tym tygodniu. Staram się chadzać na darmowe imprezy, co by skorzystać z dobrodziejstw jakie funduje miasto dla melomanów a w wakacje tych okazji jest naprawdę sporo.
Skrzypce z polską duszą w ramach koncertów w Dziekance, ten projekt opiera się nie tylko na polskich kompozycjach, ale przede wszystkim na polskich instrumentach. Prof Krzysztof Jakowicz, nie tylko z zaangażowaniem i prawdziwą wirtuozerią prezentował piękne utwory Paderewskiego, Chopina czy Wieniawskiego, ale także dokładnie omawiał instrumenty na których grał. Wszystkie wyszły spod ręki polskich lutników i słuchacze mogli porównać brzmienie każdego z nich.
Drugi koncert odbywał się w Królikarni, i zgodnie z tytułem każdy mógł przyjść i się rozłożyć z kocykiem na trawie by zażyć odrobinę muzycznych wspaniałości. Przyznam że inicjatywa ogromnie mi się podobała, tak samo jak wielu warszawiakom, którzy z całymi rodzinami przybyli na koncert. Utwory wybrane starannie i bardzo atrakcyjne, królował niezawodny Mozart, ale mogliśmy także posłuchać Haydna, którego koncert na dwa rogi ogromnie mi się podobał, oraz Hollanda.
Obydwie imprezy cyklicznie będą kontynuowane do końca sierpnia :)
W Królikarni jest przepiękna dziewiętnastowieczna rzeźba psa, autorem jest Edouard Leon Perrault, prawdopodobnie jest to nagrobek dla jego czworonożnego przyjaciela.
Skrzypce z polską duszą w ramach koncertów w Dziekance, ten projekt opiera się nie tylko na polskich kompozycjach, ale przede wszystkim na polskich instrumentach. Prof Krzysztof Jakowicz, nie tylko z zaangażowaniem i prawdziwą wirtuozerią prezentował piękne utwory Paderewskiego, Chopina czy Wieniawskiego, ale także dokładnie omawiał instrumenty na których grał. Wszystkie wyszły spod ręki polskich lutników i słuchacze mogli porównać brzmienie każdego z nich.
Drugi koncert odbywał się w Królikarni, i zgodnie z tytułem każdy mógł przyjść i się rozłożyć z kocykiem na trawie by zażyć odrobinę muzycznych wspaniałości. Przyznam że inicjatywa ogromnie mi się podobała, tak samo jak wielu warszawiakom, którzy z całymi rodzinami przybyli na koncert. Utwory wybrane starannie i bardzo atrakcyjne, królował niezawodny Mozart, ale mogliśmy także posłuchać Haydna, którego koncert na dwa rogi ogromnie mi się podobał, oraz Hollanda.
Obydwie imprezy cyklicznie będą kontynuowane do końca sierpnia :)
W Królikarni jest przepiękna dziewiętnastowieczna rzeźba psa, autorem jest Edouard Leon Perrault, prawdopodobnie jest to nagrobek dla jego czworonożnego przyjaciela.
2012 K-POP Cover Dance Festival – POLSKIE ELIMINACJE
Tak, tak moi drodzy byłam widziałam, przeżyłam i się wspaniale bawiłam.
Nic nie zastąpi tej energii które daje wspólne przeżywanie pasji.
Niezapomniane chwile kiedy wszyscy śpiewają koreańskie k-popowe przeboje, mina Katarzyny Żak, prowadzącej konferansjerkę, kiedy poleciał PSY a sala szalała - po prostu bezcenna. Profesjonalne podejście uczestników do konkursu, godne podziwu. Była szacowna komisja z Korei oraz telewizja , jeśli się nie mylę SBS. Ale największe wrażenie zrobili na mnie sami fani i ich zaangażowanie.
Proponuje Wam, zamiast monosylabicznych opisów "był czad, było świetnie, rewalacyjnie" relację zdjęciową z całego wydarzenia. Jeśli w następnym roku będą podobne eliminacje, jeśli kochacie k-pop i wszystko co z nim związane, musicie tam być!!!
Pan ambasador osobiście wręczał nagrody laureatom dwóch pierwszych miejsc.
Więcej zdjęć do obejrzenia na FB w tym albumie
Wyniki konkursu na stronce k-pop Polska Strona organizatora całego przedsięwzięcia czyli Centrum Kultury Koreańskiej
Filmiki z imperezy do obejrzenia tutaj
Nic nie zastąpi tej energii które daje wspólne przeżywanie pasji.
Niezapomniane chwile kiedy wszyscy śpiewają koreańskie k-popowe przeboje, mina Katarzyny Żak, prowadzącej konferansjerkę, kiedy poleciał PSY a sala szalała - po prostu bezcenna. Profesjonalne podejście uczestników do konkursu, godne podziwu. Była szacowna komisja z Korei oraz telewizja , jeśli się nie mylę SBS. Ale największe wrażenie zrobili na mnie sami fani i ich zaangażowanie.
Proponuje Wam, zamiast monosylabicznych opisów "był czad, było świetnie, rewalacyjnie" relację zdjęciową z całego wydarzenia. Jeśli w następnym roku będą podobne eliminacje, jeśli kochacie k-pop i wszystko co z nim związane, musicie tam być!!!
Pan ambasador osobiście wręczał nagrody laureatom dwóch pierwszych miejsc.
Więcej zdjęć do obejrzenia na FB w tym albumie
Wyniki konkursu na stronce k-pop Polska Strona organizatora całego przedsięwzięcia czyli Centrum Kultury Koreańskiej
Filmiki z imperezy do obejrzenia tutaj
Subskrybuj:
Posty (Atom)